separateurCreated with Sketch.

Wolontariat. Zanim się zdecydujesz, zadaj sobie te ważne pytania

CHARITY
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Edifa - 05.12.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Chciałbyś jakoś przydać się w parafii, w szkole dzieci albo w jakimś stowarzyszeniu, ale nie jesteś pewien swoich możliwości? Aby podjąć właściwą decyzję, zadaj sobie odpowiednie pytania.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Często czujemy presję z różnych stron: parafia szuka wolontariuszy, którzy zajęliby się liturgią, kwiatami czy świetlicą dla dzieci, prywatna szkoła katolicka rekrutuje katechetów, klub sportowy czy organizacja charytatywna szukają skarbnika…

Często taki apel rozpuszczany jest na wszystkie strony, co ułatwia „wymiganie się”. Czasem słyszymy pytanie zadane nam bardzo bezpośrednio: „Czy zgodziłby się Pan/Pani podjąć taką odpowiedzialność?”. Jest jeszcze ten cichutki głos wewnętrzny, który przypomina, że kilka miesięcy wcześniej chcieliśmy zapisać się do jakiegoś stowarzyszenia, aby pomagać najbardziej potrzebującym.

Uwaga jednak, bez względu na sposób, w jaki prośba o zaangażowanie zostanie nam przedstawiona, nim podejmiemy takie zobowiązanie, niezbędny jest czas do namysłu samemu, we dwoje lub w rodzinie.

Przy okazji Międzynarodowego Dnia Wolontariusza, który przypada 5 grudnia, ksiądz Xavier Lefebvre przedstawia kilka konkretnych zagadnień, które pomogą podjąć tę refleksję.

 

Bénédicte de Saint-Germain: Po co się angażować?

Ks. Xavier Lefebvre: Nie mogę być chrześcijaninem, w nic się nie angażując. Takie zaangażowanie rozwija we mnie cnotę miłości, miłości do Kościoła i do moich braci. Posłuchajmy św. Jakuba: „(…) pokażę [ci] wiarę ze swoich uczynków” (Jk 2, 18). Nie można egoistycznie skupiać się na sobie i myśleć, że parafia i szkoła to sprawy innych ludzi.

Chrześcijanin nie jest wyzyskiwaczem, ale działaczem. Realizując tę czy inną misję, możemy lepiej zrozumieć rzeczywistość, podczas gdy łatwo jest wszystko krytykować, będąc tylko konsumentem. Chrześcijańskie zaangażowanie sprawia, że przynosimy autentyczne owoce we wspólnotach, które składają się na rzeczywistość społeczną w naszym życiu (rodzina, parafia, szkoła, dzielnica itd.). Czy mamy w sobie przekonanie, że stanowimy część wspólnoty, która na nas liczy? Parafia nie rozwija się tylko dzięki księżom, a szkoła jedynie dzięki nauczycielom i dyrekcji.

Skąd mamy wiedzieć, czy zdołamy wypełnić misję, którą ktoś chce nam powierzyć?

Zadając sobie bardzo konkretne pytania:

  • Czy mam kompetencje, by zrobić to, o co ktoś mnie prosi czy też brakuje mi wiedzy i doświadczenia, które trzeba będzie zdobyć? Stwierdzenie, że nie damy sobie rady, może skrywać fałszywą skromność, a nawet prawdziwą pychę. Matka Boża nigdy nie powiedziała: „Nie dam rady”! Zaangażowanie jest autentycznym znakiem realizacji siebie poprzez służbę innym.

 

  • Obiektywnie rzecz ujmując, jakim czasem dysponuję? Trzeba bardzo jasno rozróżnić to, co chcę zrobić od tego, co mogę zrobić. Wolontariat powinien zostać jasno określony co do zakresu obowiązków i poświęcanego czasu. W mojej starej parafii jest coś takiego jak karty wolontariackie, które przypominają umowy. Zastrzegają na przykład: „Jest pan/i w posłudze odpowiedzialnej za przyjęcie innych, angażuje się pan/i na tyle i tyle godzin tygodniowo przez taki a taki czas, mając taki cel do zrealizowania”. Być wolontariuszem niekoniecznie oznacza bycie wyzyskiwanym za Bóg zapłać.

