Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wychodzą z założenia, że rodzice – niezależnie od stopnia religijnego zaawansowania – są pierwszymi i najlepszymi wychowawcami, nauczycielami oraz mistrzami w przekazywaniu dzieciom wiary. Odkryli to, gdy sami przed laty stworzyli pierwszą "barankową" grupę, w ramach której kilkanaście rodzin przygotowywało swoje dzieci do pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej. Nie przypuszczali, że dziesięć lat później w całej Polsce działać będzie siedemdziesiąt takich grup.
W Barankach duży akcent kładzie się na przygotowanie dzieci do spowiedzi. Tu wygląda ono zupełnie inaczej niż na standardowej, szkolnej katechezie. Podobnie zresztą jak sam sakrament pojednania.
Czy wszyscy kapłani nadają się do spowiadania dzieci? Czy słuszne są postulaty o zakazaniu przystępowania do sakramentu pojednania najmłodszym wiernym? Z Olą Sawicką i o. Przemysławem rozmawiamy o zmarnowanych talentach, spojrzeniu na grzech w perspektywie miłości i katechizmowych "gotowcach".
Misja: usunąć rozpraszacze
Magdalena Prokop-Duchnowska: Tłum, błysk fleszy, drogie prezenty i wystawne przyjęcie. Tak wygląda Pierwsza Komunia w większości polskich rodzin. W Barankach jest inaczej...
O. Przemysław Ciesielski OP: Świadomie rezygnujemy z tej całej fasady: wielkiej, rozbudowanej uroczystości i recytowania wierszy. Nie ma też prezentów, a fotograf robi zdjęcia dopiero po mszy. Staramy się usunąć wszelkie możliwe rozpraszacze – wszystko to, co mogłoby utrudnić dzieciom i rodzicom doświadczenie spotkania z kochającym Jezusem. Chcemy zrobić miejsce na istotę, czyli relację z żywym Bogiem.
Jest kameralnie?
Ola Sawicka: Nie w takim sensie, że do Komunii przystępuje garstka dzieci. Zdarza się, że w grupie jest ponad dwadzieścia rodzin, i to wielodzietnych. U nas kameralnie oznacza raczej: bardzo mocno w rodzinie.
O. Przemysław: Naszym założeniem jest duszpasterstwo małżeństw i całych rodzin, a nie samych tylko dzieci. Prawda jest taka, że jak rodzice się kochają, to dzieci tym nasiąkają i oddychają. Nie przygotowujemy ich do jednej, dużej uroczystości, która ma być zwieńczeniem tych przygotowań. Dzień Komunii to dopiero początek podróży.
Strach, kładzenie nacisku na formułki i długa kolejka zestresowanych, przestępujących z nogi na nogę dzieci. Tak wspominam pierwszą spowiedź syna. Jak przygotowujecie do sakramentu pojednania w Barankach?
O. Przemysław: Punktem wyjścia jest przypowieść o talentach. Na tej podstawie dzieci wraz z rodzicami starają się rozpoznać i nazwać dobro, które otrzymały od Boga. W praktyce wygląda to tak, że rodziny siadają nad wielkim arkuszem papieru i zapisują, malują i wyklejają dostrzeżone w sobie i swoich bliskich dobro.
Co pojawia się na tych kartkach?
O. Przemysław: Mnóstwo rzeczy: od rybek, piesków, piłek, nart, skrzypiec, po mamę, tatę, siostrę, brata...
Ola: ...że się lubimy, że potrafimy sobie przebaczać. Zasadniczo idzie to potem coraz głębiej.
O. Przemysław: Jest na przykład dar miłości, szacunku czy pomagania. Różnie to dzieci i ich rodziny nazywają.
Grzech jako brak dobra
Ale zasadniczo chodzi o jedno.
O. Przemysław: Chcemy pokazać dzieciom, że Bóg stworzył każdego z miłości i do miłości. Że obdarzył nas mnóstwem darów i talentów, a naszym zadaniem jest je odkrywać i dobrze ich używać oraz dzielić się nimi w codzienności. W ten sposób dochodzimy do tego, że zdarza się nam te otrzymane dobro zakopać albo wykorzystać niezgodnie z przeznaczaniem. Grzech nie jest więc rozumiany jako przekroczenie jakiegoś przepisu, tylko jako zmarnowanie talentu. Mogę wziąć do ręki gitarę, żeby wydobyć z niej piękny dźwięk, a mogę walnąć nią po głowie kogoś, kto akurat mnie zdenerwował. W ten sposób nie tylko zrobię temu komuś krzywdę, ale i zniszczę instrument. A na zepsutej gitarze nie będę mógł potem już dźwięcznie zagrać.
