separateurCreated with Sketch.

Poszedł po przyjaciela, sam pozostał w górach na zawsze

trzech alpinistów schodzi z góry w okolicy Mont Blanc
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Nie zostawia się w górach przyjaciela, nawet choćby by już tylko zamarźniętą bryłą”. Nie wymyślił tego wtedy, była to zasada, którą Jerzy Wawrzyniec kierował się w górach zawsze.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

W sierpniu 1957 r. w masywie szczytu Mont Blanc (4808 m n.p.m) trwa akcja ratunkowa. Polacy przebywający wtedy na obozie alpinistycznym oraz francuscy ratownicy szukają Stanisława „Mojżesza” Grońskiego, doświadczonego wspinacza, który wyruszył w góry z dwoma Jugosłowianami. Na domiar złego w rejonie Chamonix załamuje się pogoda i przez wiele dni utrzymują się fatalne warunki.

Wśród ratowników biorących udział w akcji jest wybitny alpinista i pisarz Jan Długosz. Tak opisuje sytuację w górach w tamtym czasie:

Lawiny groziły przecież w każdej chwili. Na górze jakby rozszalały się wszystkie złe moce, huragan nie ustawał ani na moment. Jeśli ktoś żywił jeszcze jakąś nadzieję, stracił ją chyba bezpowrotnie. Dzisiaj mijał tydzień od chwili wyruszenia Grońskiego […]. Przeżyć tydzień w takich warunkach – to stanowczo ponad ludzkie siły.

Jednym z zespołów idących na ratunek kieruje Wawrzyniec Żuławski.

Multitalent Jerzego Wawrzyńca

Jerzy Wawrzyniec (nigdy nie używał pierwszego imienia) pochodził z artystycznego klanu Żuławskich. Kiedy przychodzi na świat, 14 lutego 1916 r., jego ojciec Jerzy – filozof, pisarz, autor m.in. trylogii fantastycznej Na srebrnym globie, Zwycięzca, Stara ziemia –  nie żyje już od paru miesięcy. Matka, Kazimiera z Hanickich, romanistka z tytułem doktorskim, zajmowała się tłumaczeniem literatury francuskiej. Brat Marek został malarzem, drugi ze starszych braci, Juliusz, był poetą, prozaikiem i tłumaczem poezji anglojęzycznej.

W wielu 16 lat Wawrzyniec rusza na pierwsze wspinaczki tatrzańskie ze swoimi kuzynami i braćmi. Już rok później notuje pierwszy poważny sukces – z bratem Markiem prowadzą drogę na północno-zachodniej ścianie Żabiego Mnicha, wtenczas uważanej za nie do zdobycia. Wkrótce, dzięki imponującym przejściom, staje się jednym z najlepszych taterników swojego pokolenia; wspina się na Mięguszowiecki Szczyt północno-wschodnim filarem, na Małego Młynarza północną ścianą, na Łomnicę wschodnią ścianą, a zimą – na Lodowy Szczyt z Doliny Czarnej Jaworowej przez Dolinę Śnieżną i na Cubrynę północno-wschodnią ścianą.

Zaczyna wyjeżdżać w Alpy, a w 1938 r., kiedy ma zaledwie 22 lata, „Wawa”, jak mówią na niego znajomi, kieruje już wyprawą w rejonie Mont Blanc. Swoje wyprawy w najwyższe góry Europy opisuje w książce Wędrówki alpejskie wydanej w 1939 r., pisze też artykuły do "Taternika", powoli wykuwa się jego talent literacki.

W latach 20. i 30. XX w. kształci się najpierw w konserwatorium toruńskim, a następnie warszawskim. Studiuje muzykologię i kompozycję. Powstają jego pierwsze utwory muzyczne. Niestety wybucha wojna.

Tablica przy ul. Mochnackiego w Warszawie, upamiętniająca Wawrzyńca Żuławskiego
Tablica przy ul. Mochnackiego w Warszawie, upamiętniająca Wawrzyńca Żuławskiego

Bohater

W czasie okupacji Żuławski musi imać się różnych zajęć, żeby przeżyć. Jednocześnie organizuje konspiracyjne życie kulturalne. W warszawskim mieszkaniu wraz z matką dają schronienie Żydom – w 1980 r., już pośmiertnie, zostają oboje odznaczeni medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” z prawem zasadzenia drzewek z ich imionami w Ogrodzie Sprawiedliwych w Instytucie Yad Vashem.

W czasie wojny nie porzuca kompozycji – powstają m.in. Partita fortepianowa (zapis został przemycony i wydrukowany w Londynie) oraz Kwintet fortepianowy.

W 1943 r. dociera do Zakopanego, przechodzi kilka trudnych dróg m.in. w rejonie Morskiego Oka, ale udaje mu się też przejść na południową stronę – wspina się w Tatrach Słowackich.

Jako żołnierz AK bierze udział w Powstaniu Warszawskim – 1 sierpnia nie udaje mu się dostać na miejsce zbiórki macierzystego oddziału. Kiedy jednak rusza do pierwszego natarcia, walczy z pistoletem… bez amunicji. Zostaje przydzielony do batalionu Odwet z pseudonimem Jan Koryciński.

Człowiek orkiestra

Po wojnie, bezlitośnie dla siebie a z pożytkiem dla innych, robi użytek ze swoich talentów. Jego niespożyta energia i zapał organizatora, społecznika, ale też pedagoga, artysty i alpinisty niemal eksploduje we wszystkich sferach życia. Jest wszystkim dla wszystkich.

A zatem jest profesorem najpierw w Konserwatorium Muzycznym w Łodzi, a następnie w PWSM w Warszawie, stałym recenzentem i felietonistą w "Expressie Wieczornym". Pisze też do "Kuźnicy" i "Nowej Kultury". Zajmuje się krytyką muzyczną. Wydaje kolejne książki, powstaje Trylogia TatrzańskaSygnały ze skalnych ścian, Tragedie Tatrzańskie, Skalne lato - książki te wchodzą do kanonu polskiej literatury górskiej.

Jest prezesem ZAiKS, działa w Związku Kompozytorów Polskich, reaktywuje po stalinowskiej nocy polski ruch wysokogórski. Wciąż aktywnie się wspina, kieruje wyprawami w Alpy, bierze udziału w licznych akcjach ratunkowych, niektórym przewodniczy.

Masyw Mont Blanc
Masyw Mont Blanc

W imię zasad

Wróćmy jednak do wydarzeń pod Mont Blanc.

W sierpniu 1957 r. Żuławski nie uczestniczy w obozie alpejskim, ale przebywa w Chamonix jako prezes Klubu Wysokogórskiego i nawiązuje oficjalne kontakty z ENSA (École Nationale se Ski et d’Alpinisme – Narodową Szkołą Narciarstwa i Alpinizmu).

Jak wiemy już, wychodzi w góry na akcje ratownicze z polskimi alpinistami. Bezowocne poszukiwania w szalejącej od paru dni nawałnicy, jak też relacje alpinistów schodzących ze schronisk – zarówno po stronie włoskiej jak i francuskiej – pozwalają wysnuć tragiczny wniosek – dalsza akcja nie ma już sensu. Ratownicy zgadzają się, że zrobili już wszystko, co mogli – kiedy poprawiła się nieco pogoda, wysłano nawet rekonesans lotniczy. Wszystko na nic. Groński i Jugosławianie z pewnością zginęli.

Nazajutrz, 17 sierpnia przed południem, zdecydowano o zaprzestaniu akcji poszukiwawczych. Jednak… pod wieczór pogoda się poprawia. Francuzi decydują się na ostatni rekonesans na grani od Col du Midi do schroniska Vallot.

Dlaczego? Padają różne argumenty. Przytacza się przypadek myśliwego z Tyrolu, który przeżył pod lawiną tydzień. Być może chodziło o kwestię prestiżu – ostatnio z powodu nieudanych akcji francuskie służby ratownicze nie miały dobrej prasy. A może rzeczywiście alpejscy ratownicy chcieli być pewni, że zrobili wszystko co w ich mocy?

Padają też pytania, dlaczego dołączył do nich prezes Klubu Wysokogórskiego wraz z towarzyszami – Bielem, Utrackim i Warteresiewiczem? Już później niektórzy ośmielają się nazwać ich decyzję „Somosierrą”. I właśnie może w tych okolicznościach padają słowa, które już na zawsze będą kojarzone z Wawrzyńcem Żuławskim:

[…] kiedy […] udawał się na beznadziejne już poszukiwanie Staszka Grońskiego, powiedział: „Nie zostawia się w górach przyjaciela, nawet choćby by już tylko zamarźniętą bryłą”. Nie wymyślił tego wtedy, była to zasada, którą kierował się w górach zawsze.

Alpiniści w masywie Mont Blanc

W niedzielę, 18 sierpnia, o godz 2.45 z obserwatorium-schroniska Cosmique wyruszają cztery zespoły Polaków i Francuzów. Około godziny 4.40 obrywa się część bariery seraków (element lodowca). Potężna lawina pędzi w stronę dwójki Polaków związanych liną. Tysiące ton twardego lodu wpychają jednego z nich do szczeliny lodowcowej; jego towarzysz, Stanisław Biel, zostaje na powierzchni wciąż związany liną. Francuzi dobiegają do niego i odcinają go od kolegi leżącego pod lawiną. Mimo poważnych urazów wewnętrznych udaje się uratować Biela w szpitalu po wielokrotnych transfuzjach.

Ciało Żuławskiego zostało dosłownie zamurowane na głębokości 15 metrów pod zwałami lodu. Na miejscu stwierdzono, że szukanie go pod potężnym lawiniskiem jest bezcelowe – potrzebne byłoby zaangażowanie mnóstwa ludzi i sprzętu.

Wszyscy wycofują się. Zaraz po tym polski obóz alpinistyczny zostaje zwinięty. Wspinacze wracają do kraju. Nikt już nie wychodzi na rekonesans miejsca wypadku. Wawrzyniec Żuławski na zawsze pozostaje w górach.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!