Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Istotą bilansu Wielkiego Postu nie jest odpowiedź na pytanie, jak wiele wyrzeczeń i praktyk podjęliśmy w jego trakcie oraz podsumowanie ich w tabelce, którą przekażemy Panu Bogu do oceny, tak jak szefowi w pracy. Post nie jest kursem, gdzie ustalona frekwencja na zajęciach wpływa na zaliczenie. Pismo Święte i ojcowie Kościoła wskazują, że chodzi o coś zupełnie innego i każdy ma szansę, niezależnie od różnych okoliczności.
Stracony Wielki Post?
„Praktycznie nie zauważyłem tegorocznego Wielkiego Postu!”, „dopiero był Popielec, a tu już Wielki Tydzień, jak to szybko minęło!”, „w tym roku nie byłem nawet na jednej drodze krzyżowej”, „zupełnie nie zarejestrowałem, że w parafii były rekolekcje!”.
Czy zdarzało się nam słyszeć, zwłaszcza tuż przed rozpoczęciem Wielkiego Tygodnia, tego rodzaju skargi? Ba, coraz częściej dotyczą one również nas samych. Nierzadko zastanawiamy się, czy gdybyśmy żyli w innych czasach i mniejszych społecznościach, przeżywanie Wielkiego Postu nie byłoby łatwiejsze?
Gdy przez prawie 40 dni spożywano żur i śledzie, milkły zabawy, od 5 niedzieli Wielkiego Postu zasłaniano w domach krzyże i święte obrazy lub nawet lustra, a głównym zajęciem przed Wielkim Tygodniem było wspólne przygotowywanie pisanek i palemek?
Trudna rzeczywistość
Ucieczka w przeszłość bywa atrakcyjna, niemniej żyjemy tu i teraz, w świecie, który w większości nie dostrzega już różnic pomiędzy okresem postu i jego brakiem. Współczesna cywilizacja stwarza możliwość nieustannej zabawy i relaksu, czy to w Popielec, czy w sam Wielki Piątek.
Zresztą, nie trzeba od razu takich bądź co bądź skrajnych przykładów. Wystarczy zwrócić uwagę na dynamikę życia: Wielki Post nie zawiesza naszych obowiązków w pracy, zajęć w szkołach i uczelniach, nie powoduje, że znikają nasze liczne zobowiązania życiowe, niekiedy wymagające poświęcenia sporej ilości czasu, którego nie da się „odzyskać” dla innych spraw.
Poprzednie lata z ograniczeniami pandemicznymi, a następnie wojną na Ukrainie, pokazały wyraźnie, że nie zawsze da się z góry zaplanować przeżycie Wielkiego Postu tak, jak planujemy wypełnienie projektów w pracy.
Wyjście w nieznane
Wbrew pozorom, niekompatybilność naszych możliwości, sił i okoliczności w stosunku do specjalnych okresów w cyklu życia Kościoła nie jest wcale charakterystyczne dla epoki, w której żyjemy. Zauważył to już św. Atanazy, biskup Aleksandrii i doktor Kościoła, żyjący w IV w. W liście do wiernych na Wielkanoc, którego fragment znajdziemy w Liturgii Godzin w godzinie czytań w piątek 4 tygodnia Wielkiego Postu, napisał on:
Uroczystość ta (Wielkanoc – przyp.) prowadzi nas poprzez nacierające zewsząd utrapienia obecnego świata, a Bóg użycza nam radości zbawienia, która z niej wypływa.
Codzienność zawsze będzie miała swoje ciśnienie, czy to w Poście, czy poza nim i musimy nauczyć się z tym ciśnieniem żyć. Można powiedzieć, że różne okoliczności życiowe są dla nas znakomitą lekcją pokory, uczącą, że nie wszystko jest w nich kwestią naszych własnych wysiłków.
Życie duchowe, na co często wskazuje w nauczaniu papież Franciszek, to także wyjście w nieznane i nieprzewidywalne, niekiedy wręcz zejście z utartych szlaków.
Unikaj skrajności
W powyższych obserwacjach nie chodzi bynajmniej o to, że w Wielkim Poście należy porzucić wszelkie wysiłki duchowe i ascetyczne oraz czekać co przyniesie każdy dzień. To byłaby jedna skrajność i, nie owijając w bawełnę, świadectwo lenistwa.
Druga z kolei to skoncentrowanie się tylko na zewnętrznej formie praktyk postnych, odhaczanie w Excelu kolejnych postnych osiągnięć i sprawności, a następnie – odczuwanie pretensji do samego siebie, że nie byliśmy zbyt dobrzy i nie wypełniliśmy wszystkich, jak nam się wydaje, oczekiwań „Góry”.
