Każdy szef marzy o pracowniku kreatywnym, który robi milion rzeczy na raz, wie, co to deadline, jest komunikatywny i zmotywowany na maksa. Trudno takiego znaleźć? Wystarczy poszukać wśród mam.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kobieta na rynku pracy nie ma lekko. Młoda mężatka? Przecież zaraz zajdzie w ciążę, pójdzie na urlop macierzyński, z którego nie wiadomo kiedy wróci. Świeżo upieczona mama? Jeszcze gorzej! W końcu mały człowiek co chwilę się przeziębia, więc ona będzie na zwolnieniach, żeby się nim zająć. Albo wiecznie się spóźniać/wychodzić wcześniej, bo a to trzeba odebrać progeniturę z przedszkola/szkoły, a to wywiadówka, a to Krzyś rozbił nos Jasiowi, więc w trybie natychmiastowym trzeba jechać na pogotowie.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że matka i kobieta pracująca (zawodowo), to jakiś oksymoron. Tymczasem prawda jest taka, że mama to pracownik idealny, wymarzony, którego można ze świeczką szukać. Dlaczego? Poznaj kilka zalet matek.
Multitasking
Wstawia pranie, drugą ręką myje zęby i rzuca na twarz make-up (ok, w wersji demo, ale jednak), w tzw. międzyczasie przygotowuje śniadanie dla dziecka, a sobie parzy kawę w ekspresie. Organizuje dzieciowi zabawę (wysypanie na dywan wszystkich posiadanych zabawek załatwia sprawę na jakiś kwadrans), odbiera paczki od kuriera, wstawia coś na obiad, podczas gdy drugą ręką sprawdza pocztę.
Pranie się skończyło! Trzeba je wywiesić, ale młodzieniec już się znudził na dywanie, więc ląduje w nosidle na plecach. Podczas wieszania można pogadać z paroma osobami przez telefon (błogosławione zestawy głośnomówiące!). Kolejne karmienie, usypianie, po drodze kilka przewijań, rozlanych soczków, mały shopping (przez internet), fura wysypanego makaronu z szafki, pięć maili, dwie pogryzione książki (ząbkowanie), parę telefonów. Rozkład jazdy na kilka dni? Nie, to tylko kilka godzin (tak mniej więcej od 8-13) z życia mamy 11-miesięcznego bąbla.
W dyscyplinie sportowej pod tytułem „multitasking” matki to absolutne mistrzynie.
Wykorzystanie czasu na maksa
Zastanawiałam się ostatnio, co ja robiłam, zanim urodziłam synka. I jak to możliwe, że nie mając na głowie tego wszystkiego (i stokroć więcej), co opisałam akapit wyżej, narzekałam, na brak czasu.
Dziś potrafię w dwie godziny zrobić coś, co w epoce B.C. (before child) niespiesznie rozwlekałam na pół dnia. Redakcyjni koledzy śmieją się ze mnie, że kiedy oni są jeszcze na etapie researchu, ja już oddaję gotowy tekst, przez co zostałam okrzyknięta Robokopem. A wyjaśnienie jest banalne – ja po prostu wiem, że drzemka syna nie trwa wiecznie (a między nami mówiąc, zawsze jest za krótka), dlatego kiedy tylko dzieć zawrze swoje słodkie powieczki, ja zwarta i gotowa, niczym taran, ogarniam taśmowo kolejne sprawy.
Pracując przez 3-4 godziny, ale za to w pełnej mobilizacji i koncentracji, można zrobić znacznie więcej, niż odsiadując w biurze 8 godzin, podczas których kilka razy wyjdzie się na papierosa, zrobi parę kaw, pogada nieco z kolegami, wyskoczy na lunch i przescrolluje Fejsa.
Komunikatywność i praca w zespole
Cudowną właściwością mam jest umiejętność dogadania się z każdym. Bo jeśli potrafi się dogadać z człowiekiem, który nie mówi ani słowa, a później komunikuje w jakimś nikomu nieznanym, kosmicznym języku (a gu, gu, bla bla, ghr, ghr), to będzie potrafiła porozumieć się z każdym, a co za tym idzie – doskonale sprawdzi się w pracy zespołowej, gdzie przydają się takie cechy, jak umiejętność słuchania, otwartość na potrzeby drugiej strony, zdolność do kompromisu, dbanie o dobrą atmosferę pracy, etc.
