Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Człowiek religijny nie zawsze jest duchowy
Mówiąc o wspieraniu nastolatków w odkrywaniu tożsamości, chcemy także wspomnieć o duchowości. Jesteśmy praktykującymi chrześcijanami i na co dzień doświadczamy, jak pogłębione życie duchowe cudownie wpływa na rozwój człowieka i jak duże znaczenie ma dla odkrywania siebie i świata. Aby jednak móc coś komuś przekazać, sami musimy mieć to ułożone, nazwane i przepracowane. Nie da się więc wspomagać dzieci w rozwoju duchowym, jeśli samemu się go nie przeżywa, gdy samemu nie ma się chwil zatrzymania przy Bogu, czasu modlitwy czy rekolekcji.
Własny rozwój duchowy jest kluczowy dla przekazywania życia duchowego innym. Co ważne, nie chodzi nam tylko o przekazywanie religijności, ale i o wparcie indywidualnego budowania relacji z Bogiem. Można być przecież człowiekiem bardzo religijnym, ale nie prowadzić życia duchowego. Gdy ktoś żyje w takim paradoksie, to jego religijność może mieć charakter neurotyczny, a co gorsza, takie podejście do wiary może przekazywać swoim dzieciom.
Obraz Boga to odbicie rodziców
Pierwsze pytanie, które trzeba sobie zadać, chcąc towarzyszyć własnym dzieciom w rozwoju duchowym, dotyczy obrazu Boga, który im przekazujemy. Jaki jest Bóg, którego spotykamy, któremu powierzamy nasze życie? Czy Jego obraz nie jest fałszywy? Niestety często zranienia i trudne doświadczenia z dzieciństwa wpływają na to, jak w życiu dorosłym postrzegamy Boga. Zwykle Jego obraz jest w zasadzie obrazem naszych rodziców, którzy nie kochali nas tak, jak pragnęliśmy, bo byli tylko ludźmi – słabymi i zranionymi. A Bóg jest miłością – przyjmuje nas takimi, jacy jesteśmy, i kocha bezwarunkowo, nie możemy zrobić nic, by nas kochał bardziej lub mniej, stworzył nas i akceptuje w pełni – to jest esencja chrześcijańskiego życia duchowego. Jako rodzice powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by nasze dzieci doświadczyły bezwarunkowej miłości. Jeśli ktoś poczuje, że jest kochany bezinteresownie, staje się zdolny do takiej miłości. Co więcej, ta prawda nie może pozostawać w nas tylko na poziomie intelektu, by umieć się nią podzielić, potrzebujemy sami jej doświadczyć.
Czasem zdarza się, że w katolickich rodzinach silnie obecna jest mentalność oświeceniowa – panuje przekonanie, że na Bożą miłość trzeba zasłużyć, a świętość osiąga się jedynie ogromnym, osobistym wysiłkiem. W ten sposób robimy z chrześcijaństwa harcerstwo, w którym trzeba zdobywać kolejne cnoty, zasługi jak sprawności. Gdy takie postrzeganie duchowości przeniknie do życia religijnego, dziecku trudno będzie otworzyć się na bezinteresowną miłość Boga, a jeśli jeszcze wcześniej usłyszało, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze, to znajdzie się w pułapce. Ważne, byśmy pokazali dzieciom, że Bóg jest Miłością miłosierną, na którą nie trzeba zasłużyć, a jeśli się zdarzy, że gdzieś zabłądzimy, to On zostawia 99 innych owiec i idzie nas szukać.
W tym kontekście trudno nie wspomnieć o znanych powszechnie sześciu (niby) „głównych prawdach wiary”, zaczynających się od słów: „Jest jeden Bóg. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze”. Warto wiedzieć, że te zdania to zestaw subiektywnie wybranych prawd, zredagowanych prawdopodobnie dwa, trzy wieki temu i znanych tylko w Polsce i niektórych częściach niemieckiej Bawarii. Nie ma w nich słowa o tym, że Bóg jest miłością i że Chrystus nie tylko umarł, ale i zmartwychwstał. W oficjalnych dokumentach Kościoła nie znajdzie się nigdzie tego zestawu „prawd wiary”, a ile osób zostało zranionych tymi słowami, wiedzą tylko ci, którzy spowiadają, towarzyszą ludziom duchowo lub pracują z nimi terapeutycznie. Wielu wierzących ma wdrukowane w głowie te słowa i borykają się z nimi przez całe życie, nie mogąc wyjść na „duchową prostą”. Rozmawiajcie z dziećmi o wierze, a przede wszystkim dawajcie im odczuć bezwarunkową miłość. Wiemy, że nie jest to łatwe, bo gdy podchmielony nastolatek wraca późno do domu, to wszystko w nas się burzy, ale próbujmy za wszelką cenę po rozmowie dyscyplinującej (która jest oczywiście konieczna), wyciągnąć do niego rękę, wyjść naprzeciw niemu z miłością.
