separateurCreated with Sketch.

Więcej ludzi niż na koncertach Justina Biebera czy The Rolling Stones

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Cała prawda o ŚDM

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Cała prawda o ŚDM

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Rozmowa z Karoliną Sarniewicz i Anną Salawą, autorkami książki „Zróbmy raban. Niezbędnik na Światowe Dni Młodzieży”.

Marta Brzezińska-Waleszczyk: Jak się robi raban?

Karolina Sarniewicz: Raban to Boży bałagan. To Bóg robi go w naszym życiu, nie my, więc nie możemy podać instrukcji, ale możemy opisać mniej więcej, jak wygląda. Człowiek, który dochodzi do ściany, nie wie, co dalej ze swoim życiem robić, poddaje się i daje wreszcie miejsce do pracy Bogu. Człowiek sam, z własnej woli wychodzi ze swojej strefy komfortu, a Bóg załatwia mu takie niespodzianki, że głowa mała – robi mu w życiu totalną rewolucję. Sęk w tym, żeby dać się temu Bogu uwieść, posadzić Go na miejscu kierowcy w samochodzie, a samemu zasnąć. A to nie jest łatwe: bo taki raban nigdy nie przychodzi po cichu, ale wymaga chaosu, zagubienia i przewrotu. Przecież kiedy mieszamy herbatę z cukrem, najpierw musimy narobić chaosu w szklance, a dopiero potem wszystko się rozpuszcza i herbata jest smaczna.

Na czym polega fenomen Światowych Dni Młodzieży, że przyjeżdża na nie więcej osób niż na koncerty Justina Biebera i The Rolling Stones?

Ania Salawa: Rzeczywiście, Światowe Dni Młodzieży to impreza, która we współczesnym świecie przyciąga najwięcej uczestników – np. w Manili w 1995 roku msza końcowa przyciągnęła 4 miliony osób. Było to najliczniejsze spotkanie i jest to niezwykle budujące, że jednak najlepiej przyciąga…. sam Pan Bóg. W tym tkwi fenomen tych spotkań – to spotkanie organizują ludzie, ale główny Menadżer jest na górze.

Doświadczyłyście cudów związanych z Światowymi Dniami Młodzieży? Na przykład komuś, kto bardzo chce jechać na spotkanie, a nie ma za co, spada z nieba kasa na bilet?

Ania Salawa: Zależy, jak rozumiemy cud. Bo dla mnie cud to jest interwencja Pana Boga w naszym życiu. A takie interwencje mają non stop miejsce na tych spotkaniach.

Opisujecie w książce, jak pielgrzym zastał wypełnioną po brzegi lodówkę, w której wcześniej świeciło pustkami (śmiech).

Karolina Sarniewicz: Ta historia to akurat opowieść o trosce. Człowiek zaprasza do domu pielgrzymów ŚDM, a kiedy oni się wprowadzają, wyjeżdża na ryby. Niegościnny gbur – można by pomyśleć – ale wcale nie! Facet jakimś tajemniczym sposobem systematycznie napełnia im lodówkę, kiedy kończy się jedzenie. I chociaż nie bawi gości rozmową, dba o nich. Tak więc troska może być pojmowana w sposób różnoraki. Nieobecność nie musi oznaczać jej braku, a z kolei nadmiarem troski można kogoś zamęczyć. Mnie zdarzyło się mieszkać kiedyś u siostry zakonnej, która przy śniadaniu podkładała mi poduszki pod wszystkie części ciała, żeby było mi wygodnie. Efekt był odwrotny do zamierzonego. Siedziałam przez godzinę wygięta jak kolejka w wesołym miasteczku i ciało bolało mnie tak, że nie mogłam się potem ruszać (śmiech).

W opowieściach Waszych rozmówców często powraca burza na hiszpańskim lotniku Cuatro Vientos [na zdjęciu]. Co w tym było takiego niezwykłego?

Karolina Sarniewicz: To była opowieść o zaufaniu – jak w Ewangelii, kiedy Jezusa i uczniów przebywających w łódce na jeziorze zastaje sztorm i stają przed trudem uwierzenia, że nic złego się nie wydarzy. Ta burza na Cuatro Vientos taka właśnie była. Nasi bohaterowie twierdzą, że nigdy nie przeżyli czegoś tak przerażającego, a jednak nikomu z nich nic wielkiego się nie stało.

Uczestniczyłam raz w ŚDM – w Kolonii. Tym, co mnie urzekło, była wspólna modlitwa – na ulicy, w metrze, na placach, w pociągach, gdziekolwiek się dało – we wszystkich językach świata. To doświadczenie wspólnoty ludzi z całego świata było niesamowite!

Ania Salawa: Niesamowite jest to, że wiele osób ciągle to powtarza – że Światowe Dni Młodzieży to jedyny czas, kiedy tak namacalnie można odczuć wspólnotę Kościoła z całego świata, że w jednym miejscu w imię Chrystusa gromadzą się ludzie, by razem się modlić, nie zważając na różnice kulturowe czy językowe. Dlatego jeśli ktoś chce zobaczyć jak ma się Kościół Katolicki, niech konieczni wpadnie w lipcu do Krakowa!

Z ŚDM związane są rozmaite historie poszukiwań drugiej połówki. Zapewne znacie takich kilka (śmiech).

Karolina Sarniewicz: W książce zawarłyśmy tylko kilka, choć w rzeczywistości było ich znacznie więcej. Jedna z naszych międzykontynentalnych par pobrała się na przykład po trzech spotkaniach. Twierdzą, że gdyby poznali się w kurorcie, nie byliby ze sobą na tyle blisko, żeby podjąć taką decyzję.

Inni odnajdują na ŚDM swoje powołanie – jak na przykład w historii z pożyczoną sutanną.

Karolina Sarniewicz: Faktycznie, mamy bohatera, który najpierw przebrał się za księdza, żeby usiąść w bliższym sektorze, a potem… Potem długo patrzył na stułę wiszącą w jego szafie, chociaż co z tego wynikło – tego można dowiedzieć się z książki.

Co takiego pociągającego jest w byciu wolontariuszem na ŚDM, że ludzie przemierzają setki tysięcy kilometrów, by długo przed spotkaniem zacząć pracę?

Ania Salawa: Młodzi ludzie noszą w sobie pragnienie robienia czegoś wielkiego, uczestniczenia w czymś ważnym. Kidy ja zaczynałam swoją przygodę ze Światowymi Dniami Młodzieży, czułam się spełniona jako człowiek, bo miałam świadomość, że mogę przyczynić się do czegoś bardzo istotnego. Myślę, że między innymi dlatego wolontariusze tak chętnie zgłaszają się do pracy przy tym spotkaniu.

Światowe Dni Młodzieży to nie automat z napojami – na ich efekty trzeba trochę poczekać. Krakowskie spotkanie będzie już trzydziestym pierwszym, więc można się pokusić o pewne wnioski.

Ania Salawa: „Po owocach ich poznacie” – na przestrzeni tych 30 lat Światowe Dni Młodzieży przyniosły wiele dobrego, o czym między innymi opowiadamy w naszej książce. Fakt, że ta impreza obroniła się przez tyle lat i nadal przyciąga rzesze młodych osób, świadczy tylko o tym, że to sam Szef ją wymyślił.

ŚDM nazywa się świętem radości.

Karolina Sarniewicz: Bo to jest po prostu święto chrześcijaństwa. Trudno powiedzieć, żeby ktoś, kto przyjedzie do Polski z Australii czy Azerbejdżanu, robił to wyłącznie z powodów turystycznych. Chrześcijaństwo jest religią radości, nie smutku czy męczeństwa. To religia wymyślona przez Boga, który kocha, chce dla nas szczęścia tu i teraz, ale do niczego nie zmusza. Daje nam wolny wybór – czy chcemy za Nim iść, czy nie. Dlatego jeśli Mu wierzymy, robimy to z radością, a nie za strachu przed karą, przed tym, że pójdziemy do piekła. Cieszymy się, bo On jest. Bo interesuje się naszym życiem i chce, żebyśmy konsultowali z nim nasze najmniejsze zmartwienia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!