separateurCreated with Sketch.

Libańscy maronici wzięli ślub w Polsce. Parafia wyprawiła wesele na 1500 osób!

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Młodzi pochodzili z różnych klas społecznych. Kiedy rodzice dowiedzieli się, że ślubu w Polsce będzie udzielał arcybiskup, jakoś się przełamali. Gdyby nie ŚDM, zgody rodziców być może nigdy by nie dostali.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Mój dziadek popełnił mezalians. Szlachcic, oficer, zakochał się w biednej dziewczynie z Witebska. Córce szewca – podobno znakomitego i znanego, buciki zamawiały u niego damy z samego Petersburga. Zakochał się w wzajemnością, lecz planom młodych sprzeciwiały się obie rodziny. Za ślub zapłacili odrzuceniem. Dziadek – także wydziedziczeniem. Kontaktów z krewnymi nie odnowili do końca życia.

Raghida i Georges, para libańskich maronitów, miała szczęście. Po 6 latach znajomości i 3 latach narzeczeństwa pobrali się w Polsce 24 lipca tego roku. Dwa dni przed inauguracją Światowych Dni Młodzieży. Gdyby nie ŚDM, zgody rodziców być może nigdy by nie dostali. Czy ktoś dziś rozumie takie historie? Ta moich dziadków wydarzyła się przecież 100 lat temu!

W krakowskim ŚDM brało udział około 1000 maronitów. 300 z nich przyjęła diecezja opolska i to tam, w kościele pw. Świętego Ducha i Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Kędzierzynie Koźlu, odbyła się uroczystość. Fragmenty nagrania ze ślubu i wesela można znaleźć w internecie, pisał o tym również Andrzej Kerner w „Gościu Niedzielnym”. Dziennikarz wspomina o trudnościach, jakie para musiała pokonać, np. o wypadku samochodowym Raghidy. Ale nie pisze najważniejszego. Kiedy pokazałam ślubne nagranie mojej koleżance, żonie libańskiego Maronity (chce pozostać anonimowa, nazwijmy ją Moniką), od razu wyraziła zdziwienie.

Jak na zwyczaje libańskie, ślub w Polsce wyglądał dość skromnie – zauważyła. W Libanie ślub jest ogromnie kosztowny. Płaci za niego pan młody, a nie rodzina panny młodej, jak najczęściej bywa u nas. Panna młoda musi mieć posag. Młodzi stosują więc różne wybiegi, by nie wydać całego swego majątku. Zdarzają się nawet porwania dziewczyny do domu pana młodego. Wtedy rodzice stają przed faktem dokonanym, oszczędza się też finansowo – opowiada Monika.

Zaintrygowana słowem „porwanie” zaczęłam drążyć temat. Czy za słowami Raghidy, zapisanymi przez Andrzeja Kernera: „ten ślub to dla nas cud”, kryje się coś więcej? Kościół Maronicki jest jednym z katolickich Kościołów Wschodnich i podlega papieżowi. Libańska kultura w wielu kwestiach upodabnia się zarówno do tradycji chrześcijan, jak i muzułmanów. Żyją wszak razem od wieków.

Zadzwoniłam do rzecznika kurii opolskiej. Ks. Joachim Kobienia rzucił nowe światło na kulisy sakramentalnego „tak”. Państwo młodzi bardzo chcieli uczestniczyć w Światowych Dniach Młodzieży, dlatego przyjechali do Polski – opowiada. Dodaje, że rodzice (chyba) pana młodego patrzyli na ślub troszkę niechętnie, bo młodzi pochodzili z różnych klas społecznych. Kiedy się dowiedzieli, że ślubu będzie udzielał arcybiskup, jakoś się przełamali. Monika ma rację. Cuda w Roku Miłosierdzia mają różne wymiary.

Mszę w obrządku maronickim celebrował i ślubu udzielił arcybiskup Trypolisu Georges Bou-Jaoudé. O wrażenia zapytałam tłumacza grupy, o. dr. hab. Pawła Zająca OMI. Ślub miał miejsce na niedzielnej mszy świętej o godz. 10.00. Liturgia była sprawowana w języku arabskim i syriackim – wspomina. Już samo to było dla ludzi wzruszające, bo syriacki jest bliski aramejskiemu, którym mówił Pan Jezus.

