Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Uroczystość i oktawa Bożego Ciała są dla mnie szczególnym testem wiary i ufności. Pierwsze wątpliwości, może nieco dziwne, pojawiają się dwie niedziele przed uroczystością Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Wtedy to podczas ogłoszeń parafialnych zaprasza się chętnych do budowy ołtarzy. A u mnie pojawia się jakaś absurdalna myśl — czy znajdzie się wystarczająco dużo chętnych, żeby wznieść wszystkie cztery ołtarze? W zeszłym roku się udało, ale czy w tym się uda?
Pamiętacie może film „Biała sukienka”? Jeden z wątków tego dzieła, to przygotowania do procesji Bożego Ciała w podlaskiej parafii — niby wszystko idzie w dobrym kierunku, ale… za chwilę wszystko może się sypnąć, bo przeciwności się mnożą. I czasem udziela mi się nastrój jednego z bohaterów — rozentuzjazmowanego, ale nieogarniętego kościelnego zagranego rewelacyjnie przez Bartłomieja Topę.
Ołtarz nr 3
W Boże Ciało jadę z samego rana do „naszego”, osiedlowego ołtarza – w procesyjnej marszrucie będzie trzeci. Rąk do pracy nie brakuje. Nawet jest ich jakby trochę za dużo. Każdy chce pomóc, chociaż jedną śrubkę przykręcić.
Wiadomo, że najwięcej pracy mieli ci, którzy przygotowują specjalną konstrukcję pod metalowym krzyżem. Na serio napracowali się ci, którzy przygotowali hasło z pojedynczych liter, panie, które zadbały o kwiaty, dywany i obrusy.
Dziś grupa ochotników pilnie mocuje brzozowe gałązki po bokach – gałązek nie może zabraknąć! Słychać dobre rady i przyjazne, dowcipne docinki. Na moim osiedlu ołtarz od lat buduje ta sama „załoga”, a są to dziarscy seniorzy, którym Bogu dzięki sił nie brakuje — zawsze biorą odpowiedzialność za to coroczne przedsięwzięcie.
Doraźnie, co roku, pojawiają się pomagierzy w średnim wieku; dobrze, że są, można liczyć na ich siły i szczerą chęć zaangażowania. Przyszła nawet młodzież w postaci jednego z naszych lektorów. Nie mija godzina i ołtarz gotowy. Jak wyszło? Kwestia gustu. A szczerego zaangażowania ludzi, przygotowujących miejsce, które ma na krótko ugościć Najświętszy Sakrament, nie podejmuję się oceniać w kategoriach estetycznych. Nie o to tu chodzi. Nawet jeśli ktoś nazwie naszą aranżację kiczem, to dla mnie jest to błogosławiony kicz. A jeśli komuś się nie podoba, to mam jedną odpowiedź – zaangażuj się i zaproponuj swój kato-hajendowy-dizajn!
Ołtarz nr 2
Wsiadam na rower i jadę zobaczyć, jak radzą sobie inni. W „wiejskiej” części parafii (bo moja parafia obejmuje trochę wsi i trochę miasta), przy kapliczce z Panem Jezusem wszystko przygotowane, ale obrusy i dywany poskładane. Pewnie rozłożą wszystko w ostatniej chwili – mają psychę Chucka Norrisa!
Ołtarz nr 1
Nieco dalej, przy boisku wznoszą ołtarz rodzice dzieci przystępujących w tym roku do komunii. Główny motyw, to pamiątkowe, zbiorowe zdjęcie dzieci i księży przy ołtarzu kościoła.
Przy budowie trudzi się dwóch mężczyzn, jeden z nich, to dobrze zbudowany tato z długą brodą – wygląda jak prawdziwy patriarcha rodu. Jest też jedna z mam z gromadką małych pomocników. Z taką ekipą na pewno się uda!
Ołtarz nr 4
Przy ostatnim ołtarzu dwóch panów z Neokatechumenatu montuje tablice przy ołtarzu — solidnie, na odciągi z linek. Pełna profeska, przyjechali dostawczakiem, w którym mają cały warsztat. Jestem pewnie, że ta konstrukcja wytrzyma nawet tornado! Udało się!
Moje strachy o zaangażowanie parafian okazały się oczywiście nieuzasadnione. I tak jest za każdym razem, kiedy potrzebne jest zaangażowanie ludu Bożego – zawsze znajdą się chętni do redagowania gazetki parafialnej, przyjęcia pielgrzymów, do służby liturgicznej, organizacji akcji pomocowej. Kiedy podczas procesji w oktawie Bożego Ciała wydaje się, że rąk nie starczy, bo środek tygodnia, a młodzi ministranci na zajęciach pozaszkolnych, to pojawia się nagle ktoś z nawy – przywdziewa komżę i włącza się w służbę.
Nie wiem jak to działa. Przekracza to moje ciasne, bojaźliwe myślenie, moją nieufność. Pan Bóg zawsze znajdzie dusze skore do pomocy, a ludzi nie trzeba specjalnie zachęcać. Ale moje lęki nie odpuszczają; jak długo tak będzie? Wiele przedsięwzięć opiera się przecież na seniorach, emerytach, a oni (oby żyli w zdrowiu jak najdłużej!), ale nie są wieczni i niezniszczalni.
Na razie młodzież tłumem nie wali, a ich rodzice są mocno zapracowani. Może jednak, co jeszcze teraz może wzbudzać uśmieszek politowania, trzeba się modlić i o powołania kapłańskie, i o powołania świeckich do służby. Dziś zaangażowanie parafian wydaje się oczywiste, ale czy w tej sytuacji mamy świadomość, że trzeba Panu Bogu za to gorąco dziękować? Przecież to wielka łaska! W końcu żyjemy na kontynencie, gdzie burzy się kościoły, do których nikt już nie chodzi.
Pan idzie z nieba
Procesja rusza. Biją dzwony, dzwonią dzwonki. Bielanki sypią kwiaty. Nad rzeką wiernych słychać pieśń:
Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba
Pod przymiotami ukryty chleba.
Zagrody nasze widzieć przychodzi
I jak się Jego dzieciom powodzi.
Bardzo lubię tę pieśń, choć taka archaiczna, prosta, może nawet naiwna, ale najbardziej daje mi do myślenia. Czy wierzę, że Błogosławiona Obecność wędrująca ulicami i drogami naszych miast i wiosek coś zmienia? Czy ma to znaczenie dla nas samych i dla miejsc, w których przyszło nam żyć?
Czy rzeczywiście wierzę, że w kawałku chleba, z którym ruszymy poza mury kościoła, jest wszechpotężny Bóg? Czy kiedy pokazujemy światu Cud nad Cudy wierzymy, że wraz z nami przez ten dziwny świat idzie niepojęta Miłość?
I czy dzieciaki uśmiechające się z fotografii nad ołtarzem, same kiedyś w Boże Ciało przygotują takie miejsce dla „Pana z nieba?” Poniosą baldachim, potrzymają ręce kapłana niosącego w monstrancji Przenajświętszy Sakrament. Na razie tu są ze swoimi rodzicami, obserwują, uczestniczą.
Dziś idziemy wszyscy – starsi, młodsi, nie zważając na palące słońce i upał. Nie wstydzimy się. Chwalimy się światu nie naszą, lecz Bożą chwałą.