 

  • Jaki jest dla mnie sens takiego zaangażowania? Na przykład, jeśli w punkcie wyjścia nie mam zbyt dużych kompetencji, fakt, że będzie mnie to rozwijać, może być jednym z argumentów. Nie ma lepszej szkoły dla katechetów niż katecheza. To właśnie ucząc katechezy innych, zaczynamy interesować się swoją własną wiarą. Parafie nie oczekują wielkich teologów czy specjalistów, ale raczej osób, które pragną rozwijać się poprzez swoje zaangażowanie i które chcą świadczyć o swoim życiu wiary.

 

„Jeśli ja tego nie zrobię, nikt tego nie zrobi” – możemy usłyszeć tu i ówdzie

To najgorszy możliwy sposób rozeznawania. Nie należy jednak pozostawać obojętnym na wezwanie. Aby się nie pomylić, przypomnijmy sobie pewną zasadę, która wszystko ustawia we właściwej perspektywie: życie chrześcijańskie to nie życie frenetyczne, ale życie płodne. Czym objawia się frenetyczne życie chrześcijańskie? Robieniem dla Pana wielu rzeczy, ale nie tam, gdzie On tego ode mnie oczekuje. Istnieją tacy ludzie, którzy wiele działają, dają siebie za bardzo i byle jak, a później męczą się i już ich nie widzimy…

A co myśleć o takiej reakcji: „Jeśli zrezygnuję, nie ma nikogo, kto mógłby przejąć odpowiedzialność za to zadanie”?

Może to pomóc uświadomić wspólnocie, że jeśli ciebie zabraknie, należy znaleźć kogoś innego na to miejsce. Czasami może to przysporzyć pewnych trudności, jednak nikt nie jest niezastąpiony. A jeśli chodzi o innych, dosyć łatwo jest polegać na innych, zawsze tych samych osobach, które robią wszystko. W parafii jest to raczej kwestia tego, czy parafianie znają się na tyle dobrze, by kontaktować się ze sobą i rekrutować jedni drugich? Nie zaszkodzi, jeśli każdy będzie wiedział, co może dać innym. Zadaniem osoby odpowiedzialnej we wspólnocie i proboszcza jest następnie zatwierdzenie tych propozycji.

Jakie są kryteria dobrego rozeznawania?

Widzę tutaj trzy kwestie.

  • Przede wszystkim zaangażowanie musi być odpowiedzią na Boże wezwanie. Jedną kwestią jest robienie rzeczy dla Boga, a inną robienie tego, co Bóg ode mnie oczekuje. Przede wszystkim nie angażuję się po to, żeby wypełnić mój brak uznania społecznego czy po to, żeby mieć władzę.

 

  • Następnie powinno być kompatybilne z moimi obowiązkami stanu. Jeśli moje zaangażowanie sprawia, że uciekają mi chwile bliskości, które powinnam spędzać z moim mężem (powinienem spędzać z żoną), lub też zaniedbuję obowiązki rodzinne, nie jest to właściwa decyzja.

 

  • W końcu też ta inwestycja mojego czasu, siły i zdolności nie powinna być jakimś chwilowym poruszeniem, ale powinna przyczynić się do rozwoju mojego życia duchowego. Życie duchowe zaś dokonuje się na poziomie miłości. Ta miłość jest zresztą świetnym kryterium pozwalającym określić temperaturę naszego życia duchowego!

 

Skąd wiedzieć, gdzie Bóg nas powołuje?

Zasięgając rady swojego męża lub żony, osób, które wzięły już na siebie daną posługę. A także radząc się swojego proboszcza. Nasi bliscy mogą przede wszystkim pomóc nam spojrzeć z perspektywy na samych siebie, na nasze zdolności, ale też na nasze ograniczenia. Bóg może jednak posłużyć się także nimi, by dotrzeć do nas ze swoim przesłaniem.

W końcu, po tych koniecznych konsultacjach z naszymi bliskimi, nie pozostaje nam nic innego, jak zdać się całkowicie na Boga. Mając pewność, że jeśli wybór, który właśnie podejmujemy, prowadzi nas do pokoju i radości, to jest to dobry znak. Możemy prosić Go o łaskę zaangażowania bez strachu, bez lęku i bez fałszywej skromności, prosić, abyśmy przynieśli owoc miłości dla Kościoła i dla wspólnoty.


NAUCZYCIELKA
Czytaj także:
A gdyby tak… ruszyć się i pomóc bliźniemu? Trzy pomysły na wolontariat



Czytaj także:
Jak wygląda wolontariat na Madagaskarze? Obejrzyjcie opowieść Daniela

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!