„Ojcze nasz” ksiądz arcybiskup zaintonował po łacinie. Ceremonia sakramentu była bardzo rozbudowana, dłuższa niż w liturgii rzymskokatolickiej. Interesującym symbolem było nakładanie na skronie małżonków tzw. koron. Piękne wianki sporządzone z kwiatów symbolizują 7 darów Ducha Świętego i opiekę Bożą nad małżeństwem [podobny rytuał istnieje w prawosławiu – MB].

Parafia przyjęła młodych serdecznie i ciepło. Jak dodaje o. Zając, na uroczystość przyszła też jego mama. Nie rozumiejąc większości wypowiadanych słów, przeżyła to głęboko duchowo. Dla wielu ludzi było to wzruszające przeżycie, bo są świadomi sytuacji na Bliskim Wschodzie – wyjaśnia. Wszyscy wiedzą, że w Syrii, graniczącej z Libanem, cierpi wielu chrześcijan. Udział w liturgii był więc również wyrazem jedności z nimi.

Na nagraniu widać, jak przedstawiciele Rady Parafialnej wręczają młodej parze prezent od parafii, ikonę św. Rodziny. Według ks. Kobieni w weselu wzięło udział ok. 1500 osób! Parafia stanęła na wysokości zadania – cieszy się. Przygotowała przyjęcie, które odbyło się w 3 namiotach. Samego ciasta było ze 100 blach. Na ŚDM do Krakowa młodzi pojechali już jako mąż i żona.

W Libanie, kraju demokratycznym i najbardziej „zachodnim” na Bliskim Wschodzie, dominują więzi klanowo-rodowo-religijne. Wiele rzeczy jest dla Polaków niespodzianką, także w podejściu do małżeństwa. Monika zwraca uwagę na to, że aby dziewczyna wyszła za mąż, chłopak musi jej zapewnić mieszkanie i utrzymanie. Musi mieć odpowiedni status społeczny, dobrze widziane jest, jeśli zatrudni służącą. To jest tam zupełnie normalne.

Jest takie ślubne 4 S (po arabsku) – twierdzi. Libanka musi dostać w prezencie złoto. Jeśli to jest chrześcijanka, może być skromniej – złota biżuteria. Drugie S oznacza mieszkanie i to nie małą kawalerkę, ale porządne, „odstawione”. Trzecie S to służąca.  Ostatnie S to telefon komórkowy. Libanka nie wyjdzie za chłopaka bez grosza przy duszy – podkreśla Monika. Tam nie ma ślubów cywilnych [prawo świeckie „nie ogarnia” regulacji prawnych 18 wyznań w zakresie ślubów, ilości żon, rozwodów], nie ma też wspólnoty majątkowej w małżeństwie. Jeśli żona pracuje, zarobione pieniądze są tylko jej.

Czy to oznacza, że Polska jest bardziej skromna, bo jest katolicka? Hm… Katarzyna Igielska – mieszkanka Krakowa, gdzie w czasie ŚDM, w parafii św. Jadwigi Królowej przebywała grupa 120 Maronitów – zachwyca się skromnością i pokorą tamtejszego biskupa, którego gościła w domu. Bp Hanna Rahmé z eparchii Baalbek-Deir El Ahmar zawsze jest blisko ludzi. Jadał razem z grupą na stołówce, na mszę do Brzegów poszli wszyscy pieszo. Jako koncelebrans nie mógł się potem dostać do sektora i przeżywał fakt, że ma wracać samochodem z księżmi, a nie ze swoim „ludem”. Warto dodać, że należy do Zakonu Libańskich Maronitów. Biskup robił wszystko, by nie sprawiać mi kłopotu – mówi Igielska. Wzór hierarchy, który nie daje sobie usługiwać.

Maryja wspiera zakochanych. Kana Galilejska, w której interweniowała na prośbę Syna w sprawie wina (byłby skandal!), leży dziś w Izraelu, blisko granicy z Libanem.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.