separateurCreated with Sketch.

Adwent – radosne oczekiwanie, ale nie tylko…

Dwójka ludzi czeka w poczekalni. Rozmawiają i śmieją się
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Łukasz Kobeszko - 05.12.23
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Wcielenie i odkupienie, wyrażane poprzez tajemnice Bożego Narodzenia oraz męki i zmartwychwstania Pańskiego są dwoma najważniejszymi wydarzeniami w życiu Kościoła i życiu chrześcijan. To wokół nich ogniskuje się cały kalendarz liturgiczny i dobre ich przeżycie wymaga odpowiedniego przygotowania.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Przeciętny, świadomy katolik zapytany o to, czym jest Adwent, najczęściej przytoczy przypominaną co roku przez duszpasterzy definicję, że to „czas radosnego oczekiwania na przyjście Zbawiciela”. Bez wątpienia najprościej, a zarazem najbardziej syntetycznie wyjaśnia ona kształt okresu liturgicznego obejmującego cztery niedziele poprzedzające Narodzenie Pańskie i trwającego od ostatnich dni listopada lub początku grudnia do 24 grudnia. Niektórzy z odwołujących się do takiego wyjaśnienia szczególnie akcentują również przymiotnik „radosny”, podkreślając, że w ścisłym sensie czas Adwentu nie ma aż tak jednoznacznie pokutnego charakteru, jak Wielki Post. W związku z tym nie musi się on automatycznie wiązać z podejmowaniem różnego rodzaju praktyk ascetycznych, na przykład odmawiania sobie różnego rodzaju przyjemności lub rozrywek, tak jak dzieje się to w okresie 40-dniowego przygotowania się do Wielkanocy. 

W tym spojrzeniu znajduje się jednak tylko część prawdy. Kościół w swojej wielowiekowej mądrości specjalne daje nam bowiem w kalendarzu specyficzne czasy, w których warto, mówiąc kolokwialnie, próbować wypłynąć na nieco szersze wody w życiu duchowym niż zazwyczaj. Co więcej, zachęca nas byśmy nie zadowalali się tylko najłatwiejszymi rozwiązaniami.

Przyjście i paruzja

Łaciński termin adventus, od którego wziął nazwę czas przygotowania do Bożego Narodzenia, w tradycji Kościoła rzymskiego oznacza po prostu „przyjście”. Gdy porównamy ścisłą i precyzyjną łacinę z innymi językami klasycznymi, np. z greką, zauważymy, że tam, gdzie świat kultury rzymskiej używał zazwyczaj jednego określenia danego zjawiska, Grecy korzystali z większej ilości rzeczowników i nazw. I tak odpowiedników łacińskiego „adventus” może być w języku greckim wiele. Jednym z nich jest termin παρουσία/ paruzja. Oznacza on również przyjście, jednak odnosi się do przyszłości oddalonej w czasie, stąd niemogącej być precyzyjnie określonej na osi czasu w takim sam sposób, jak przykładowo, w piątek możemy powiedzieć, że nastąpią po nim sobota i niedziela. 

Ta różnica pomiędzy łaciną i greką pomaga nam uchwycić ważną istotę Adwentu. Z jednej strony, ogniskuje się on na przygotowaniach do uczczenia tajemnicy Wcielenia, które spełniło się wigilijną nocą w grocie lub szopie pod Betlejem. Wiemy, że świętowanie tego misterium rozpoczniemy w konkretnym czasie, w Wigilię Bożego Narodzenia zasiadając do wieczerzy, łamiąc się opłatkiem, a około północy wybierając się na Pasterkę. Z drugiej jednak strony, pierwsze trzy tygodnie Adwentu, wraz z tekstami liturgicznymi – głównie czytaniami mszalnymi oraz fragmentami Liturgii Godzin, kierują nasze myśli także ku drugiemu przyjściu Zbawiciela przy końcu czasów, które też w języku Kościoła określamy mianem Paruzji. Dopiero w okolicach 17 grudnia, gdy podczas nieszporów – oficjalnej wieczornej modlitwy Kościoła recytuje się lub śpiewa antyfony zapowiadające pięknym i symbolicznym językiem Narodzenie Pańskie, liturgia Adwentu koncentruje nas już na bezpośrednim oczekiwaniu na to, co wydarzy się w noc wigilijną. 

