separateurCreated with Sketch.

Czy kult maryjny można sobie odpuścić?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Konrad Sawicki - 15.08.16
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Mówi się, że z pobożności maryjnej się wyrasta. Ojciec Jacek Szymczak przekonuje, że raczej się do niego dorasta.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Konrad Sawicki: Istnieje taka opinia wśród części katolików, że kult maryjny to jest coś niezbyt poważnego, raczej dla kobiet, a może tylko dla dzieci i starszych.

Jacek Szymczak OP: Przyznam się, że sprawa dla mnie też nie jest łatwa. Powiedzenie homilii maryjnej przychodzi mi z trudem. Zadałem sobie pytanie: dlaczego tak jest? Przede wszystkim sama Maryja wysoko zawiesiła poprzeczkę.

Jako osoba ukazująca pełnię człowieczeństwa, sama w sobie jest wyzwaniem. Zobaczmy, że Maryja pokazuje nam wszystkim, jacy moglibyśmy być, gdyby nie było grzechu pierworodnego. Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny też o tym mówi.

To dość oryginalne podejście do kultu maryjnego.

To jest mój osobisty sposób odkrywania tego typu religijności. Tak naprawdę czuję, że ona w swojej pełni jest jeszcze przede mną i modlę się o to, by ją odkryć w sposób dojrzały. Nie chcę robić niczego na siłę czy sztucznie. Kilka mądrych osób powiedziało mi, że to przyjdzie w odpowiednim momencie, gdy do tego dojrzeję.

Wiele razy słyszałem, że z pobożności maryjnej się wyrasta. A Ojciec odwraca perspektywę i mówi, że dopiero do niej dojrzewa?

W pewnym sensie tak. I zachęcam wszystkich, którzy mają problem lub lekceważą kult maryjny, by też tak do tego podchodzili. Może z różnych powodów dzisiaj nie jestem jeszcze gotowy, żeby wejść w dojrzały kult Matki Bożej, ale nie zamykajmy sobie tej drogi. Można też zwyczajnie o to się modlić: Proszę Cię, Panie, o łaskę kultu Twojej mamy.

A nie można tego sobie po prostu darować? Powiedzieć, że to nie dla mnie i odsunąć na bok?

Nie sądzę.

Dlaczego?

Bo Maryja jest ważna dla Boga. Ona jest ważna nie tylko dlatego, że jest Królową Polski, Matką Nieustającej Pomocy albo dlatego, że jest super perfekcyjna. Nie. To za mało. Tej kobiecie Bóg dał Syna na wychowanie. A nawet więcej: na urodzenie i wychowanie.

Więc dla samego Boga musi być niezwykle cenna. A to oznacza, że nawet jeśli ja sam nie czuję w sobie pełnego zrozumienia dla kultu maryjnego, czy też potrzeby takiego rodzaju pobożności, to mimo wszystko powinienem podchodzić do niego z szacunkiem i na poważnie.

Choćby tak, jak odnosisz się do rodziców twojej dziewczyny, twojego chłopaka, czy też do teściów. Nie musisz być wobec nich wylewny, ale powinieneś szanować, traktować poważnie ze względu na osobę ci najbliższą, bo dla niej oni są bardzo ważni.

No dobrze. Mimo wszystko wielu mężczyzn ma problem z Maryją. Wszystko wokół niej wydaje się takie „mało męskie”.

A mnie się wydaje, że my, mężczyźni, przez kult maryjny możemy uczyć się tego, kim jest kobieta jako taka. Trzeba jednak zacząć od traktowania Maryi jako kobiety z krwi i kości, przez którą dokonał się największy cud w historii ludzkości.

Na czym polega ten cud?

Na tym, że Maryja dała ciało Bogu. I uczyniła to w pełnej wolności. Bóg, który może wszystko, przyszedł do niej, do tej konkretnej kobiety i zapytał: Czy mogę?

Mając na uwadze ówczesną kulturę patriarchalną, można by właściwie zadać pytanie, dlaczego Bóg nie przyszedł z tym do Józefa albo Joachima, jej ojca.

No właśnie. A Bóg przychodzi bezpośrednio do niej, ponieważ wcielenie dotyka jej samej, jej ciała i duszy, najgłębiej jak to tylko możliwe. W tej historii można zaobserwować, jak Pan Bóg patrzy na ciało kobiety. Jej ciało zostało potraktowane tu jak świątynia samego Boga. Potem o świątyni ciała powie apostoł Paweł.

Ale u niej wydarzyło się to dosłownie, fizycznie. To nas uczy patrzenia na kobietę tak, jak patrzy Bóg: czyli jak na osobę, która daje ciało, daje życie, przez którą dzieje się historia zbawienia. Dla Boga ciało kobiety jest niezwykle cenne.

Przy okazji warto zauważyć, że ten moment jest również ogromnym docenieniem ludzkiego ciała jako takiego, naszej fizyczności. Bóg, mimo że wszechmocny, nie omija tej sfery.

Nie omija ludzkiego ciała i nie omija też ludzkiej woli. Czeka aż Maryja się zgodzi. Gdy tak na to spojrzeć, trzeba przyznać, że Bóg okazał wobec tej kobiety wielkie zaufanie. Całkowicie powierzył jej swego syna.

