Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jeżeli bratu polecono zrobić coś trudnego lub niemożliwego, niech przyjmie rozkaz z całą cierpliwością i posłuszeństwem. Jednak jeżeli uważa, że ciężar brzemienia zupełnie przekracza miarę jego sił, niech przedstawi przełożonemu powody niemożności, lecz ma to zrobić cierpliwie, we właściwej porze, nie okazując przy tym pychy, uporu ani kłótliwości. Jeżeli po jego wyjaśnieniu przełożony podtrzyma swój rozkaz, to podwładny ma wiedzieć, że to będzie z jego korzyścią i niech będzie posłuszny z miłości, ufając w pomoc Bożą.
Rozdział 68, 1-5*
Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni
W serii zarządzeń dotyczących sytuacji anormalnych – rozpoczętej rozdziałem o braciach wysłanych poza klasztor – mamy teraz sytuację anormalnego wyzwania w relacjach mnicha z przełożonym: przypadek gdy otrzymane polecenie jest – lub wydaje mu się – trudne lub niemożliwe do wykonania. Anormalność tej sytuacji nie oznacza jej rzadkości – wręcz przeciwnie: nawet przy założeniu najlepszego biegu spraw (w tym rozwagi przełożonego) taka trudność może się zdarzać jeśli nie często, to nierzadko.
Myślę, że najczęściej problem ma charakter przede wszystkim subiektywny: przydzielone zadanie może się wydawać „za trudne” zwłaszcza komuś, kto w ogóle nie podszedł do niego, gdy np. było to dla niego coś nowego. Komuś takiemu może się nawet w ogóle wydawać, że polecono mu coś niemożliwego do wykonania – i czasami rzeczywiście miałby rację, gdyby założyć, że nikt mu nie pomoże lub nie wprowadzi go w pracę. Tymczasem to, co „niemożliwe”, okazuje się możliwe – choć może nadal trudne – po krótkim pouczeniu i wdrożeniu. W takim przypadku przełamanie się z przekonania o „niemożliwości” do możliwości i możności wykonania polecenia jest elementem rozwoju, zaaranżowanym rozkazem rozważnego ojca. Doprawdy, ma tu swój właściwy sens – inny niż potoczny – znane nietzscheańskie „co mnie nie zabije, to mnie wzmacnia”.
Antykruchość w klasztorze
Z moich obserwacji wynika, że benedyktyni w swoich klasztorach mają w sobie gotowość do takiego odważnego przełamywania oporu wewnętrznego i subiektywnego poczucia „niemożliwości” właśnie nie przez sztuczne silenie się na wyczyn, lecz przez przyjmowanie poleceń „trudnych lub niemożliwych do wykonania” w codziennych pracach (np. na farmie).
Jednak trudność z nakazem przełożonego może mieć też inny charakter: może być on rzeczywiście – a nie tylko w subiektywnym odczuciu mnicha – bardzo trudny, wręcz niemożliwe do wykonania oraz – jak mówi sama Reguła – naprawdę zbyt ciężki dla jego sił. Co wtedy? Po pierwsze niewątpliwym założeniem całego rozdziału jest to, że przełożony nie nakazuje w danym razie niczego przeciwnego przykazaniom Bożym i wierze Kościoła. Gdyby tak było, polecenie byłoby samo w sobie nadużyciem, w którym w żadnym razie nie wolno uczestniczyć.
Powinniśmy więc wewnątrz naszego rozważania pozostawić tylko rozkazy trudne – lecz nie nieprawe. Zapewne pozostanie ich wciąż wiele: w konkretnej, szczegółowej ocenie sił i szans przełożony nie zawsze będzie bezbłędny, ale jego polecenie nie staje się przez to automatycznie dowolną opcją, zwykłym przedmiotem swobodnej decyzji mnicha. Nie, także polecenia z jakiegoś powodu niezbyt trafione, zachowują moc wiążącą. Co wtedy? Wtedy – po drugie – Reguła pozwala mnichowi przedstawić przełożonemu „przyczyny swojej niemożności”, choć wymaga, aby uczynił to z całym szacunkiem i uległością – nigdy jako postanowienie o odrzuceniu rozkazu. Decyzja nie przestaje należeć do przełożonego: jeśli mimo przedstawionych racji polecenie podtrzyma, mnich nie ma już innego rozwiązania jak usilne staranie, by rzecz wykonać. Jednak w tym miejscu Reguła opuszcza pole zwykłych rachub i przenosi rzecz na poziom „posłuszeństwa z miłości” i zaufania w pomoc Bożą. Od mnicha wymaga ni mniej ni więcej tylko wewnętrznej dyspozycji w postaci przekonania, że tak będzie najlepiej dla niego. To nie znaczy, że wymagane jest przekonanie, że rozkaz jest roztropny, dobrze sformułowany itp. Wymagane jest tylko przekonanie o duchowym pożytku nie łamania go, lecz próby wykonania.
W tym miejscu opuszczamy mnicha, który otrzymał zbyt trudne polecenie. Jednak z ufnością, że ewentualna bezskuteczność czy nietrafność nakazanych działań ukaże się w pewnej chwili przełożonemu. Który przecież w wielu miejscach Reguły otrzymuje polecenie, żeby wszystko mierzył w zastosowaniu do możliwości poszczególnych braci. Co jest zadaniem bardzo trudnym i niewątpliwie robiącym wrażenie niemożliwego.
* Fragment "Reguły" św. Benedykta w tłumaczeniu o. Bernarda Turowicza OSB opublikowany w serii Źródła Monastyczne pt. "Reguła Mistrza. Reguła św. Benedykta"