Matki są wprost stworzone do bycia liderkami w większych projektach czy menagerami zespołów. Codzienne wyzwania z maluchem, którego trzeba przekonać, żeby zjadł marchewkę, nie wkładał paluchów w kontakt albo że krótkie gatki i kapelusik to niekoniecznie dobry strój, jak na polską jesień (jaka jest, każdy widzi), sprawiają, że umiejętność negocjacji matki mają opanowane do perfekcji.
Superkreatywność
Wiesz, ile zabawek da się wyczarować z kubka po kawie, garści makaronu czy ziaren kawy (tak, wiem, świętokradztwo!) albo tekturowego pudełka? Wiesz, jaką orkiestrę można stworzyć z instrumentów blaszanych, takich jak garnki, pokrywki czy łyżki? A w końcu – wiesz, jak sprawić, by 11-miesięczny dzieć, który raczkuje, rwie się do chodzenia i zasadniczo nie usiedzi w jednym miejscu dłużej niż 5 minut, nie znudził się podczas 3,5 godzinnego lotu samolotem i nie zechciał wyjść na spacer na 10 000 metrów wysokości? Pewnie nie, a dla mamy to kaszka z mleczkiem, bułka z masłem, chleb powszedni.
Matka nie zna słowa „niemożliwe”. Wszystko jest do zrobienia (nawet, kiedy dzieciak o 22:30 informuje, że na następny dzień jest mu potrzebny do szkoły … – tu wstaw sobie najbardziej irracjonalny zestaw rzeczy, jakie tylko przyjdą ci do głowy). Matka potrafi zrobić coś z niczego, przekuć klęskę w zwycięstwo, plamę z zupy na ścianie w dekorację, etc.
Terminowość
Matka nigdy, ale to przenigdy nie zawali żadnego terminu. Dla niej deadline to deadline, za nim nie ma już nic. Składa się na to kilka umiejętności, o których wspomniałam już wyżej, choćby wykorzystywanie czasu na maksa. Mama, wiedząc, że musi oddać jakiś projekt, nie prześpi kilku nocy, ale terminu nie zawali. Choćby dlatego, że jej praca jest totalnie ukierunkowana na cel, a ona sama potrafi się maksymalnie sfokusować na swoim zadaniu.
Dlaczego? Kiedy masz w domu maluszka, który potrzebuje, nie – domaga się! – twojej uwagi, robisz wszystko, by spędzić z nim jak najwięcej czasu. Mnie często zdarza się pracować nocami, niekoniecznie ze względu na deadline’y. Po prostu wiem, że im więcej (i szybciej!) zrobię w nocy, tym więcej czasu w dzień będę miała na słodki chill z młodym. Niby oczywiste, ale do dziś zachodzę w głowę, jak udało mi się ostatnio w ciągu miesiąca napisać kolejne sto stron doktoratu, co jeszcze do niedawna uważałam za niemożliwe.
101% motywacji
Mamie zależy bardziej. To smutne, ale matki rzadko kiedy są pewne swojej pozycji w pracy, nie czują się bezpiecznie, bo klimat społeczny jakoś specjalnie im nie sprzyja. Ileż to ja się nasłuchałam/naczytałam, że matki to najgorszy sort pracownika, bo wiecznie w niedoczasie, wciąż spóźnione i rozerwane pomiędzy domem, pracą i dziećmi. Koleżanki-singielki kręcą nosem na te dzieciate. One dziećmi się nie wykręcają, boją się więc, że na ich bezdzietne ramiona spadną dodatkowe obowiązki.
A prawda jest taka, że matki starają się jak żaden inny pracownik. Bo to one wciąż muszą udowadniać, że niczego nie zawalają, że są tak samo zaangażowane w życie firmy, etc. A, że po pracy nie idą opijać sfinalizowanego projektu, tylko pędzą do domu albo czasem zdarza im się pracować zdalnie (bo nie miały z kim zostawić chorego dziecka)? Cóż, nikt nie jest idealny. Ale mamom całkiem do tego ideału blisko!