Pomimo tego, że te dwie postawy wydają się znajdować na przeciwległych biegunach, to ich skutki mogą być zaskakująco podobne: zniechęcenie, bierność i apatia wraz z przekonaniem, że być może jesteśmy do niczego i nie potrafimy podjąć żadnych wysiłków w relatywnie krótkim 40-dniowym czasie.
Nie tędy droga! I jest to uwaga nie tylko do naszej samooceny, ale też do prób osądzania tego, jak poszczą i jak przeżywają Wielki Post inni.
Każdy ma szansę!
Znakomitą ilustracją jest przypowieść Chrystusa o robotnikach w winnicy, którą znajdziemy w 20 rozdziale Ewangelii wg św. Mateusza.
Dawniej czytano ją w świątyniach podczas niedzieli tzw. Siedemdziesiątnicy, która rozpoczynała poprzedzający Wielki Post liturgiczny okres przedpościa. Tuż przed wejściem w praktyki postne uwrażliwiała ona wiernych, których w przypowieści symbolizują robotnicy najmowani do pracy przez właściciela winnicy przez cały dzień, że tak naprawdę nie jest ważne, jak wiele czasu się pracuje: od rana czy jedynie godzinę pod wieczór – wszyscy najęci otrzymali na końcu taką samą zapłatę.
Chrystus nie ocenia każdej z grup robotników, rozpoczynających pracę o różnych porach dnia. Nie docieka powodów zapewne wymiernie większej wydajności tych, którzy najęli się do robót już o poranku oraz okoliczności trwającej niemal cały dzień absencji pracujących zaledwie przez godzinę. Dla Niego liczą się chęci i samo podjęcie aktywności.
Jeszcze zdążysz
Rozwinięciem tej nauki jest homilia paschalna św. Jana Chryzostoma. W Kościołach wschodnich odczytuje się ją w Wielkanoc. Na jej początku słyszymy:
Jeśli ktoś dźwigał udręki postu, niechże otrzyma dziś słuszną zapłatę. Jeśli niósł trudy pierwszej godziny, niech sprawiedliwą otrzyma należność. Jeśli ktoś przyszedł po trzeciej godzinie, niechże świętuje z wdzięcznością. Jeśli ktoś dopiero po szóstej godzinie się dołączył, niechże nie ma żadnej wątpliwości, ponieważ niczego nie traci. Jeśli ktoś spóźnił się nawet do dziewiątej godziny, niech przychodzi bez wahania. Jeśli ktoś zdążył dopiero na jedenastą, niech wcale nie boi się zwłoki.
Albowiem gościnny jest Gospodarz domu: przyjmuje ostatniego jak pierwszego; zaspokaja i tego, kto od jedenastej godziny pracował podobnie jak tego, kto od pierwszej. I nad ostatnim się lituje i pierwszego wynagradza; i jednemu daje i drugiego wspomaga; i uczynki przyjmuje i z chęci się cieszy; i wysiłki szanuje i zamiary pochwala” (fragment za: cyrylimetody.marianie.pl).
Kilka rad praktycznych
Pościliśmy wytrwale od Popielca? Nie opuściliśmy żadnej drogi krzyżowej w piątek? Odbyliśmy rekolekcje? Znakomicie! To się bez wątpienia liczy i jest godne uznania, ale to jeszcze nie powód, by stwierdzić, że jesteśmy chodzącymi ideałami, patrzącymi z politowaniem na tych, którzy tego z różnych powodów nie zrobili.
A może przespaliśmy cały Wielki Post i budzimy się dopiero ze świadomością, że pasem Niedziela Palmowa i Wielki Tydzień? Nie rozpaczajmy, nie rwijmy włosów z głowy, że kolejny Wielki Post stracony. Zróbmy, jak robotnicy z winnicy, którzy zdecydowali się pracować nawet na najbardziej krótkotrwałej umowie okresowej.
Mamy możliwość pójścia w tygodniu, aż do Wielkiej Środy na zwykłą, codzienną mszę? Skorzystajmy z niej, jednocześnie pamiętając o spowiedzi (niekoniecznie w samą Niedzielę Palmową, sprawdźmy możliwości w inne dni). Zróbmy sobie nawet minimalne rekolekcje, wysłuchajmy nawet krótkiej homilii lub obficie dostępnych w sieci nauk.
Może wstąpimy do świątyni na krótką modlitwę osobistą, adorację? Możliwości, dobranych do osobistych okoliczności życia jest wiele, choć znów trzeba podkreślić: nie chodzi tu o „zaliczenie” jakiejś postnej praktyki i wpisanie jej do naszego duchowego CV. Raczej o drobny gest z naszej strony, który Bóg, przygotowujący nas do zbliżającej się wielkimi krokami ogromnej tajemnicy śmierci i zmartwychwstania swojego Syna, z pewnością dostrzeże.