Czy dzieci widzą modlących się rodziców?
Życie duchowe ma swoją dynamikę, bo Bóg nieustannie się nam objawia, coś nowego o sobie mówi. Naturalnie więc nasze poznanie Go się zmienia, a doświadczenie spotkania z Nim się pogłębia. Najpierw spotykamy Go jak gdyby od zewnątrz, zwracamy się do Niego obecnego w tabernakulum czy symbolicznie patrzymy w stronę nieba, z czasem jednak odkrywamy, że Bóg jest Tym, który mieszka w głębinach naszego serca, że sami jesteśmy świętą świątynią Boga i to w nas jest życiodajne źródło – Jego obecność. Ważne, by kierować swoje spojrzenie i uwagę modlitewną także do wewnątrz, a co za tym idzie, odkrywać Bożą obecność w sobie, w każdym spotkanym człowieku i w całym stworzeniu. Do tego potrzebne są momenty ciszy i uspokojenia zmysłów.
W tym kontekście warto zadać sobie pytania: czy nasze nastoletnie dzieci widzą nas modlących się w domu? Czy sami mają szansę doświadczyć modlitwy? Czy mówimy im, że ich wnętrze, centrum duszy to miejsce zamieszkiwania Boga? Nikt bardziej nie przekona ich do życia modlitewnego niż rodzice, którzy szczerze szukają Boga w czytaniu Słowa i modlitwie. Jeśli ktoś deklaruje, że Bóg jest u niego na pierwszym miejscu, a się nie modli, to zwyczajnie oszukuje innych, a przede wszystkim samego siebie.
Młodzi ludzie chcą bliskości z Bogiem
Odkrywanie obecności Boga we własnym wnętrzu to w rzeczywistości duchowość eucharystyczna. Przyjmujemy Komunię, by sobie ciągle na nowo uświadamiać, że Bóg jest w nas realnie obecny. Każdy z nas wychodzi z Mszy z obecnością Boga w sobie, ważne, by pokazać młodym ludziom, jak ten dar można przeżywać w codzienności. Bo przecież Bóg nie zostaje w kościele, gdy z niego wychodzimy, co czasem błędnie jest komunikowane w komendach rodziców czy katechetów: „Pożegnajmy Pana Jezusa, zanim wyjdziemy z kościoła”. Choć nastolatkowie nie są jeszcze gotowi do kontemplacji, to jest w nich czasem naturalna ciekawość wewnętrznej bliskości z Bogiem. Dobrze jest zatem praktykować i momenty radosnego uwielbienia, ale i chwile skupienia i ciszy.
Coraz bardziej doświadczamy w naszym życiu prawdziwości słów, że w Bogu żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (por. Dz 17,28). Jako rodzice możemy pokazywać dzieciom, jak ważne są nasza obecność na adoracji, czytanie Słowa, ale i poszukiwanie Bożej obecności w każdym miejscu i momencie. Tak jak Bóg jest żywy w Najświętszym Sakramencie, tak samo jest w nas – możemy z Nim rozmawiać, oddychać Nim. Wbrew pozorom młodzi ludzie są spragnieni takiego doświadczenia – szukają podobnych wrażeń w innych nurtach religijnych, na przykład w buddyjskiej medytacji, nie dostrzegając, że tuż obok, w Kościele mamy największy skarb.
Ścieżka spotykania Boga w głębinach naszego serca jest możliwa i dostępna dla każdego, a wchodzenie w ciszę czasem jest nawet łatwiejsze dla dzieci niż dla dorosłych. Nasze umysły są zagonione, robimy jedną rzecz, myślimy o następnej. Mądrzy ludzie, mający głębokie doświadczenie ciszy, twierdzą, że można trwać w ciszy tyle minut, ile ma się lat. Pewnie, że jeśli w domu nigdy nie było wspólnej modlitwy, to trudno oczekiwać od nastolatka, by nagle zaczął praktykować modlitwę w ciszy. Warto jednak proponować, zachęcać i razem z nastolatkami uczyć się kontemplacji.
Fragment książki Moniki i dk. Marcina Gajdów „Rodzice nastolatków w akcji”, do nabycia na sklep.2ryby.pl
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aletei.