separateurCreated with Sketch.

Chcę wyjechać na misje. Co mnie tam czeka?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Katarzyna Matusz - 27.10.16
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

O tym, jak przygotować się na misje, czego się spodziewać i w ogóle dlaczego warto rzucić wszystko i jechać do innego kraju – mówi ks. Jerzy Limanówka z Salvatti.pl.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Katarzyna Matusz: Czego się spodziewać, wyjeżdżając na misje?

Ks. Jerzy Limanówka SAC*: Nigdy nie jest tak, jak się tego spodziewamy. To dla wolontariuszy czasami trudne. Bywało, że informatyk jechał na misje, a okazywało się, że na miejscu nie ma prądu, nie mówiąc już o komputerach. Co wtedy? Wspomniany informatyk pracował w gospodarstwie rolnym, zajmował się zwierzętami i był bardzo zadowolony. Nie da się w 100 proc. zrealizować tego, co zaplanowaliśmy. Inny wolontariusz miał prowadzić szkolenia dla miejscowych nauczycieli, ale oni nie byli zainteresowani. Co nas będzie Europejczyk uczył? – myśleli. To trudne, bo jedziesz i chcesz pomóc, a nagle okazuje się, że nie możesz tego zrobić albo nie jest to potrzebne w takiej formie. To kwestia przygotowania przed wyjazdem, ale nie zawsze da się tego uniknąć. Istotna jest umiejętność adoptowania się wolontariusza do otoczenia.

Co jeszcze może zaskoczyć?

Klimat. Nie zawsze chodzi o to, że w krajach misyjnych jest goręcej, a takie mamy wyobrażenia. Może to być też kwestia wysokości i problemy z ciśnieniem albo wieczorny chłód, kiedy o przeziębienie nietrudno. Problematyczna jest malaria i przede wszystkim problemy żołądkowe. Jesteśmy przyzwyczajeni do innej flory bakteryjnej i nie zawsze dbając o czystość, myjąc warzywa można uniknąć problemów żołądkowych.

Pojawiają się problemy w kontaktach z innymi?  

Wolontariusz jest narażony na syndrom łodzi podwodnej. Dotyka on ludzi, którzy są zamknięci w małej przestrzeni i skazani na siebie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dlatego przed wyjazdem ważne jest rozpoznanie osobowościowe, psychologiczne, przyjrzenie się temu, jak dana osoba radzi sobie w sytuacjach trudnych, konfliktowych. Jest taka zasada, że nie wysyła się trzech wolontariuszy razem, ponieważ w takim układzie dwie osoby się dogadują, a trzecia jest z boku.

Jak wyglądają relacje świeckich z duchownymi?

Jeśli wolontariusz jedzie do wspólnoty zakonnej pojawia się pytanie, jak go traktować. Wspólnota ma rytm życia, swoje problemy, które niekoniecznie chce ujawniać innym. Trudno te relacje poukładać. Dobrze byłoby, gdyby wolontariusz mieszkał osobno, miał swój pokój, prywatność. Nieco inaczej jest, kiedy wolontariusz jedzie do księdza diecezjalnego, który jest na misji sam. Wieczorami nie ma gdzie „uciec”, nie można wyjść na pizzę. Czasami można pójść do jakiejś rodziny, zapoznać się z kimś, ale raczej nie jest to wskazane. Wolontariusz musi być przygotowany na takie sytuacje.

Jak to zrobić?

Przygotowując wolontariuszy na wyjazd misyjny robię tabelkę z czterema pytaniami. Dlaczego wyjeżdża na misje? Czego misjonarz spodziewa się po wolontariuszu? Dlaczego kościół wspiera wolontariat? Dlaczego zgromadzenie pallotynów powadzi wolontariat? Idealny wolontariusz to taki, który wyjeżdża na misje z powodów altruistycznych, chce pomagać. Trafia dokładnie w to, czego misjonarz potrzebuje, ponadto jest człowiekiem pobożnym, świadkiem wiary. Zna nasz pallotyński charyzmat i chce go realizować. Mnie osobiście motywacje wolontariusza nie interesują. Ważne jest to, co chce on robić.

