Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Niech nie zezwala się łatwo na wstąpienie temu, który przychodzi do klasztoru; należy uczynić tak, jak każe Apostoł: Wypróbujcie duchy, czy są z Boga. Jeśli więc przybysz puka wytrwale i gdy się stwierdzi, że znosi cierpliwie wyrządzone mu obelgi i trudności przy wstąpieniu przez cztery lub pięć dni, jeśli trwa przy swej prośbie, należy mu pozwolić na wstąpienie i niech przez kilka dni pozostaje w izbie gości. Potem zamieszka w izbie nowicjuszy, gdzie oni mają rozmyślać, jadać i sypiać. (...) Trzeba mu przedstawić wszystko, co jest twarde i surowe w drodze, którą idziemy do Boga. Jeśli przyrzeknie, że wytrwa w stałości, to po upływie dwu miesięcy należy mu odczytać tę Regułę w całości i powiedzieć mu: „Oto prawo, pod którym chcesz walczyć, jeśli możesz je zachować, wejdź, jeżeli nie możesz, odejdź swobodnie”. Jeśli nadal trwać będzie, trzeba go odprowadzić do wspomnianej izby nowicjuszy i znowu będzie się wypróbowywać jego cierpliwość wszelkimi sposobami.(...)
Rozdział 58. O sposobie przyjmowania braci*
Niełatwe wejście do klasztoru
Jest to być może jeden z najpiękniejszych, najważniejszych rozdziałów Reguły – a w każdym razie jeden z tych, który tworzy najgłębszą, w istocie medytacyjną warstwę tego tekstu. Medytacyjną? Ktoś mógłby się zdziwić: w końcu przedmiotem tego rozdziału są procedury przyjmowania kandydatów, rzecz należąca do spraw regulaminowych, nic więcej. A jednak to właśnie tu wraz z kolejnymi punktami owego regulaminu przyjęć otwierają się też kolejne sale nadprzyrodzonej drogi duszy do Boga. Można by też rzec inaczej: że to, co tworzy istotną treść tego rozdziału, jest tak intymne jak akty poczęcia, narodzin i przyjęcia nowo narodzonego w świecie. Jest to więc medytacja o nadprzyrodzonym powołaniu – najpierw ukrytym przed oczami wszystkich, niewiadomym i może też nie zdeterminowanym, a potem stopniowo kształtującym się, dawanym i przyjmowanym. Lecz można to wszystko czytać, nie zauważając nic poza jakimś szpitalnym regulaminem oddziału neonatologii.
To, co moglibyśmy nazwać rekrutacją klasztorną, nie ma nic wspólnego z werbunkiem: „Niech nie zezwala się łatwo na wstąpienie temu, który przychodzi do klasztoru”, co w oryginale brzmi: „non ei facilis tribuatur ingressus”. Bywa, że młodzi ludzie próbujący powołania mniszego czują się już gdzieś wewnątrz bohaterami jakiejś wyróżniającej ludzkiej awantury – lecz dobry klasztor nie odpowie na to skwapliwymi potwierdzeniami ani nie będzie utwierdzał powierzchownych, czysto ludzkich przeświadczeń pukającego do furty. Nie urządza się balu z powodu „wielkiej decyzji” życiowej człowieka – który być może się myli lub nawet daje się zwieść próżnym myślom.
Izba gości: Pierwsze kroki ku Bogu
Jednak zgłoszenie woli jest ważne: rozpoczyna się próba. Mimo benedyktyńskiej niechęci do tworzenia sztucznych trudności, tym razem Reguła pozwala nawet na coś w ich rodzaju: tego, kto chce wstąpić, trzyma się początkowo na dystans, a nawet wystawia na jakieś przykrości i niewygody. Oczywiście najchętniej wykorzysta się tu niedogodności, które powstają bez ich dodatkowego prowokowania. Jeszcze zanim kandydat wstąpi do wnętrza regularnej próby jako postulant czy nowicjusz, wszystkie jego zachowania i słowa służą przenikliwości mniszej obserwacji i – powiedzmy nie bez humoru – Holmesowskiej sztuce dedukcji. Człowiek pukający do furty przebył już może w swej drodze do klasztoru część tych przykrości i niepowodzeń, które Reguła bierze pod uwagę: rzeczą ojca duchowego – opata lub może już mistrza nowicjuszy – będzie dojrzeć te doświadczenia i wejrzeć w nie: opory rodziny, przeszkody sytuacji życiowej, reakcje najbliższego środowiska itp.
W trakcie procesu przyjmowania kandydata na mnicha zmieniają się stopniowo jego warunki życia: wpuszczony do środka, najpierw mieszka w domu gości, a dopiero po jakimś czasie zostaje przeniesiony do „celi nowicjuszy”, czyli już do klasztoru sensu stricto. Jednak na każdym etapie przedmiot uważnej troski, sollicitudo, jest ten sam: „czy rzeczywiście Boga szuka, czy jest gorliwy w Bożym Oficjum, w posłuszeństwie i w znoszeniu upokorzeń”.
