separateurCreated with Sketch.

Odkryj piękno Podlasia. Kostomłoty, Pratulin, Góra Grabarka [zdjęcia]

Góra Grabarka, fot. Kamil Szumotalski

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Warto odwiedzać Pratulin, Górę Grabarkę i Kostomłoty na Podlasiu. W parę godzin można doświadczyć historii, która kształtowała mentalność i wiarę mieszkających tu ludzi przez wiele lat.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wyjeżdżam z Warszawy. Kompas w nawigacji pokazuje mi, że jadę prosto na wschód. To jeden z moich ulubionych kierunków podróży. Można spotkać nie tylko piękną przyrodę, spokój podlaskich wsi czy całkowicie inną mentalność, przy której krakowski slow life staje się sprintem na 100 metrów. Przede mną niecałe trzy godziny jazdy do miejsc, które naznaczone są pięknem i spokojem, a przecież były wyjątkowo doświadczone przez historię.

 

Góra Grabarka

Przejeżdżam przez malutkie wsie leżące pomiędzy lasami. Parkuję pod wysokim murem, kilka metrów od głównej bramy. Jest zwykła sobota, nie ma tłumów. Jedna grupa autokarowa, kilka samochodów prywatnych. Cisza i spokój. Przy wejściu na teren sanktuarium z ikon witają święte Marta i Maria – patronki tego miejsca.

Góra Grabarka to serce prawosławia w Polsce. Sanktuarium stało się miejscem modlitw i pielgrzymek na początku XVIII wieku, kiedy przez Podlasie przetaczała się epidemia cholery. Pewien starzec z pobliskiej wsi miał we śnie objawienie, że na tej górze znajdą ratunek. Wierni wzięli do ręki krzyże i z modlitwą ruszyli na wzgórze, z którego wypływało źródełko wody. Jak podają kroniki, ratunek znalazło tam około 10 000 ludzi.

„Z prośbą o dar potomstwa”, „o zdrowie dla dzieci”, czy moje ulubione – „żeby marzenia się spełniały”. To prośby wypisane na krzyżach przywiezionych z całej Polski. Przechodząc pomiędzy nimi, trudno nie zgodzić się z tym, że razem z wodą z cudownego źródełka bije tu serce polskiego prawosławia.



Czytaj także:
„Prawosławne Laski”. Niezwykłe dzieło matki Katarzyny Jefimowskiej

 

Pratulin

Kilkadziesiąt kilometrów dalej znajduje się malutka miejscowość Pratulin. Za pierwszym razem trafiłem tutaj zupełnie przypadkowo. Nie znałem ani miejsca, ani jego historii. Kołatało mi tylko gdzieś z tyłu głowy wspomnienie, że to miejsce jest związane z męczennikami. Historia jest mocno przejmująca.

W czasach zaborów, pod koniec XIX wieku, Pratulin był jedną z wielu unickich parafii. Unici czy grekokatolicy to chrześcijanie prawosławni, którzy na mocy Unii Brzeskiej z 1596 roku przyjęli prymat papieża i katolickie dogmaty, ale zachowali swoją liturgię, kalendarz, język starocerkiewnosłowiański i zwyczaje. Unia spotkała się z ostrym sprzeciwem Rosji i prawosławnego patriarchatu moskiewskiego.

Dlatego też w czasach zaborów, kiedy Polska znajdowała się pod rządami rosyjskiego cara, parafie unickie były prześladowane. Jedna z nich była właśnie w Pratulinie, gdzie chciano umieścić prorosyjskiego proboszcza. Ludzie stanęli w obronie swojej świątyni, za co zostali przed kościołem zamordowani. Umarli za wierność wierze katolickiej. Takich parafii, jak ta w Pratulinie, było o wiele więcej. O historii tych ziem można usłyszeć kolejne kilkadziesiąt kilometrów na południe wzdłuż naszej wschodniej granicy.

Pratulin, fot. Kamil Szumotalski

Pratulin, fot. Kamil Szumotalski



Czytaj także:
Kościół w samym środku NICZEGO. Wieś zniknęła, on pozostał. I przyciąga tłumy ludzi

 

Kostomłoty

Malutka wieś na Podlasiu. Tuż przy granicy z Białorusią, kilkanaście kilometrów od Brześcia nad Bugiem, w którym zawarto wspominaną już Unię Brzeską. Historia parafii zaczyna się w pierwszej połowie XVII wieku, kiedy w Kostomłotach powstała unicka parafia. Jej los był podobny do losu takich kościołów, jak choćby ten w Pratulinie. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku, za zgodą Stolicy Apostolskiej podjęto próbę odrodzenia Kościoła Grekokatolickiego na tych ziemiach w ramach tzw. neounii.

W całej Polsce do 1939 roku powstało ponad 40 takich parafii. Parafia z ogromnym trudem i wysiłkiem przeszła przez zawieruchę II wojny światowej i falę ateistycznego komunizmu (wszyscy mieszkańcy parafii zostali przesiedleni). Okazało się, że jako jedyna. Dlatego będąc w tych okolicach nie tylko warto, ale nawet trzeba odwiedzić ostatnią parafię obrządku bizantyjsko-słowiańskiego.

 

Ekumenizm

Przez te trzy miejscowości można przejechać spokojnie jednego dnia. W kilka godzin można doświadczyć historii, która kształtowała mentalność i wiarę mieszkających tu ludzi przez wiele lat. Można bez cienia wątpliwości powiedzieć, że wiara mieszkających na Podlasiu osób była hartowana w ogniu, często karabinowym. To także miejsce, w którym na hasło „ekumenizm” nikt nie reaguje z entuzjazmem.

Jadąc jeszcze kilka kilometrów dalej, można trafić do prawosławnego monasteru w Jabłecznej. Okazała cerkiew położona w pięknym miejscu, tuż nad płynącym obok Bugiem. W ogrodzie przy bramie można spotkać tablicę poświęconą „Pamięci ofiar tragicznej w skutkach dla chrześcijaństwa Unii Brzeskiej…”.

Historia tych terenów nie jest łatwa dla żadnej ze stron. Mimo to mieszkańcy wyznania prawosławnego mieszkają obok siebie z katolikami. Unici nie napadają na domy sąsiadów i sami nie muszą już piersią bronić dostępu do swoich świątyń. Pop z uśmiechem wita każdego w drzwiach swojej cerkwi, a proboszcz w Kostomłotach z ogromną gościnnością opowiada o historii parafii. Ekumenizm buduje się tutaj nie słowami, a życiem.



Czytaj także:
Meteory. Klasztory zawieszone między niebem a ziemią [zdjęcia]

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.