Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Prosta rada – msza z udziałem dzieci
Iwona Wojcieszek stwierdziła:
Sprawa jest banalnie prosta. W większości parafii są msze dla dzieci. I na nich takie zachowanie nie dziwi. Dziecko, jedno absorbujące cały kościół w czasie innej mszy, to już bezmyślność rodzica, który swoje dziecko traktuje jak pępek świata. I nie liczy się z innymi osobami. Zdecydowanie zabierać dziecko do kościoła, na msze dla dzieci, jeśli na mszach pozostałych nie potrafi zachować się jak inni wierni.
W bardziej stonowany sposób wypowiedziała się Klaudia Berdychowska-Małek:
Kompromisem zdaje się być jedna msza św. w ciągu całego dnia, która jest przeznaczona głównie dla rodzin z małymi dziećmi. Wtedy każdy wybiera, kiedy chce przyjść do kościoła i z jakimi warunkami się to wiąże.
Taka sytuacja wydaje się być najlepszym rozwiązaniem. Może jednak warto zwrócić uwagę, że takiej mszy nie ma w każdej parafii, a bywa i tak, że jej pora nie pasuje rodzinom. To, że rodzice zabierają dzieci na inne msze, niekoniecznie musi być wyrazem ich bezmyślności, ale konieczności.
Normalność – przychodzić, tłumaczyć, reagować
Marta Gwara stwierdza:
Owszem dzieci powinny przychodzić, ale rodzice powinni uczyć się reagować na zachowania dziecka, które krzyczy i biega po kościele.
Bernadeta Forczek zgadza się z taką opinią, potwierdzając ją własnym doświadczeniem:
Jasne, że prowadzić, ale również uczyć szacunku do miejsca i tego, jak się zachować, nie dawajmy głośnych zabawek, dzieci niech uczestniczą tyle, ile wytrzymają… W końcu rodzice poza kościołem mogą się wymieniać… przerabiałam to wielokrotnie!
Wyrozumiałe i rozsądne rozwiązanie podaje także Katarzyna Klara Kowalczyk:
Rozwiązanie tkwi w rozsądku Oczywiście przychodzić z dziećmi. Jeśli mamy bardzo rozbrykane dziecko stańmy blisko wyjścia, by – gdy poziom rozdokazywania zacznie uniemożliwiać innym uczestniczenie w liturgii – można było wyjść na zewnątrz. Biegające dzieci po kościele raczej nie przeszkadzają, ale biegająca za nimi mama babcia i ciocia – już tak. Gdy dziecko zaczyna głośno krzyczeć czy płakać lub rzucać hałaśliwymi zabawkami, można na chwilę wyjść i je uspokoić. Rozsądek i empatia i problem znika. Skrajne wyjścia dla nikogo nie są dobre. Postawa rodzica, który pozwala dziecku w kościele na wszystko, nie jest dobra, bo mszy św. nie przeżyje dobrze ani on, ani ludzie wokoło. Nieprzychodzenie z dziećmi do kościoła spowoduje zaś oddalenie się matki i dziecka.
Znajdźmy nowe sposoby
Jolanta Bagińska-Jóźwiak wspomina doświadczenia z innych krajów, w których uczestniczyła z dziećmi we mszy świętej.
Przez jakiś czas mieszkaliśmy w Anglii I chodziliśmy do polskiego kościoła. Tam nie było osobnej mszy dla dzieci. Natomiast z tyłu, za ostatnimi ławkami, był stolik, na którym były czyste kartki, kolorowanki, kredki i jakieś zabawki. Nikomu nie przeszkadzało, że dzieci przez całą mszę, chodziły wokół tego stolika, rysowały, malowały czy cichutko rozmawiały. Może to byłoby dobre rozwiązanie i u nas.
Sylwia Kopczyńska podaje przykład ze swojej parafii:
U nas jest w jednym kościele osobna sala z wyciszonym oszkleniem, dzięki czemu nic nie słychać...
To także jest rozwiązanie, choć wymaga nakładów finansowych i zaangażowania parafian.
Wzajemne poświęcenie
Sylwester Fiszer stwierdza:
To tak samo jakby dyskutować, czy kursanci nauki jazdy powinni jeździć po drodze, bo denerwują doświadczonych kierowców. Do kościoła idziemy razem wszyscy, a jeżeli trudno jest przeżyć msze, bo się nie można skupić, trzeba się poświęcić. „Ziarno musi obumrzeć”, żeby inni mogli skorzystać.
Czasami zatem poświęci się rodzic, którego dziecko nie wytrzyma w kościele i będzie musiał z nim wyjść. Czasami poświęci się wierny, na którego ulubioną mszę, wyjątkowo przyszła rodzina z dwójką ruchliwych szkrabów. Takie wzajemne poświęcenia się może budować wspólnotę, uczyć wyrozumiałości i pokory. W końcu we mszy bardziej chodzi o łaskę Jezusa, niż doskonałe po ludzku – czyli po mojemu – przeżycie jej.