Czyli z "barankowej" perspektywy grzech jest złym wykorzystaniem dobra.
O. Przemysław: Grzech jest dziurą. Na skutek tego, że coś zrobiłem (albo czegoś nie zrobiłem) pojawia się we mnie brak. Zniszczyłem, zakopałem lub źle wykorzystałem dobro, które otrzymałem od Boga. Ono we mnie obumarło, więc jestem jak sparaliżowany. Potrzebuję łaski uzdrowienia i przebaczenia, żeby na nowo stanąć na nogi.
Ola: I tu jest wielka rola rodziców – żeby zamiast wyliczać dziecku rzeczy, które zrobiło źle, pomóc mu samodzielnie ponazywać zaniedbane dobro, a w konsekwencji wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. To pomaga w mądrym kształtowaniu sumienia.
O. Przemysław: Kładziemy akcent na miłość, bo to ona – a nie walka ze złem i grzechem – jest głównym celem naszego życia.
Takie spojrzenie zmienia zupełnie sens spowiedzi. Dziecko nie idzie do konfesjonału, żeby wyrecytować grzechy i "odbębnić" przykry obowiązek.
O. Przemysław: Tak, przestaje przychodzić do Boga po komfort psychiczny i odznakę prymusa. Przychodzi, żeby wypełnić brak, na nowo ożywić swoje dary i doświadczyć uzdrawiającej mocy miłości. Zrzuciłem kamień z serca, to teraz odmówię trzy zdrowaśki i będzie z głowy? No nie! Sakrament pojednania jest dopiero początkiem.
Odejście od konfesjonału bez planu i pomysłu na to, jak mogę swój talent wykorzystać w codzienności, może skończyć się szybkim zmarnowaniem łaski. To tak, jakby dostać milion dolarów i bez pomyślunku roztrwonić tę kwotę na co popadnie. Sztuką jest te pieniądze mądrze zainwestować. Dlatego ważne, żeby odejście od konfesjonału zwieńczone było konkretną decyzją, postanowieniem wzięcia na warsztat jakiegoś dobra, talentu lub daru i pomysłem, jak go używać w codzienności.
Wyrok śmierci czy przebaczająca miłość?
Jaki wpływ na dziecięce podejście do spowiedzi ma atmosfera w rodzinie?
Ola: Ogromny! Jeśli w domu przepraszanie i przyznawanie się do błędów jest na porządku dziennym, to pojednanie z Bogiem przychodzi dziecku bardzo naturalnie.
O. Przemysław: W niektórych rodzinach przyznanie się do błędu skutkuje aferą, karą, niezdrową atmosferą. Wtedy wyjawienie jakiegoś zła kojarzyć się będzie bardziej z wyrokiem śmierci niż z przebaczającą miłością bliskich, a więc i Boga.
Ola: Błędy są wpisane w życie każdego człowieka. Ważne, jak rodzic zareaguje na przeprosiny: czy przytuli i podziękuje, czy powie "no dobra, teraz ci daruję, ale następnym razem...".
Baranki to dobre, ale mniejszościowe rozwiązanie. Co z tymi wszystkimi rodzinami, które przygotowują dzieci do spowiedzi idąc standardową – szkolną lub parafialną – ścieżką? One nie mają szansy dobrego przeżycia sakramentu pojednania?
O. Przemysław: Przerzucenie akcentu na formułki faktycznie może utrudnić dobre przeżycie spowiedzi. To wiąże się trochę z pójściem na łatwiznę. Wykucie na pamięć nie wymaga spotkania z żywym Bogiem, Jego miłością i przebaczeniem. Ale to absolutnie nie jest tak, że standardowe przygotowanie z automatu skazuje nasze dzieci na płytkie przeżycie Komunii i mniej wartościowy sakrament pojednania. Tak jak mówiliśmy – ogromna jest tutaj rola chociażby rodziny. Wbrew pozorom, jest sporo katechetów, którzy potrafią świetnie przygotować dzieci do spowiedzi.
