Nie, to nie będzie historia pobożnej parafianki, ale generała amerykańskiej armii.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jan Paweł II był postrzegany jako bezkompromisowy obrońca życia. I słusznie. Do dziś zresztą jego postawa w tym względzie budzi podziw i dla wielu jest źródłem inspiracji. Historia generała Marka Milleya sprawia, że nazywanie Wojtyły obrońcą życia nabiera nowego znaczenia…
Generał Mark Milley jest Szefem Sztabu Armii Stanów Zjednoczonych. Wielokrotnie uczestniczył w misjach pokojowych i stabilizacyjnych – służył m.in. na Haiti, w Panamie, Egipcie, Iraku, Afganistanie i na Bałkanach.
„Myślę, że to opieka Jana Pawła II sprawiła, że z Iraku wróciłem cały i zdrowy” – powiedział generał Milley w 2008 roku, kiedy jako zastępca dowódcy 101 Dywizji Powietrznodesantowej (legendarnej jednostki spadochronowej wojsk amerykańskich, która swój chrzest bojowy przeszła na plażach Normandii) odwiedził Polskę.
Generał wspominał wtedy, że razem ze swoimi żołnierzami przebywał w najtrudniejszych rejonach Iraku. “Dowodziłem wozem opancerzonym. W związku z tym często braliśmy udział w patrolach, podczas których wielokrotnie następował kontakt i walka z wrogiem” – opowiadał Milley.
Generał był wśród swoich żołnierzy jedynym katolikiem. Można więc sobie wyobrazić reakcję jego kompanów, kiedy dowódca umieścił w pojeździe… obrazek z Janem Pawłem II oraz buteleczkę wody święconej. Ale to jeszcze nie wszystko.
„Wprowadziłem coś w rodzaju obrzędu, przed każdym patrolem kropiłem wodą święconą nasz wóz oraz członków mojej załogi. Odmawiałem też w intencji moich żołnierzy i siebie modlitwy Ojcze nasz i Zdrowaś, Mario”.
Inni żołnierze podchodzili oczywiście do tego rytuału z dużą rezerwą. „Mieli mnie za szurniętego – Milley nazwał sprawę po imieniu. – Ale po pierwszym zamachu na nasz samochód i po pierwszym poważniejszym starciu z wrogiem, kiedy wyszliśmy z niego bez szwanku, przestali na mnie dziwnie patrzeć”.
Jednak na tej jednej groźnej „przygodzie” się nie skończyło. „Nasz samochód podczas misji sześć razy wylatywał w powietrze, a nikt z nas nie odniósł obrażeń. Nasze szczęście przypisuję modlitwom, jakie odmawialiśmy i wstawiennictwu papieża Jana Pawła II” – powiedział generał.