Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jest wiele osób, które mogłyby o wiele więcej napisać o relacji z papieżem Benedyktem XVI. Jego wieloletni przyjaciel abp Alfons Nossol, ksiądz prałat Paweł Ptasznik czy choćby ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz. Dziesiątki próśb o rozmowę napływało do mnie w dniu śmierci papieża Benedykta XVI, dlatego upubliczniam to wspomnienie. To moje osobiste świadectwo. Zwykłego, prostego chłopaka, który doświadczył wielkiej łaski bycia blisko, w moim przekonaniu, świętego.
Moja wizyta w Watykanie
Był wieczór 11 listopada 2019 roku. Rzym tonął w strugach deszczu. Chwilę po godzinie 17 dopiłem cappuccino w pobliskim barze przy Borgo Pio i stanąłem w Bramie św. Anny prowadzącej na Watykan. Przy biurze przepustek żandarmerii watykańskiej okazałem list z zaproszeniem podpisany przez osobistego sekretarza papieża emeryta, arcybiskupa Georga Gänsweina, po czym wsiadłem do samochodu z jednym z funkcjonariuszy i przez Cortile del Belvedere udaliśmy się w kierunku Ogrodów Watykańskich, a następnie zatrzymaliśmy się przed bramą Monastero Mater Ecclesiae.
Funkcjonariusz zadzwonił dzwonkiem, po czym otworzyła się brama, a on poprosił mnie bym opuścił samochód. W drzwiach klasztoru stanęła bezhabitowa siostra posługująca w klasztorze, która powitała mnie serdecznym uśmiechem i dobrym słowem. Weszliśmy do przedpokoju, zabrała moją kurtkę i zaprosiła mnie, bym zaczekał w pokoju po lewej stronie na parterze.
Minęło kilka minut. Bardzo wyczekiwałem tego spotkania, gdyż ostatni raz widzieliśmy się trzy lata wcześniej.
Spotkanie z Benedyktem XVI
Nagle drzwi się otworzyły i na wózku inwalidzkim ukazała się postać papieża emeryta, Ojca Świętego Benedykta XVI. Gdy go ujrzałem, choć byłem na jednej nodze i o dwóch kulach, uklęknąłem przed nim, złożyłem swoją głowę na jego dłoniach i łzy płynęły z moich oczu.
Nie byłem w stanie wymówić ani jednego słowa. Ja płakałem, a on głaskał moją głowę i ani przez chwilę nie czułem się w żaden sposób skrępowany.
Ta chwila była podobna do tej, gdy spotykasz się po długiej rozłące z kimś niezwykle ci bliskim. Uniosłem głowę i moje zapłakane oczy ujrzały jego pogodną, pełną miłości i łagodności twarz. Ucałowałem Jego Świątobliwość w rękę, a ksiądz arcybiskup Gänswein pomógł mi wstać i usiąść obok Ojca Świętego. Rozpoczęliśmy nasze spotkanie.
Polskie podarunki dla papieża emeryta
Przywiozłem Jego Świątobliwości z Polski wiele podarunków. Były wśród nich listy od osób, dla których pozostaje niezwykle ważny i które go kochają. Płyty z muzyką klasyczną wykonywaną przez młodych muzyków z orkiestry Sinfonia Iuventus. Album w języku angielskim o życiu i twórczości Fryderyka Chopina i swoją książkę Żyje się tylko raz. Kiedy tę ostatnią Ojciec Święty wziął do rąk, zaczął przeglądać strona po stronie i pytał o wszystkie osoby znajdujące się na licznych zdjęciach. Był żywo zainteresowany. I każdemu błogosławił.
Niestety książka ukazała się jedynie w języku polskim, a wspominam w niej kilka z naszych wcześniejszych spotkań, jeszcze za czasów pontyfikatu papieża Benedykta XVI. Kiedy skończyliśmy jej przeglądanie, abp Gänswein oddał mi ją mówiąc: „Weź ją proszę. Dasz ją komuś, kto rozumie w języku polskim”. Wtedy Ojciec Święty położył na niej rękę, mówiąc: „Proszę, żeby była w mojej bibliotece”.
