Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gdyby w czasie gościny okazał się wymagający lub niegodziwy, nie tylko nie trzeba go włączyć do klasztoru, lecz trzeba mu szczerze powiedzieć, żeby odszedł, aby jego wady innych nie popsuły. Natomiast jeśli nie zasłużył na odprawienie, nie tylko należy go przyjąć, gdy o to prosi, lecz nawet trzeba go zachęcić, by pozostał, aby inni budowali się jego przykładem, bo na każdym miejscu temu samemu Panu służymy i pod tym samym Królem walczymy. Opat może mu przyznać nieco wyższe miejsce, jeśli spostrzeże, że na to zasługuje. Odnosi się to nie tylko do mnicha, lecz także do kapłanów i kleryków, o których była mowa. Opat może im przyznać wyższe miejsce niż to, które im przysługuje z czasu wstąpienia, jeżeli stwierdzi, że ich życie jest tego godne. Niech opat nie zgadza się na przyjęcie na stałe mnicha z innego znanego klasztoru bez zgody jego opata lub listu polecającego, napisano bowiem: Nie czyń drugiemu, czego nie chcesz, aby tobie czyniono.
Rozdział 61, 6-14*
W kontynuacji zarządzeń dotyczących „przyjmowania obcych mnichów” (nb. „obcy” to niezbyt zręczne tłumaczenie dla peregrinus) czytamy dwie rady z zakresu swoistej asertywności, obie dla opata. Po pierwsze – że jeśli przybysz okazuje się wymagający i zepsuty (w oryginale jest: vitiosus, co obejmuje różne przypadki wadliwej „nieregularności”), trzeba go trzymać na dystans od wspólnoty albo nawet – tu już zapewne chodzi o przypadek dalej idącej szkodliwości – „uczciwie powiedzieć, by sobie poszedł”. Po drugie – przeciwnie, jeśli jest on porządnym mnichem, powinno się go wręcz samemu skłaniać do pozostania. Jest jednak pewne ważne zastrzeżenie dotyczące goszczenia lub zatrzymywania czy przyjmowania u siebie takiego mnicha-wędrowca (peregrinus). Jeśli należy on już do jakiejś całości klasztornej, należy go traktować jako kogoś podległego swojemu opatowi, a więc nie można bez jakiegoś porozumienia z tym ostatnim postępować z gościem tak jakby mógł on zupełnie dysponować swoją wolą.
Przy okazji całego tego zestawu poleceń wyraża Reguła myśl o istocie braterstwa – i siostrzeństwa – monastycznego: „na każdym miejscu temu samemu Panu służymy i pod tym samym Królem walczymy”, co w oryginale brzmi in omni loco uni Domino servitur, uni regi militatur (jak widać, oryginał stawia sprawę trochę inaczej niż użyty tu przekład – trzeba by tłumaczyć: „walczymy dla jednego Króla”).
Rzecz jasna, fundament tej zasady obejmuje wszelkie braterstwo chrześcijańskie. Widać więc, że nie ma ono niemal nic wspólnego z „etnicznym” wyróżnianiem „swoich” tylko z racji „swojskości”, tak jakby zawsze i wszędzie otrzymywali za to premię. Działa to raczej tak, że z kimś już zaangażowanym w strukturze gorliwej służby Bożej szybciej można się porozumieć i uzgodnić w języku tej gorliwości: krzyż, ofiara, powołanie, łaska… Doprowadźmy myśl do końca: z takiej wspólnoty i bliskości nie zawsze wynika lepsze łóżko i deser – czasami może właśnie szybsze ustąpienie z tych dobroci na rzecz kogoś bardziej potrzebującego, choćby i nie był „z naszych”?
* Fragment "Reguły" św. Benedykta w tłumaczeniu o. Bernarda Turowicza OSB opublikowany w serii Źródła Monastyczne pt. "Reguła Mistrza. Reguła św. Benedykta"