Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Do tragedii nie doszło dzięki szybkiej reakcji byłego miejscowego proboszcza Kariego Luumiego i sprawującego nabożeństwo pastora Timo Kälviäinena. Dzięki zarządzonej ewakuacji i poluzowaniu więzów w drzwiach udało się im bezpiecznie wyprowadzić ze świątyni ok. 30-40 przebywających wewnątrz wiernych.
Zbudowany w 1881 r. drewniany budynek uległ jednak całkowitemu zniszczeniu. Wraz z nim spłonęły m.in. również naczynia liturgiczne z 1854 r. i organy z 1925 r. Ocalał za to wieńczący kopułę krzyż. Wierni dziękują jednocześnie Bogu, że do ataku nie doszło dzień wcześniej, w trakcie nabożeństwa wigilijnego. Wówczas w świątyni przebywało ok. 200 osób.
Jak przekazała fińska policja prawdopodobnym sprawcą tego aktu terroru był zamieszkały ok. 30 km dalej samotny, starszy mężczyzna. Po podpaleniu kościoła człowiek ten udał się do swojego domu w wiosce Torsansalo, gdzie dokonał samospalenia. Wcześniej podpalił również użyty w przestępstwie samochód. Motywy jego działania pozostają póki co nieznane.
"Skąd bierze się złość czy nienawiść, by robić takie rzeczy? (...) Czy my, chrześcijanie, jesteśmy tak paskudną bandą, że ludzie chcą nas anihilować?" - pyta retorycznie Luumi w rozmowie z portalem Iltalehti. "Miałem cztery czy pięć lat, gdy przyszedłem do tego kościoła z dziadkiem i babcią" - wspomina wydarzenia sprzed 70 lat b. proboszcz.
Na miejsce tragedii przyjeżdżają obecnie wierni z okolicznych wiosek. Wczoraj (26.12) po południu nabożeństwo na parkingu przed spalonym kościołem sprawował ordynariusz ewangelickiej diecezji Mikkeli bp Seppo Häkkinen. Wyrazy współczucia i solidarności skierowała też w stronę parafian miejscowa wspólnota prawosławna.