Ten gest sprawił, że poczułem po raz kolejny ogromne wzruszenie. Poczułem się wyjątkowo.
Zobaczcie zdjęcia z tego niezwykłego spotkania:
Benedykt XVI: pokora, skromność, miłość
Ofiarowałem też Jego Świątobliwości moją „compostelę” z Camino de Santiago z 2017 roku, kiedy to szedłem w intencji Ojca Świętego w 90. rocznicę jego urodzin. Wziął ten oprawiony dokument do rąk, spojrzał na mnie i powiedział: „I ty szedłeś w mojej intencji tak długą i trudną drogą? Czym sobie na to zasłużyłem?”.
Jak bardzo po raz kolejny zawstydziła mnie jego ogromna pokora. Jego skromność i jego wielka miłość. Myślałem o tym, czym może być mój dar dla niego wobec tych wszystkich, jakie otrzymuje z całego świata. A jednak pokazał mi, że był dla Niego czymś wyjątkowym.
On dostrzegał to, co niewidzialne dla oczu. Dostrzegał miłość, którą można ujrzeć jedynie sercem.
Czułem się po prostu kochany
Podczas tego spotkania były też zabawne chwile, gdy Ojciec Święty przeglądał ofiarowane mu przeze mnie płyty z nagraniami muzyki klasycznej. Zachwycał się kolejno koncertami Mozarta, Bacha, Schuberta, kompozycją Przymierze Michała Lorenca, krążkiem Piotra Barona Wodecki Jazz, a ja drżałem, że Ojciec Święty zapyta mnie o któreś z dzieł wielkich kompozytorów, ponieważ w temacie muzyki absolutnie nie mogę zwać się znawcą.
Gdy doszedł do płyty z muzyką Haydna, spojrzał na utwory i skomentował: „Hmmm. Nie przepadam. Masz Georg, to dla ciebie”… I wszyscy szczerze, jak w gronie przyjaciół, śmialiśmy się.
Po raz kolejny nie czułem, że obok mnie siedzi jeden z najwybitniejszych teologów i myślicieli. Jeden z największych papieży Kościoła. Czułem się, jakbym był z kimś, dla kogo jestem ważny. Czułem się po prostu kochany.
Wiedziałem, że siedzę obok, jak mniemam, przyszłego doktora Kościoła i świętego, ale czułem, że jestem z kimś, dla kogo jestem kimś ważnym. Kto widzi we mnie o wiele więcej, niż tylko kolejną odwiedzającą go osobę.
Prezent od Ojca Świętego
Mógłbym siedzieć tam w nieskończoność, ale gdy zauważyłem, że Ojciec Święty zaczyna słabnąć, bez słów porozumieliśmy się z arcybiskupem Georgiem, że to czas, by powoli kończyć audiencję.
Miałem do Ojca Świętego na koniec jedną prośbę. Przyniosłem ze sobą piuskę zakładu krawieckiego Gammarelli, gdzie szyje się papieskie szaty od XVIII wieku. Zapytałem Ojca Świętego, czy mógłbym jedynie na chwilę założyć ją na głowę. On zdjął swoją, włożył do pudełka i ujął mnie za rękę.
„Do zobaczenia w niebie”
Gdy pobłogosławił mnie na koniec spotkania, założyłem kurtkę i wychodząc z pokoju z arcybiskupem Georgiem spojrzałem po raz ostatni na Ojca Świętego. On lekko uniósł swoją dłoń i powiedział: „Do zobaczenia w niebie. Będę tam na ciebie czekał”.
Pomachałem mu, nie jakbym żegnał się z głową Kościoła, ale jak z kimś bliskim. Opuściłem klasztor Mater Ecclesiae w towarzystwie księdza arcybiskupa. Nie potrafiliśmy ukryć naszych łez. Też nie było takiej potrzeby.