Dura et aspera – surowa droga powołania
W tej sekwencji badanych zagadnień jest widoczna hierarchia: za kluczowe i rozstrzygające uznaje się oczywiście pierwsze: „czy rzeczywiście szuka Boga”. Ale tej naczelnej kwestii nie traktuje się jako oddzielonej od pozostałych – wręcz przeciwnie, to właśnie przez badanie tych pozostałych uzyskuje się stopniowo odpowiedź na pierwsze pytanie. Cała Reguła mówi, że jest bowiem niewiarygodne, żeby „rzeczywiście szukał Boga” ktoś, kto nie chce w praktyce żyć w kondycji stworzenia, w kondycji człowieka opisywanej przez cnotę religijności, przez przynależność społeczną i przez przygodność swego bytu. Dlatego mistrzowi nowicjuszy poleca święty Ojciec Benedykt właśnie taki zestaw badań następujących po pytaniu zasadniczym. Sprawdza się więc gorliwość w służbie Bożej – czyli w pobożności inkarnowanej w określone godziny, słowa, obrzędy. Sprawdza się także gorliwość „w posłuszeństwie” – czyli w sposobie przynależenia do całości społecznej klasztoru, a także sprawdza się – to może najdelikatniejsze – gorliwość poddaną próbie „znoszenia upokorzeń”, opprobria. To ostatnie to właśnie życie w kondycji przygodności: napięcie między istnieniem i nieistnieniem, doskonałością i upadkiem, dobrą wolą i słabością, zamiarem i błędem. Mistrz będzie zatem pilnie obserwował i to, jak kandydat zachowuje się w chwili, gdy prawda o słabości i niedomaganiu wyjdzie spod warstwy pragnienia „bycia w porządku”. Nie chodzi o to, że dopiero wtedy na wierzch wychodzi prawda o człowieku (takie stanowisko byłoby nihilistycznym fałszem) – ale o to, że dopiero wtedy prawda o człowieku jest kompletna, gdyż powołaniowa, pelagiańska „wola mocy” musi się rozbić i zostać od wewnątrz przekształcona pragnieniem Łaski.
Trzykrotne odczytanie Reguły, przyrzeczenie stałości i posłuszeństwa
Jeśli wynik obserwacji jest negatywny, nie musi to oznaczać braku powołania monastycznego w ogóle – lecz oznacza zapewne brak powołania „tu i teraz”, do tej oto wspólnoty mniszej. Natomiast jeśli jest pozytywny, a kandydat trwa w swym pragnieniu – następują dalsze etapy, w trakcie których wciąż „trzeba mu przedstawić wszystko, co jest twarde i surowe w drodze, którą idziemy do Boga”, co w oryginale brzmi: dura et aspera per quae itur ad Deum. Wiara daje poznać, że te „dura et aspera” nie muszą być zawsze prokurowane przez człowieka; czasami wystarczą same dotknięcia Opatrzności, w których poszczególni ludzie odgrywają jedynie rolę nieświadomą, choć realną.
Z Reguły wynika, że nowicjusz powinien dobrze zapoznać się z jej treścią. To normalne, skoro nie jest to tekst ezoteryczny, a normatywny dla codzienności życia mnicha. W sumie Reguła ma być nowicjuszowi „odczytana od początku do końca” trzy razy w ciągu roku: po pierwszych dwóch miesiącach nowicjatu, po kolejnych sześciu i po następnych czterech. Świętemu Ojcu Benedyktowi nie chodzi o niepewność, czy będzie on umiał ją przeczytać sam, lecz o związane z realistyczną pedagogiką przeświadczenie, że tekst szczególnie ważny powinien być nie tylko dany do przeczytania. Należy go dosłownie przekazać, przez człowieka do człowieka. Zatem „Odczytać komuś Regułę” znaczy nie tylko – i być może nie przede wszystkim – przeczytać mu ją tak jak lektor czyta audiobook. Autor ma tu na myśli przekazanie litery tekstu wraz z jej objaśnieniem zarówno w słowie, jak i przykładzie.
Jarzmo Reguły – świadomy wybór na całe życie
Dopiero gdy po roku różnych prób i trzykrotnym zbadaniu całej Reguły kandydat obieca, że „wypełni, cokolwiek mu nakażą, to należy przyjąć go do zgromadzenia”, można przyjąć go do wspólnoty. Reguła napomina, że to zobowiązanie jest przyjęciem na siebie jarzma konkretnego prawa wraz z jego wszystkimi wymaganiami, o których było dobrze wiadomo.
Przyjęcie ma charakter aktu liturgicznego, celebrowanego w oratorium, w obecności całej wspólnoty – oraz „w obliczu Boga i świętych Jego”.
Treść profesji monastycznej jest u świętego Ojca Benedykta określona następująco: „przyrzec swą stałość, zakonność obyczajów swoich i posłuszeństwo”, co zostało przetłumaczone z łacińskiego: de stabilitate sua et conversatione morum suorum et oboedientia, Każdy ze składników tego przyrzeczenia obrósł w tradycję objaśnień. „Stałość” – jakże charakterystycznie mnisze zobowiązanie, to zawsze przyjęcie do swej drogi duchowej tego, co nieraz poczuje się jako monotonię, twardość formy i konkret służby. Posłuszeństwo – jedna z czołowych cnót monastycznych, to konsekwencja przyjęcia władzy człowieka jako autorytetu nie pochodzącego od człowieka. Jednak z odczytaniem drugiego elementu przyrzeczenia jest pewien kłopot: ze względu na różnice w rękopisach Reguły czyta się albo conversatio, albo conversio. To drugie mówi mocno: nawrócenie obyczajów, conversio morum. Zaś to pierwsze (conversatio morum – tak jak mamy w tekście wyżej) jest mniej wyraziste, choć zmierza do podobnego skutku.
* Fragment "Reguły" św. Benedykta w tłumaczeniu o. Bernarda Turowicza OSB opublikowany w serii Źródła Monastyczne pt. "Reguła Mistrza. Reguła św. Benedykta"