separateurCreated with Sketch.

Z Gdańska do bram Jerozolimy. Rodzina Włochów od 30 lat „w drodze”!

pielgrzymująca rodzina Włochów z Gdańska

Rodzina Włochów razem z dziennikarką Urszulą Rzepczak i jej mężem Witoldem - we Włoszech

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Wzruszyłam się, gdy usłyszałam od najmłodszego syna: «Mama, weź mnie ze sobą! Dam radę iść z tobą do Matki Bożej, mam przecież tyle intencji!»”
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Całe nasze życie jest drogą i pielgrzymowaniem” – mówi Maria Karolina Włoch, która prawie od 30 lat wędruje w Gdańskiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę. W tym roku przeżywała swój Jubileusz – do Maryi, na Jasną Górę przyszła po raz 40.

Pielgrzymi z pokolenia na pokolenie

Z mężem Andrzejem są rodzicami czwórki dzieci. Na pierwsze "rekolekcje w drodze" – bo tak nazywają pieszą pielgrzymkę do Pani Jasnogórskiej – poszli z dwójką starszych synów. Dominik miał wtedy 12 lat, a Sebastian – 10. Później dołączyła do nich jeszcze 11-letnia Emilka i 9-letni Karol. "Wzruszyłam się, gdy usłyszałam od najmłodszego syna: «Mama, weź mnie ze sobą! Dam radę iść z tobą do Matki Bożej, mam przecież tyle intencji!»". Oto ich historia:

„Chodzenie z czwórką małych dzieci na pielgrzymkę wymagało odwagi – tak bym to ujęła. Ale wierzyłam i ufałam Maryi – opowiada Maria Włoch – że dotrzemy bezpiecznie, wprost „w Jej ramiona”. Na pieszą pielgrzymkę czekaliśmy cały Boży rok. Dosłownie. To były nie tylko przygotowania, ale w moim przypadku np. konieczność zrezygnowania z urlopu, żeby móc wyruszyć na pątniczą drogę.

W ciągu tych dwunastu miesięcy spotykaliśmy się też z naszą „pielgrzymkową rodziną”. Na niedzielne obiady, sobotnie grille czy wspólne wypady za miasto, „na łono przyrody”. Z biegiem czasu nasze pielgrzymkowe przyjaźnie coraz bardziej się zacieśniały, stawały się coraz bardziej rodzinne. Zawsze miałam pewność, że w razie potrzeby będę mogła na nich liczyć. I rzeczywiście, nigdy się nie rozczarowałam. Staraliśmy się, żeby to działało też w drugą stronę – sami też byliśmy aktywni i otwarci na potrzeby każdego, kto zapukał do drzwi naszego domu, do naszego życia. W myśl zasady, że więcej radości jest w dawaniu, niż w braniu.

Poznałam wielu niezwykłych kapłanów, rodziny, ale też konkretne osoby szukające swojego miejsca w życiu. Również takie, które na pielgrzymim szlaku chciały odkryć swoje powołanie. Wspólnie z rodziną, przez te wszystkie lata byliśmy świadkami (i towarzyszami), jak ludzie odkrywają swoje powołanie do życia kapłańskiego czy rodzinnego. Często pary poznawały się właśnie w czasie pieszego pielgrzymowania z Gdańska do Częstochowy. Aby przypieczętować miłość, wybierali Jasną Górę na miejsce zaślubin. Ostatni odcinek drogi przyszła młoda para przemierzała już w ślubnych strojach. Pielgrzymowaliśmy często w upałach lub zimnie, w deszczu. Nic nie było w stanie powstrzymać serc, które szukały Boga przez Maryję.

"Po owocach ich poznacie"

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jestem bardzo wdzięczna Bożej Opatrzności za ten czas „w drodze”. Dzięki niemu mogłam zrozumieć wiele trudnych spraw z życia mojego i moich bliskich. Dotarło też do mnie, że powiedzenie „wola Boża dla każdego z nas”, to pragnienie naszego dobra tu na ziemi, ale też w wieczności.

Po owocach ich poznajecie – te ewangeliczne słowa są również obecne w życiu moich dzieci. Przez te wszystkie lata pielgrzymowania one dorosły i każde z nich odnalazło swoje miejsce w życiu, ale też swoje powołanie. Dominik jest świeckim misjonarzem na Madagaskarze. W 2005 roku postanowił pójść pieszo do Rzymu, by osobiście spotkać się z Janem Pawłem II, który już wtedy dla wielu z nas był człowiekiem świętym. Niestety Ojciec Święty odszedł pamiętnego 2 kwietnia do Domu Ojca. Dominik początkowo chciał zrezygnować, ale jednak poszedł, bo zrozumiał, że istotą pieszej pielgrzymki do Rzymu ma być modlitwa, a nie spotkanie z papieżem.

Niezwykłą wyprawą syna była następna piesza pielgrzymka: z progu naszego domu w Nowym Porcie (dzielnicy Gdańska) do... bram Jerozolimy! Poszedł 12 maja 2007 roku, a ja pamiętam to do dzisiaj. Kiedy najstarszy syn samotnie przemierzał drogę, w Grecji dołączył do niego najmłodszy syn Karol, który miał wtedy 16 lat. Już wszyscy razem – bo dołączyliśmy do naszych synów resztą rodziny w Jordanii – dotarliśmy do Ziemi Świętej. To była jedna z naszych najważniejszych rodzinnych pielgrzymek. Potem Dominik dotarł pieszo do Medjugorie (2009), ponieważ bardzo poruszyły go orędzia Gospy, czyli Matki Bożej Królowej Pokoju. A w 2011 roku razem z Romanem Ziębą i Wojtkiem Jakowcem wędrowali przez wiele miesięcy do Asyżu: Dominik z Moskwy, Roman z Jerozolimy, a Wojtek z Fatimy. Nasza rodzina również dołączyła do syna przed wejściem do Asyżu, miasta pokoju.

Rodzinne pielgrzymowanie i nasze codzienne życie mogę porównać do tajemnic różańca: są dni radosne, ale też bardzo bolesne, i wtedy oczekujemy na zmartwychpowstanie po trudach. I dni pełne światła, bo nawet w największych ciemnościach Maryja oświetla nam drogę”.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.