Ola: Chodzi też chyba o to, żeby nie scedować całego zadania na księży i religię w szkole. Nam, rodzicom, często wydaje się, że jeśli nie jesteśmy teologami, to nie mamy wystarczających kompetencji, żeby prowadzić dzieci do wiary. Nic bardziej mylnego! To jest nasze najważniejsze zadanie.
Bez traumy – czy to w ogóle możliwe?
W mediach pojawiają się kolejne historie ludzi, którzy doświadczyli w konfesjonale traumy. A co o spowiedzi mówią – i jak ją potem wspominają – "barankowe" rodziny?
Ola: Powiem najpierw, jak ta spowiedź u nas wygląda. Rodziny klęczą w ławkach, śpiewając i adorując Pana Jezusa. Kapłan siada gdzieś w pobliżu ołtarza, np. na schodkach. Gdy któreś z dzieci da sygnał, że jest gotowe, rodzice biorą je za rękę i idą razem w kierunku księdza. A w trakcie samej spowiedzi pozostają w pobliżu i modlą się wstawienniczo.
O. Przemysław: Po spowiedzi kapłan, a potem rodzice przytulają dziecko. To jest nawiązanie do przypowieści o marnotrawnym synu. Na koniec rodzice zakładają dziecku prostą, białą albę, w której następnego dnia pójdzie do Pierwszej Komunii.
Co do wspomnień... Już następnego dnia po pierwszej spowiedzi najmłodsza córka Oli i Marcina pytała, czy jutro też będzie mogła przystąpić do sakramentu pojednania (śmiech). Bynajmniej nie dlatego, że zdążyła od wczoraj coś przeskrobać. Miała po prostu bardzo dobre doświadczenie spowiedzi.
Czyli wszystko odbywa się przy udziale i na widoku rodziców. To ważne, biorąc pod uwagę chociażby ograniczone zaufanie wiernych wobec kapłanów.
O. Przemysław: Z reguły jesteśmy na widoku, ale są dzieci, u których taka ekspozycja budzi potworny stres. Dlatego czasem spowiedź odbywa się w bardziej intymnych warunkach, czyli np. za ołtarzem. W takich momentach ważniejsze jest dla nas dobro dziecka niż dobry PR i to, co pomyślą inni.
Ola: Dla nas istotne jest to, że spowiedź odbywa się w pobliżu Najświętszego Sakramentu.
O. Przemysław: Dlatego nawet jak klękamy za ołtarzem, to zawsze proszę dziecko, by zwróciło się w stronę Jezusa. To pomaga przekierować uwagę na Boga.
Gotowość psychiczna
Na religii zaleca się, by przy rachunku sumienia korzystać z katechizmu. To dobry pomysł?
O. Przemysław: Mówiąc delikatnie: nie zachęcamy do korzystania z gotowych katalogów grzechów! Śmiejemy się, że one są dla ludzi, którzy nie wiedzą, jak zgrzeszyć – wystarczy zajrzeć, a na pewno znajdzie się coś godnego uwagi. Lepszym pomysłem jest pokazanie dziecku perspektywy dobra i wspólne zastanowienie się nad tym, jak traktuje ono otrzymane dary.
Ola: Taka lista wprowadza niepotrzebny zamęt. Poza tym dziecko nie wszystko rozumie. Jak wytłumaczyć mu na przykład co to znaczy "nie cudzołóż"?
O. Przemysław: Żeby była jasność: nam nie chodzi o wymazanie pojęcia grzechu, a jedynie spojrzenie na ten grzech z innej perspektywy.
Zwolennicy zakazu spowiedzi dzieci twierdzą, że dzieci nie są na nią psychicznie gotowe.
O. Przemysław: Niektóre dzieci świadomość grzechu i zła mają już wieku pięciu lat. Nasze doświadczenie pokazuje, że mniej więcej między piątym a siódmym rokiem życia u dziecka pojawia się naturalna otwartość na wszystko, co duchowe, czyli też na spotkanie z Bogiem.