Paruzja – drugie przyjście Chrystusa na Ziemię przy końcu czasów, wydawać by się mogło, iż nieco kontrastuje z radosnym oczekiwaniem przedświątecznym. W momencie gdy myślimy głównie o tym, jak urządzimy Święta, jakie potrawy trafią na stoły i jakie prezenty sprawimy pod choinkę naszym bliskim, Kościół przypomina nam, że nasze życie nie kończy się jednak nawet na najbardziej błogosławionym i owocnym przeżyciu, co tu mówić, wspaniałego i niezwykle bogatego w tradycje okresu bożonarodzeniowego. Zwraca zaś naszą uwagę, że głównym (i nazbyt często zapominanym!) horyzontem naszego myślenia powinna być świadomość istnienia spraw ostatecznych i tego, że historia tego świata kiedyś się zakończy, chociaż nikt z nas nie jest jeszcze w stanie wyobrazić sobie, w jaki sposób to nastąpi. 

Adwentowe oczekiwanie na przyjście Pana często wyrażamy nie tylko w tekstach liturgicznych mszy roratnich, ale także tradycyjnych i wciąż śpiewanych w naszych kościołach pieśniach adwentowych, takich jak „Spuście nam na ziemskie niwy,/ Zbawcę niebios obłoki!”. Ale też możemy robić to w prostych słowach, mogących być wielokrotnie powtarzanymi w ciągu grudniowych, coraz krótszych dni – „Przyjdź, Panie Jezu!”. Oczekiwanie na podwójne przyjście Zbawiciela, w tajemnicy Bożego Narodzenia i Paruzji w końcu czasów ma być rzeczywiście radosne, stąd nie powinno przybierać charakteru apokaliptycznego lęku, ulegania niestworzonym wyobrażeniom lub wątpliwym przepowiedniom. Ma być jednak czasem przeżywanym na serio i mądrze.

Mądra radość, ale nie beztroska

Każde oczekiwanie wiąże się z przygotowaniem. Oczekując gości w domu, zazwyczaj robimy przedtem porządki, szykujemy stół lub filiżanki na kawę i herbatę. Gdy czekamy na egzamin lub ważną rozmowę dotyczącą pracy, wcześniej uczymy się i przygotowujemy, chcąc wypaść jak najlepiej, z dodatkową nadzieją na zrobienie dobrego i przyjemnego wrażenia co do samej naszej osoby. Podobnie w innych dziedzinach – przygotowujemy się do bierzmowania, małżeństwa i pielgrzymki, rozważając, jakie konkretnie działania podjąć i w co się wyposażyć. Strategia „podchodzenia z marszu” do różnych ważnych kwestii, bez przygotowania i spontanicznie, pomimo tego, że w dzisiejszych czasach bywa ceniona i niekiedy wręcz zalecana – nie zawsze i wszędzie jest najlepszym pomysłem na solidne wyniki.

Podobnie jest z oczekiwaniem adwentowym – jak każde czekanie, wiąże się ono z koniecznością pewnej koncentracji i przynajmniej czasowego oddalenia na dalszy plan tego, co mniej istotne lub powszednie. Niekoniecznie więc w czasie Adwentu musimy podejmować tak znaczące wyrzeczenia, jak robimy to (lub przynajmniej powinniśmy robić) w Wielkim Poście. Jednak warto pamiętać, że często oczekiwanie, poczucie jakiegoś rodzaju niespełnienia i niedosytu – może być formą pokuty i ascezy, z których także czekając na Boże Narodzenie warto nie rezygnować. Szczególnie w czasach, które tak szybko pędzą i przyzwyczajają nas do oczekiwania na natychmiastowe efekty wszystkich naszych działań. W Adwencie dajmy sobie czas na więcej duchowego oddechu, spokoju i refleksji nad życiowymi priorytetami. Przypomnijmy sobie losy Izraela, który aż cztery tysiące lat czekał na przyjście Mesjasza i Króla Królów. Spróbujmy, poprzez niełatwe w tym czasie choć chwilowe wycofanie się z codziennego, przedświątecznego pośpiechu i skorzystanie z prostych środków, które proponuje nam na najbliższe tygodnie Kościół (roraty, spowiedź, rekolekcje). Lekcja adwentowego czekania i uważności z pewnością pomoże nam zrozumieć, że w naszym życiu duchowym jest na co czekać i jest do czego się przygotować.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!