separateurCreated with Sketch.

To jedno pytanie pomogło mi inaczej spojrzeć na swoje dzieci

Matka wygłupia się z córką podczas wspólnego przyrządzania sałatki w kuchni
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Cecilia Pigg - 23.02.23
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dotąd postrzegałam wychowanie jako projekt do zrealizowania. Jednak pewnego razu, a konkretnie podczas jednego z rachunków sumienia, dotarła do mnie pewna bardzo istotna prawda...
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Jeszcze niedawno miałam w zwyczaju sporządzać listę problemów do rozwiązania, wymyślając przy tym najlepsze strategie. Dzieliłam drogę do celu, który zamierzałam osiągnąć, na małe, codzienne kroki, czyli zadania na każdy dzień. I nie, to nie był żaden nowy, zawodowy projekt! W taki właśnie sposób podchodziłam bowiem do wychowywania dzieci.

W pewnym momencie zauważyłam jednak, że zaczynam patrzeć na swoje dzieci jak na problemy do rozwiązania, a nie jak na ludzi do kochania. I to był prawdziwy kłopot! Oczywiście, że dobrze jest wyznaczać sobie cele, również w wychowaniu i rodzicielstwie. Nie wolno jednak patrzeć na nie przez pryzmat tabelek i wyników. Trzeba dostrzegać indywidualny charakter każdego dziecka i umieć się nim zachwycić.

Mój program "naprawczy" był totalnie skoncentrowany na poprawieniu zachowania dzieci. Czyli jego celem było osiągnięcie względnego spokoju i porządku. Zdałam sobie jednak sprawę, że w tym misternym planie brakuje czasu, który mogłabym dobrowolnie im poświęcić. Czasu, w którym otrzymałyby moją stuprocentową uwagę.

Dotarło to do mnie na jednym z codziennych rachunków sumienia. Zastanawiałam się akurat nad tym, jak kocham innych ludzi, a raczej – jak kocham w nich Jezusa. Czy widzę Jezusa również w mojej najbliższej rodzinie? Mocno mnie to pytanie uderzyło. Jeśli powinnam widzieć Jezusa w przypadkowym nieznajomym w sklepie, to tym bardziej muszę umieć dostrzec Go w swoim mężu i dzieciach – zwłaszcza, że ​​widzę się z nimi każdego dnia!

Moja rodzina daje mi szansę okazywania im miłości każdego dnia! Dzięki temu mogę wychodzić z egoizmu i doskonalić się w poświęceniu dla drugiego człowieka. Czy potrafię zobaczyć w nich Jezusa? To jedno pytanie zadaję sobie od tej pory już zawsze.

Postanowiłam zebrać od osób ze swojego otoczenia sposoby na ponowne zachwycenie się własnymi dziećmi, dostrzeżenie ich wyjątkowości oraz sprawienie, by czuły się kochane i akceptowane. Odtąd staram się patrzeć na nie nie tyle jak na projekt, co jak na pełnowartościowe osoby. Jak to wygląda w praktyce?

Witam je z radością

Gdy zobaczę je pierwszy raz danego dnia, witam je dobrym, serdecznym słowem np. "Dzień dobry! Jak dobrze cię widzieć!".

Ofiarowuję im czas na wyłączność

Każdego dnia staram się spędzać chociaż 10 min. z każdym ze swoich dzieci. To ma być czas "jeden na jeden", czyli na wyłączność. Wówczas całą swoją uwagę kieruję właśnie na nie. Czytamy książki, opowiadamy sobie historie lub oglądamy rodzinne albumy.

Pielęgnujemy wspólne zainteresowania

Znalezienie zajęć, które sprawiają radość obu stronom, jest bardzo istotne dla budowania lepszej relacji. Ważne, by zarówno rodzic jak i dziecko nie musieli się do nich zmuszać.

Komplementuję je chociaż raz dziennie

Krytykowanie i upominanie przychodzi nam niejako z automatu. Znacznie trudniej zauważyć dobro, jakie stało się udziałem dziecka. Postaraj się każdego dnia dostrzec i wyrazić słowami choć jedną rzecz, którą dobrze zrobili.

Wołam i/lub wypowiadam imiona dzieci z radością, a nie z frustracją

Mów do nich po imieniu nie tylko wtedy, gdy zwracasz im uwagę, ale również wtedy, gdy kierujesz do nich czułe słowa.

Pozytywnie kończymy dzień

Zadbaj o regularnie praktykowany rytuał, który pomoże waszej rodzinie dobrze i przyjemnie zakończyć dzień.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.