separateurCreated with Sketch.

Kiedy internet zniszczy ludzkość?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Jeszcze nigdy zagłada cywilizacji nie była taka prosta w realizacji. Wystarczy wyłączyć ludziom internet.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Tytuł i wstęp nie jest pustą prowokacją nastawioną na klikalność. To jeden z gorzkich wniosków po obejrzeniu najnowszego filmu Wernera Herzoga „Lo i stało się. Zaduma nad światem w sieci”. Jeszcze nie dzisiaj, ale dla kolejnego pokolenia, albo następnego, nagły brak internetu może się okazać problemem, przez który zginą miliardy.

Zalogowani kontra wylogowani

Werner Herzog nie demonizuje internetu. Raczej odmitologizowuje go. Piewcy nowych technologii bezkrytycznie łykają każdą nowinkę. Po drugiej stronie stoją ludzie, dla których sieć to zło, spełnienie biblijnej zapowiedzi o przyjściu antychrysta. Jedni i drudzy nawet nie próbują siebie zrozumieć.

Herzog pokazuje te dwa światy. Widzimy np. ludzi, którzy doświadczyli fizycznego bólu z powodu wszechogarniającego szumu fal elektromagnetycznych. Raj znaleźli w dżungli otaczającej antenę radiową do odbierania sygnałów z kosmosu. Paradoks tkwi w tym, że wycelowana w niebo czasza wymaga totalnej ciszy radiowej w promieniu kilkunastu kilometrów. Sygnały elektromagnetyczne są więc wyciszane, co odczuwali wspomniani ludzie. Wariaci? Mitomani? Herzog pozwala im mówić, a łzy na ich twarzy uwiarygadniają historie.

Reżyser stara się doprowadzić do spotkania obu grup, pokazując różne oblicza internetu, bez opowiadania się po którejś ze stron, czy wystawiania jednoznacznych ocen. Daje rozmówcom czas, nie dociska.

Szansa czy zagrożenie?

Pierwsza w historii wiadomość mailowa wysłana w 1969 roku miała brzmieć: „Log in”. Komputer jednak zawiesił się i wysłano jedynie „Lo”. Ta symboliczna niedoskonałość wpisała się na stałe w historię internetu dowodząc, że jego największą słabością, a zarazem największą szansą, jest człowiek.

Wie o tym Kevin Mitnick, jeden z najsłynniejszych hackerów (a dokładniej crackerów) świata, który wkradał się do pilnie strzeżonych systemów, nie przez łamanie blokad, ale dzięki schlebianiu najprostszym ludzkim potrzebom. Wystarczało powiedzenie kilku komplementów sekretarce w międzynarodowej firmie, by ta udostępniła mu dane do służbowego komputera. Innym razem było to podrzucenie dyskietki z napisem „płace”. Który pracownik oparłby się chęci sprawdzenia, ile zarabiają koledzy? Uruchomienie dyskietki wpuszczało trojana, który otwierał dostęp do komputera.

Haker, który za swoje występki spędził kilka lat w areszcie, przekonuje, że o ile od strony technicznej internet jest coraz lepiej zabezpieczony, o tyle jego najsłabszym ogniwem był, jest i zawsze będzie człowiek. Na ludzką słabość nie ma skutecznego firewalla.

Internet albo życie

Dzisiaj wielu ludzi nie widzi potrzeby spotkania twarzą w twarz. Rozmowa stała się formą komunikacji dla najbliższych. Z obcymi wolimy kontaktować się online. Można wtedy włożyć dowolną maskę, nie pokazując prawdziwego oblicza.

Z tego stadium odhumanizowania międzyludzkich kontaktów można, jak się zdaje, jeszcze człowieka wyciągnąć. Gorzej z tymi, którzy tak głęboko wsiąkli w cyfrowy świat, że przestali reagować na ten realny. I to dosłownie. Pewna południowokoreańska para tak zaangażowała się w grę, że przestała słyszeć swoje płaczące dziecko, które w końcu zmarło z głodu.

Wspomniana para świadomie wybrała priorytet świata cyfrowego nad rzeczywistym i doświadczyła skutków tej decyzji. Ale przecież nie trzeba skrajnych wyborów, by na własnej skórze odczuć zło, które czasem wręcz się wylewa z internetu.

Cyfrowy przedsionek piekła

Herzog pokazuje rodzinę pogrążoną w żałobie po stracie córki, która zginęła w wypadku samochodowym. Jej zmasakrowane ciało zostało sfotografowane, a zdjęcia upubliczniono w sieci. W końcu fotografie dotarły do matki i ojca, a wraz z nimi wulgarne komentarze anonimowych internautów. Rodzice, do tej pory traktujący internet obojętnie, od tego momentu widzą w nim przedsionek piekła, w którym ujawniają się w ludziach  najgorsze instynkty.

Herzog nakreślił tę szokującą historię z ogromnym wyczuciem. Dał małżeństwu czas na opowiedzenie o swoich odczuciach, pozwolił wyrazić emocje i wyciągnąć wnioski.

Mnie, zapalonemu użytkownikowi sieci, trudno zgodzić się z tak negatywną oceną internetu, który jest przecież obojętnym moralnie narzędziem, Wierzę jednak tym rodzicom, że dotknęło ich zło w czystej postaci i że pewnie już nigdy nie zachwycą się możliwościami, jakie daje sieć.

Offline równa się śmierć

Herzog nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co z tą siecią. Rozwiązaniem nie jest ucieczka przed nowymi technologiami, od których izolowanie się jest po prostu niemożliwe. Gdy dziś zepsuje się internet w lokalnym sklepiku, który zamówienia składa online, następnego dnia co najwyżej nie dojedzie świeży chleb z piekarni. Ale gdy sieć padnie w całym kraju, np. w wyniku działań dywersyjnych, zapanuje totalny chaos.

Podłączamy do internetu artykuły codziennego użytku – pralki, lodówki, zmywarki. Być może kiedyś urządzenia, po przejściu w tryb offline, odmówią współpracy, a my umrzemy w brudzie, głodzie i smrodzie.

Na razie o tej apokaliptycznej wizji mówi się w filmie Herzoga z przymrużeniem oka, ale za chwilę w dorosłe życie wejdzie pokolenie, które nie będzie potrafiło wyprodukować jedzenia, hodować zwierząt, budować domów. Dzieci nauczone życia w online’owym konformizmie umrą, gdy jako dorośli zderzą się ze światem offline. Wtedy wizja przedstawiona na początku tekstu stanie się bolesną rzeczywistością.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.