O. Maciej Biskup OP napisał ostatnio: "Dziecko, nie mając możliwości widzenia siebie w procesie, nie ma też wystarczających narzędzi, aby oddramatyzować swoje grzechy, co wiąże się z tym, że spowiedź jest dla dzieci wydarzeniem dramatycznym”.
O. Przemysław: Naprawdę nie zauważyłem, żeby nasze "barankowe" dzieci przeżywały w spowiedzi jakąś traumę. Co nie zmienia faktu, że sakrament pojednania bywa dla niektórych trudnym i stresującym wydarzeniem. Pamiętajmy jednak, że założeniem spowiedzi jest doświadczenie miłości Boga.
Dziecko, które walnęło brata w szczękę, ma przecież świadomość, że zrobiło coś złego. Może się tego wypierać albo zwalać winę na kogoś innego, ale przecież ma rozum i wolną wolę, i zdaje sobie sprawę z tego, co się wydarzyło. Czy ma nie konfrontować się z prawdą o tym, że jest zdolne zrobić komuś krzywdę? Przecież nie chodzi o to, żeby powiedzieć mu, że jest złe. Chodzi o mądre towarzyszenie i kształtowanie sumienia. Bez wpędzania w poczucie winy i wyrzuty sumienia, bo one są złe.
Bóg, który za zło karze
Czyli spowiedź od szesnastego roku życia nie ma większego sensu?
O. Przemysław: Te postulaty opierają się na czyichś traumatycznych doświadczeniach. Tyle że złe doświadczenie spowiedzi nie oznacza, że zły jest cały sakrament. To tak, jakby ktoś, kto miał wypadek samochodowy, stwierdził, że samochody są złe i nie należy nimi jeździć. A wystarczy przecież postępować rozumnie i umiejętnie.
Poza tym wypytywanie penitenta o szczegóły dotyczące szóstego przykazania może być traumatyczne nie tylko dla dziecka.
Na katechezie w szkole wciąż można usłyszeć o tym, że "Pan Bóg za dobro wynagradza, a za zło karze". W końcu to jedna z pięciu prawd wiary... Jak rozmawiacie o niej z dziećmi?
O. Przemysław: Tak się niestety zdarza. W potocznym rozumieniu ta prawda wypacza obraz Boga. Ale w biblijnym sensie odnosi się do sądu ostatecznego, który to spowoduje, że dobro zostanie ostatecznie uwolnione z okowów zła. W spowiedzi Bóg również wyzwala z okowów zła. W tym sensie, że w sakramencie pojednania człowiek staje się bardziej wolnym.
Ola: Staramy się koncentrować głównie na tym, że Pan Bóg wybacza – jest miłosierny i kochający.
Dobry spowiednik, czyli jaki?
Jakie cechy i predyspozycje powinien posiadać kapłan, który spowiada dzieci?
O. Przemysław: Zawsze zachęcam rodziców, by sami wybierali dzieciom księży. Pójście w tej kwestii na żywioł może się źle skończyć. Na pewno nie może to być ktoś, kto przesadnie stoi na straży przepisów i regułek. Potrzebna jest pokora, prostota, umiejętność słuchania. Ale powiedzmy sobie szczerze – to są cechy dobrego spowiednika w ogóle. Dobry spowiednik – czy to dzieci czy też dorosłych – powinien podchodzić do każdego indywidualnie. Powinien umieć przyjąć człowieka w takim punkcie, w jakim aktualnie się on znajduje, a nie wymagać od niego, żeby doskoczył do jakiegoś piedestału.
Co można zrobić, by tak właśnie było?
O. Przemysław: Trzeba zacząć od formacji kapłanów w seminariach. Ale takiej formacji stricte ludzkiej. W przeciwnym razie więcej będziemy mieć strażników kultu niż świadomych siebie i potrafiących usłyszeć drugiego człowieka księży.
*Ola Sawicka: szczęśliwa żona i mama siódemki dzieci. Nauczycielka i propagatorka metody Montessori. Wspiera rodziców w przygotowaniach dzieci do Pierwszej Komunii Świętej.
*O. Przemysław Ciesielski: dominikanin, duszpasterz rodzin z parafii Przemienienia Pańskiego w Katowicach i współzałożyciel Baranków.