Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Marzenie o własnym domu
Wraz z mężem i dwójką dzieci wynajmowaliśmy w Anglii mieszkanie. Byliśmy tak zmęczeni tym wynajmowaniem i przeprowadzkami, że postanowiliśmy powalczyć o swoje własne miejsce, które wreszcie będziemy mogli nazwać domem. Nie było łatwo.
Nasza dwuletnia wtedy córka miała problemy ze zdrowiem, mąż zmagał się ze stanami depresyjnymi, 2 lata wcześniej został uwolniony od nałogu (ale to inna historia o tym, jak Pan Bóg działa w naszym życiu), do tego doszedł Covid i przymusowe izolacje. Pracowałam na cały etat do 2:00 w nocy i opiekowałam się maleństwem w dzień, a mąż prowadził własną firmę.
Ogromny stres. Ogromne zmęczenie i wyczerpanie psychiczne i fizyczne. Zaowocowało to u mnie nawrotem choroby. Musiałam stale brać leki, żeby być w stanie ciągnąć to dalej.
Mimo wszystko udało się skompletować dokumenty i zaczęliśmy szukać domu. Widzieliśmy sporo ofert, mężowi spodobała się jedna z nich – ja niestety miałam swoje obawy odnośnie tego zakupu. Zgodziłam się jednak ze względu na męża, wiedząc, jak bardzo mu na tym zależy. Kupno domu było jego marzeniem od wielu lat.
Nie poddajemy się
Opłaciliśmy agencję, czekaliśmy kilka miesięcy aż właścicielka się wyprowadzi, ale po jakimś czasie się wycofała i postanowiła nie sprzedawać domu. Straciliśmy pieniądze, które zapłaciliśmy agencji, ale w głębi duszy ulżyło mi, bo obawiałam się przeprowadzki do tamtego domu.
Zaczęliśmy szukać dalej. Chcieliśmy wziąć nawet coś do remontu (mąż prowadzi firmę budowlaną). Niektóre domy były jednak w okropnym stanie, inne po prostu nie nadawały się ze względu na lokalizację lub były po prostu za ciasne.
W końcu odwiedziliśmy jeden dom w stanie do remontu, ale wyglądało na to, że da się w nim przez jakiś czas już mieszkać. Ciche, przyjemne sąsiedztwo, dużo miejsca na zaparkowanie samochodu – co na warunki angielskie w naszej okolicy jest rzadkością – obok kościół.
„For me it's a dream house…”
„For me it's a dream house… – Dla mnie to jest wymarzony dom”... powiedziałam po angielsku do agentki, która go nam pokazywała.
Niestety był za drogi i nie mieliśmy wystarczającej sumy na depozyt. Agencja nas ponaglała. W tej okolicy mieszkania sprzedają się w ciągu kilku dni. Co tu zrobić? Poprosiliśmy rodzinę i znajomych o pomoc. Większość pożyczyła nam, ile mogła Mieliśmy wystarczającą kwotę.
Proces kupna znowu się rozpoczął. Pod koniec września zostaliśmy właścicielami domu, a wprowadziliśmy się w grudniu. Przed przeprowadzką przyszedł ksiądz i pobłogosławił ten dom. To Pan Bóg przecież go nam dał – mocno w to wierzę. Wymodlony, wyproszony dom – nasze marzenie.
Najlepsze sąsiedztwo
Zazwyczaj zabierałam dzieci na nabożeństwa w języku polskim w Brighton. Serducho ciągnie mnie do tego co znajome i do Polaków. Zastanawiałam się jednak nad tym kościołem, który mam tuż obok. Odbywają się w nim jakieś nabożeństwa – widziałam zapalone światła. Tylko że to Anglia, nie Polska, gdzie wszyscy sąsiedzi mogą śpiewać i modlić się razem. Nie wiedziałam też, czy to katolicy. Sprawdziłam jednak i okazało się, że kościół jest katolicki!
Pewnego dnia wybrałam się tam razem z synem. Trudno nam było zrozumieć wszystko po angielsku, ale na szczęście dali wydrukowane kopie nabożeństwa, które można zabrać do domu i przeczytać jeszcze raz. Te nabożeństwa przyniosły mi radość i spokój ducha!
Spoglądam często przez okno na ten kościół i na krzyż na dachu. Z tęsknotą za Panem Bogiem. Kiedy mi smutno i kiedy mi wesoło. Żeby podziękować za Jego opiekę i wszystkie Jego błogosławieństwa, żeby się wyżalić kiedy jest gorzej. I tak jakoś mi raźniej na tym świecie, wiedząc, że kościół jest obok, nabożeństwa są cztery razy w tygodniu i wystarczy przejść przez ulicę, by znaleźć się w środku.
Głęboki pokój
Mieszkamy sobie spokojnie w moim wymarzonym domu, została nam ostatnia osoba do spłaty z tych, którzy nam pomogli z depozytem. Remont zrobimy wtedy, kiedy uzbieramy pieniądze. Może w przyszłym roku? Może później? Kolejne marzenie mojego męża: wyremontowany, nowoczesny dom.
Chciałabym, żeby mąż był szczęśliwy. Dla mnie nie jest to tak bardzo ważne, że dom jest stary i do remontu. Ważne, że mamy wszyscy razem dach nad głową i że żyjemy w zgodzie. Ważne, że kiedy się budzę, wita mnie uśmiech małej córeczki, a reszta rodziny jest obok, w tym wymarzonym domu.
Nie ma się co za bardzo zamartwiać przeciwnościami losu, Pan Bóg przecież wie wszystko najlepiej. I obdarowuje nas bardziej, niż potrafimy to sobie wymarzyć i zrozumieć.
Boże, dziękuję Ci za to, że jesteś. Bez Ciebie nie dalibyśmy rady.
Karina
Tytuł, lead, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od redakcji Aletei.