W tym miejscu nie mogę pominąć roli i oddania księdza arcybiskupa Gänsweina jako osobistego sekretarza papieża Benedykta. Każdemu życzę takiego przyjaciela, a księdzu arcybiskupowi dziękuję za jego życie poświęcone na służbę Ojcu Świętemu i Kościołowi.
Audiencja na placu św. Piotra
Ojciec Święty pamiętał każde z naszych spotkań. Każdy ze szczegółów. A przecież nie byłem i nie jestem nikim szczególnym. Zwykłym chłopakiem. Ale on każdego traktował tak samo. Z najwyższym szacunkiem i uwagą. Każdego obdarzał wielka miłością.
Pamiętam jedną z audiencji generalnych z Ojcem Świętym Benedyktem XVI. Gdy przybyłem na plac Świętego Piotra, był on już wypełniony po brzegi. Na końcu placu zobaczyłem starszą kobietę modlącą się na różańcu i czekającą na spotkanie z papieżem. Niestety stała poza barierkami.
Podszedłem do niej i zapytałem: „Chce pani wejść ze mną bliżej? Mam dwa bilety”. Ona odparła: „Nie chcę robić panu problemu. Będę szczęśliwa, jeśli choć zobaczę Ojca Świętego”. Odpowiedziałem: „Zapraszam więc panią ze mną, z tego miejsca lepiej pani będzie mogła zobaczyć Ojca Świętego”.
Najbardziej wzruszające spotkanie
Gdy doszliśmy do sektora specjalnego, znajdującego się tuż przy papieskim tronie, jej oczy wypełniły łzy i powiedziała: „Proszę pana, ale ja nawet nie jestem ładnie ubrana. Nie wypada bym tu była”. „Pan Jezus patrzy na inną szatę – tę niewidzialną dla oczu” – odpowiedziałem, biorąc ją za rękę.
Przez cały czas trwania audiencji łzy płynęły po jej policzkach, była wpatrzona w Ojca Świętego. Nie wiedziała jeszcze, jaki dar Pan Bóg dla niej przygotował. Po błogosławieństwie i baciamano (ucałowaniu ręki) papież podszedł do sektora, a ona mogła podać mu rękę.
Dla Ojca Świętego w tym momencie była ona jakby jedyną osobą na placu, a dla niej on. To spotkanie trwało może dwie sekundy, ale było to jedno z najbardziej wzruszających spotkań, jakich świadkiem byłem.
Umarł święty! Umarł święty!
Takim właśnie pamiętam papieża Benedykta XVI z każdego naszego spotkania. Z tego w Pałacu Apostolskim, podczas audiencji generalnych na placu Świętego Piotra, w letniej rezydencji w Castel Gandolfo czy w Monastero Mater Ecclesiae z Ogrodów Watykańskich.
Gdy brał Twoją rękę i spoglądał w Twoje oczy, istniałeś dla niego jedynie Ty. Choćby dookoła były tysiące innych osób, w danej chwili byłeś dla niego tylko Ty! Może dlatego trudno jest mi udzielić wywiadu, bo nie potrafię powstrzymać swoich łez na wspomnienie wszystkich tych wydarzeń. Bo to druga najbliższa memu serca osoba, którą kocham i, w wymiarze ludzkim, tracę w ciągu tygodnia. Bo pozostaje w sercu ogromna wyrwa, ale i wewnętrzna pewność, którą wierzę, że Kościół na drodze procesu beatyfikacyjnego potwierdzi, że papież Benedykt XVI jest już w niebie i oręduje tam za nami przed obliczem Pana.
Dziś, jak i w dniu pogrzebu na placu Świętego Piotra, z pełnym przekonaniem chcę krzyczeć, jak dzieci na ulicach Rzymu po śmierci św. Benedykta Józefa Labre: „Umarł święty! Umarł święty!”.
Kocham Cię, Ojcze Święty. Dziękuję i do zobaczenia w niebie.