separateurCreated with Sketch.

Chrześcijaństwo nie jest dla herosów – rozmowa z bp. Grzegorzem Rysiem

Człowiek może przejść przez cierpienie pod warunkiem, że jest przy nim ktoś, kto mu da oparcie. Kocha go.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Małgorzata Bilska: Papież Franciszek powiedział na spotkaniu z dziećmi w Szpitalu w Prokocimiu, że kto czyni miłosierdzie, ten nie boi się śmierci. Można nie bać się śmierci?

Bp Grzegorz Ryś: Trzeba spytać papieża, co miał na myśli (śmiech).

Pytam mojego biskupa, bo jest blisko ludzi.

Myślę, że to taki skrót myślowy, nawiązujący do 25. rozdziału ewangelii wg św. Mateusza, który mówi o sadzie ostatecznym. Sąd przebiega według uczynków miłosierdzia. Byłem głodny – daliście mi jeść. Daliście pić. Daliście ubranie. Przyjęliście. Odwiedziliście. Pójdźcie błogosławieni. Nie daliście, nie odwiedziliście. Idźcie przeklęci. W tym sensie mówił papież. Tak się domyślam. Mówię za siebie, papieżowi nie będę nic wmawiał…

Dziękuję, mnóstwo ludzi już to robi. Czy z cierpieniem można się oswoić?

Czasem trzeba się oswoić, ale dopóki nie trzeba, to nie wolno. Cierpienie jest złem i póki człowiek może, powinien się z nim zmagać. Walczyć. Jeśli medycyna daje możliwości, powinien z nich korzystać.

Ale w niektórych momentach dochodzimy do ściany, dalej się już nie da. I wtedy albo ktoś czyni dobro mimo tej trudności, jaką ma wpisaną w biogram, albo cierpienie go zwycięży i zamknie. Na innych. Na dobro, jakie w nim jest. Z cierpieniem jest tak, że albo mnie motywuje, otwiera, albo przetrąca.

Ksiądz biskup napisał w rozważaniach drogi krzyżowej na ŚDM, że Chrystus ze środka cierpienia poucza nas, jeszcze coś daje. Jak to w ogóle możliwe?

Trzeba otworzyć się na łaskę. Chrześcijaństwo to nie jest religia dla herosów, tylko spotkanie z Bogiem, w którym człowiek słaby uzyskuje siły. Krzyż Chrystusa mówi mi także to, że On jest ze mną w sytuacji mojego krzyża. Człowiek może przejść przez cierpienie pod warunkiem, że jest przy nim ktoś, kto mu da oparcie. Kocha go.

Mój krzyż to miejsce, w którym otwieram szeroko oczy, by zobaczyć Jezusa. Chrześcijanie nie prężą bez przerwy muskułów duchowych. To nie jest tak, że przeskakują proste rzeczy, jak picie tranu czy jedzenie szpinaku, a potem potrafią z taką samą odwagą wejść w doświadczenie choroby swojej czy kogoś bliskiego. To byłoby strasznie upraszczające, krzywdzące i urągające wszystkiemu.

Jednak przez wieki przekaz dotyczący heroizmu, świętości, był strasznie spłaszczany. Skoro święci w niemowlęctwie pili wodę święconą zamiast mleka, jestem bez szans. Czemu Kościół daje nierealistyczne wzorce?

Kościół to za dużo powiedziane. To pojęcie abstrakcyjne. (śmiech)

Kościół nauczający, który ksiądz biskup reprezentuje.

Jeśli szukam oficjalnego nauczania Kościoła na temat, np. św. Jana Kantego, to nie będę czytał Piotra Skargi, tylko bullę kanonizacyjną. Co innego jest w bulli kanonizacyjnej św. Stanisława i w żywotach Wincentego z Kielczy. Żywoty świętych są rodzajem literackim. Wychodziły nie tylko od rzeczywistej historii, ale również naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu.

Dziś potrzebujemy widzieć kogoś, kto nie rodzi się świętym, ale się nim staje. Kiedyś może zapotrzebowanie było na proste, jasne, radykalne przykłady. Wyraźne pokazanie, gdzie jest kontrast między świętością a grzechem. Mówię o tym bez wielkiej sympatii, ale ze zrozumieniem. Nie nazwałbym tego nauczaniem Kościoła – tak, jak nie każde kazanie nim jest. Nauczaniem Kościoła jest to, co mówią papieże, a nie to, co mówi każdy z nas na mszy niedzielnej.

Dużo się zmieniło, odkąd świeccy są dobrze wykształceni. Jeszcze 100 lat temu większość nie umiała czytać. Z drugiej strony, to ludzie prości często żyli tak, że Bóg do nich przychodził. Jak do św. Faustyny.

Prostota bywa czasem obciążeniem, ale częściej atutem. Człowiek, który ma wyczucie własnej słabości, łatwiej się otwiera na spotkanie z mocą Boga. Nie musi tak być, ale bywa.

Jest słynny tekst św. Franciszka do św. Antoniego, który mówi: nie mam nic przeciwko temu, że uczysz teologii, tylko nie gaś pobożności i wiary. Profesor teologii może być przekonany, że wie, o co chodzi. Mieć głowę pełną paradygmatów i zupełnie tego nie przeżywać, tylko obracać się w kręgu pojęć abstrakcyjnych. Być świetnym znawcą religii, teologii czy filozofii Boga, nie mając żadnego doświadczenia wiary.

Podczas ŚDM radość dziwnie splotła się z męką. W programie była wizyta w Auschwitz, ale śmierć Maćka Cieśli i odwiedziny u kard. Franciszka Macharskiego ujęły wszystko w trwałe ramy. Papież nie bał się o tym mówić, choć miał świadomość, że – jak to ujął – może młodym zepsuć wieczór. To dobrze?

Papież pokazał to, co trzeba. To znaczy, że trzeba zawsze mówić wyżej, a nie niżej. I tu nie chodzi o formę, bo ta była bardzo prosta, plastyczna, konkretna. Natomiast poprzeczka podniesiona jest wysoko.

Tak samo trzeba mówić nie tylko do młodych, ale i do starych. Kiedy papież mówił na Jasnej Górze o tym, że w Polsce dobra pamięć zwycięża nad złą, to też postawił poprzeczkę wysoko. Myślę, że doskonale wiedział, że nie oddaje faktycznego stanu rzeczy, tylko nieco życzeniowy. Ale gdy poprzeczkę stawia się wyżej, to człowiek czuje się traktowany poważnie.

Papież wyraźnie jednak unika stwierdzeń: ty musisz przez nią skakać. Możesz. Jego przemówienia były oparte o jakąś alternatywę. Ta sławna „kanapa albo buty”. Papież nie mówi, że natychmiast masz zleźć z kanapy i wkładać buty. Możesz leżeć, masz wybór. To jest dojrzałość.

Także wtedy, gdy człowiek staje się wobec Chrystusa cierpiącego i zmartwychwstałego, musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie o to, co z tego wynika dla jego relacji z innymi.

 

Bp Grzegorz Ryś jest krakowskim biskupem pomocniczym. Pełni funkcję przewodniczącego Zespołu KEP ds. Nowej Ewangelizacji. Jest historykiem Kościoła.