W Roku Miłosierdzia często powtarzaliśmy „Jezu, ufam Tobie”. Ale tak naprawdę w pełni zaufać możemy tylko wtedy, gdy odkryjemy, że także Bóg nam ufa. On nie zaufał tylko wtedy jednej Maryi. Na jej przykładzie widzimy, jak bardzo w ogóle zaufał człowiekowi. Jej powierzył swego Syna, a nam powierza masę różnych spraw. Także życie innych ludzi. On nam ufa, że dobrze się tym wszystkim zajmiemy.

Powiedzieliśmy tu już trochę o kłopocie z angażowaniem się w pobożność maryjną, ale jest jeszcze druga strona problemu. Chodzi mi o sytuacje, w których Maryja zajmuje więcej miejsca od Jezusa. Czy można mówić o przesadnym kulcie Matki Bożej?

Jeszcze kilka lat temu pewnie też bym mówił o niebezpieczeństwie przesady czy popadania w skrajność, ale spokorniałem, jeśli chodzi o pochopne ocenianie pobożności ludowej i maryjnej.

Dziś myślę, że nigdy nie wiadomo, jakim kanałem Pan Bóg nas do siebie przyciągnie. Znając każdego z nas i naszą wrażliwość, Bóg może do nas docierać takimi drogami, które właśnie mnie poruszą. Osoba Maryi może być drogą, jaką wkroczy w nasze życie Jezus. Zobaczmy, że tam, gdzie pozbyto się kultu Matki Bożej, najczęściej religijność mamy w kryzysie.

Czyli zupełnie nie ingerować?

Oczywiście, trzeba pomagać ludziom, by kult maryjny stopniowo pogłębiali. Czasem będzie to polegało na przeprowadzaniu kogoś od jakiejś formy religijności do wiary. To jest trudna droga.

Naturalnie, nie jest dobrze, gdy kult Matki Bożej, jej obrazu, czy figury staje się ważniejszych od kultu Eucharystii. Ale z drugiej strony pokazuje to też prawdę o nas samych, że bliżej jest ciału do ciała: nam, ludziom do człowieka, Maryi.

Poza tym w Kościele, który hierarchicznie jest tak bardzo zmaskulinizowany, pełen mężczyzn, nie ma co się dziwić temu maryjnemu, a więc kobiecemu wychyleniu.

Niektórzy przytaczają argument, że Maryja jest zbyt idealna, zbyt nierealna, by była ważna w ich życiu.

Należałoby się wtedy zapytać, jaką Maryję znają. Jeśli widzimy ją jedynie w perspektywie niepokalanego poczęcia, bezgrzeszności, to jednak fałszujemy jej obraz. To faktycznie może rodzić frustrację, że ona w pewnym sensie miała lżej. Ale czy na pewno?

Mamy przecież jednocześnie Maryję pod krzyżem. Może trzeba by jej historię czytać od tyłu, od krzyża właśnie? Skoro była pod tym krzyżem, to dobrze wie, co znaczy ból, łzy, strata, cierpienie. Jest więc i Mater Dolorosa, i Maryja z opowieści o zwiastowaniu, i ta od narodzenia Jezusa, i ta od ucieczki do Egiptu, i też ta od nawiedzenia Elżbiety, kiedy oddaje się na służbę drugiemu człowiekowi.

Widzimy więc postać wielowymiarową, o różnych doświadczeniach, w których my z kolei w różnych momentach życia możemy się odnaleźć. Nie zapominajmy również o historii z poczęciem z Ducha Świętego. Maryja jest osobą, która dobrze wie, jak to jest, gdy się życie komplikuje. Spokojnie można ją brać za patronkę skomplikowanych spraw.

O czym nam mówi uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny?

Ten dzień mówi o naszym zmartwychwstaniu. Pokazuje znów, że ona – wzięta z duszą i ciałem do nieba – jest o krok przed nami. A jednocześnie uświadamia nam, że to właśnie jest nasza, chrześcijan, perspektywa. Mając za sobą to macierzyńskie doświadczenie oraz wzięcia do nieba, Maryja po prostu dobrze zna Jezusa, wie i widzi o wiele więcej od nas.

Przez to święto znów dochodzimy do odpowiedzi na pytanie: dlaczego Matka Boża powinna być mi bliska albo dlaczego nie powinienem zamykać się na kult maryjny? Bo ona dobrze zna Jezusa, zna Go najlepiej. A ja bym chciał choćby skrawka tego, co ona wie i widzi. Jeśli jako chrześcijanin chcę podążać za Jezusem, to nie mogę całkowicie jej pomijać.

Wychodzi na to, że kult maryjny nie jest w katolicyzmie opcją, z której mogę skorzystać albo nie.

Na pewno nie jest to też kwestia czucia, czy on mi pasuje, czy też nie za bardzo. Przecież sam Jezus z krzyża mówi: Oto matka twoja. W momencie umierania nie mówi się rzeczy błahych, mówi się rzeczy ważne. Jeśli jedną z tych ważnych rzeczy są słowa o matce, to znaczy, że nawiązanie z nią relacji jest wolą Jezusa.

To nie Kościół jako instytucja wymyślił sobie kult maryjny. Nie wymyśliła go też pobożność ludowa. Relacja z Matką Bożą jest zawarta w testamencie Jezusa.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!