A jak przygotować misjonarza?

Nie mówimy misjonarzom, że dostaną idealnego wolontariusza, który jest złotą rączką, gotuje, zna się na zwierzętach i jeszcze poprowadzi zakrystię. Raczej przygotowujemy ich, że wolontariusz będzie dla nich kłopotem, przynajmniej na początku będą musieli się nim zająć. Z wiarą też różnie bywa. Albo pobożny, ale osobowościowo nie pasuje. Albo uzdolniony, ale z wiara nie zawsze jest po drodze. Trzeba szukać złotego środka, wyważać. Nie ma idealnych kandydatów na wolontariusza. Przyjmujemy, że nie interesuje nas motywacja, a jeśli chodzi o wiarę, to nie musi to być osoba super wierząca, ale musi mieć świadomość, że to wolontariat misyjny, że ma być świadkiem Chrystusa i wiary. Zakładamy, że dajemy szansę wyjazdu każdemu, kto sam nie zrezygnuje, nie przerazi go fakt, że to wyjazd misyjny, że chodzi o świadectwo wiary. Praca zawsze się znajdzie.

Dlaczego warto wyjechać na misje?

Każdy wolontariusz o powrocie mówi, że więcej zyskał, niż dał. I to jest odpowiedź.. Nie spotkałem wolontariusza, który żałował wyjazdu. Nawet jeśli coś poszło inaczej, niż się spodziewał, to po powrocie, ochłonięciu, stwierdza, że to był wspaniały czas. Dla wolontariusza to doświadczenie innego świata, życia, problemów, wartości. Inaczej też patrzy na swoje życie po powrocie.

Najlepszy wolontariusz to…?

Teoretycznie najlepszym wolontariuszem jest osoba stanu wolnego. Nie wysyłaliśmy jeszcze małżeństw czy rodzin, ale spotykałem się z nimi i wiem, że dobrze funkcjonują na misjach. Niewskazane jest wysyłane na misje par, zakochanych, narzeczonych. Oni najczęściej zajmują się sobą, a nie pracą. Zakochani i ludzie, którzy się nie lubią to osoby, które psują relacje w grupie wolontariuszy. Jeśli chodzi o wiek, to optymalnym wydaje się ok. 40/50 lat. To osoby ustatkowane, wiedzą co potrafią, w czym mogą pomóc. Dwudziestoparolatków cechuje ciekawość świata, chcą więcej zobaczyć, niż zrobić. Nie jest więc do końca pewne, że dwudziestoparolatek to najlepszy kandydat na wolontariusza.

Na jak długo wyjechać?

Najlepiej na rok. Pierwszy miesiąc to adaptacja, dopiero później można działać. Po roku nie wypadnie się z rytmu kraju, z którego się wyjeżdża. Po dwóch, trzech latach można mieć trudności z odnalezieniem się, powrotem do dawnego rytmu. Organizujemy wyjazdy na miesiąc czy sześć tygodni, ale to nie jest wolontariat, tylko doświadczenie kraju misyjnego. Po powrocie można się zastanowić nad dłuższym wyjazdem na misje. Taki krótki wyjazd również ma sens – ci, którzy wracają są takimi ambasadorami misjonarza, przekazują, co trzeba kupić, wysłać, zorganizować. Ponadto osoby z Rwandy, które zaczęły studiować w Polsce mają podporę w wolontariuszach – tam się poznali, tutaj podtrzymują kontakty. Jako Fundacja Salvatti.pl prowadzimy roczny program przygotowania dla wolontariuszy – można się na niego zapisać wysyłając maila na adres: wolontariat@salvatti.pl. Zapraszam!

*Ks. Jerzy Limanówka – pallotyn, prezes Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl