Jakie jest macierzyństwo? Każdy widzi. A to bez Photoshopa? To już nie wszyscy widzą. Albo wolą udawać, że nie widzą.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ciało kobiety w ciąży i po porodzie przechodzi szereg zmian. To nic specjalnie odkrywczego. Ale już rozmowa o tych zmianach, szczera rozmowa to nie lada wyzwanie. Zakodowano nam, że matka (czy po prostu kobieta) powinna wyglądać tak, a nie inaczej. Szerzej – POWINNA spełniać ściśle określone oczekiwania społeczne.
Matka MUSI
Kanony kobiecego wyglądu po porodzie są restrykcyjnie określone. Przez media, reklamy, ale też przez same matki (kobieta kobiecie wilkiem). Dlatego mama już na porodówkę jedzie „zrobiona” – z makijażem, w odpowiednio dobranej koszuli do rodzenia, manicurem. Po porodzie tym bardziej MUSI wyglądać – ją i dziecko będą odwiedzać bliscy i przyjaciele. Worki pod oczami, szara cera? To takie nieestetyczne. I do matki niepodobne!
Bo ta, jak pokazują foldery reklamowe, jest piękna, zadbana i uśmiechnięta. Zrelaksowana. Dlatego tak, jak szybko wraca się z porodówki do domu, tak szybko trzeba wykupić karnet na siłownię. Albo chociaż na basen. Połóg to już nie jest czas ochronny dla dziecka i matki na regenerację. To czas na powrót do smukłej sylwetki sprzed porodu. A jeśli w ciąży przytyłaś więcej, niż wskazują unijne normy, to masz problem.
Ciało już nie takie same
To tylko wierzchołek góry lodowej. Piersi matki nigdy nie będą takie same, jak biust nastolatki. Argument, że karmienie dziecka jak najdłużej jest najbardziej korzystne to jedno. Ale zmiany, jakie to powoduje w kobiecym ciele to już inna bajka, o czym mówią mamy skupione wokół projektu „Macierzyństwo bez lukru”.
Dziewczyny buntują się przeciw dyktaturze matek z reklamowych folderów. Głośno mówią, że ich ciało po ciąży i porodzie się zmienia. Mówią o ulegających prawom grawitacji piersiach, o zwisających (nawet mimo poporodowego pasa) brzuchu przeoranym bruzdami rozstępów. Mówią wreszcie o żylakach, wypadających włosach, słabszych zębach…
Niby wiadomo, że kobieta-matka nie będzie wyglądała, jak modelka z wybiegu (te, które tak wyglądają, to wielkie szczęściary), niby wiemy, że to wszystko reklama, Photoshop, retusz, botoks, a jednak…
Macierzyństwo bez lukru
Wszystkie czujemy presję, że coś MUSIMY, POWINNYŚMY. I chociaż mąż mówi, że dobrze jest, to obraz z lustra, wzmocniony surową oceną wewnętrznego cenzora nie pozwala spasować.
Trzeba zmienić ten cukierkowy i nieprawdziwy obraz kobiet-matek w mediach – uznały dziewczyny z „Macierzyństwa bez lukru”. Książka „Macierzyństwo bez Photoshopa” to 4. edycja projektu, w ramach którego matki (często blogerki) piszą o swoich doświadczeniach związanych z macierzyństwem. Piszą nie tylko bez lukru i Photoshopa, ale przede wszystkim do bólu szczerze i prawdziwie. I dlatego ich głos jest tak cenny.
Najnowsza edycja jest poświęcona ciału i zmianom, jakie w nim zachodzą. Kobiety skarżą się, że ciało matki jest „kontrolowane do kwadratu”, jak stwierdziła Anna Kowalczyk (boskamatka.pl). Objawia się to choćby w bezceremonialnym dotykaniu rosnącego brzucha (nikt nie pyta, bo przecież dziecko pogłaskać można). Albo w zabranianiu ciężarnej zjedzenia jakiegoś produktu, który mógłby jej zaszkodzić.
Autorki projektu, blogerki, matki podczas warszawskiej premiery książki (27 czerwca, księgarnia Matras) mówiły o doświadczeniu dzielenia się ciałem z dzieckiem – najpierw od wewnątrz, a po porodzie – zewnętrznie. A nie każda z nas potrafi to zaakceptować.
Ciało użytkowe
W pewnym momencie matki orientują się, że ich ciała pełnią funkcje użytkowe – brzuch, macica, piersi. Są podporządkowane dziecku. Przestają być intymnymi częściami ciała. Przykład? Lekarze, specjalistki od laktacji, położne, pielęgniarki dotykają piersi bezceremonialnie, obnażają (bez względu na to, czy ktoś jeszcze był w pomieszczeniu), sprawdzając czy PRODUKUJĄ odpowiednią ilość mleka.
Niby darzymy matki szacunkiem, ale czy tak samo traktujemy ich ciało? Niekoniecznie, skoro kobieta z dodatkowymi kilogramami, nieufarbowanymi odrostami i rozstępami jest uznawana za leniwą i zaniedbaną. Przez kogo? Nie przez swojego męża czy partnera, ale – paradoksalnie – przez inne kobiety, które przecież też są (albo zostaną) matkami.
Kobiety, oceniając inne kobiety, odreagowują presję, która nad nami ciąży. Błędne koło. Tymczasem w macierzyństwie – jak twierdzą autorki projektu – „można okrzepnąć”. Z czasem (albo z kolejnym dzieckiem) przestaje przeszkadzać odstający brzuch, trochę więcej rozstępów czy mniej jędrny biust. W końcu zaczynamy rozumieć, że nasza koleżanka, jedna z tych sexi-mam z Facebooka, uśmiechnięta i „zrobiona”, to tylko wycinek rzeczywistości. Wycinek rzędu kilku fotografii.
Żadne suknie, jedwabie, kosmetyki nie upiększą jej (żony – przyp. MBW), jak zrobią to moja miłość i pragnienie spędzenia szczęśliwie reszty życia z tą jedyną. Najpiękniejszą – pisze w „Macierzyństwie bez Photoshopa” Maciej. Warto o tym pamiętać.