Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W ostatnim tygodniu roku liturgicznego śpiewamy w modlitwie brewiarzowej hymn zaczynający się od słów: W gniewu dzień, w tę pomsty chwilę/ Świat w popielnym legnie pyle. To XII-wieczna sekwencja Dies irae – temat podejmowany nieraz przez wielkich kompozytorów, by wspomnieć choćby Msze żałobne Mozarta i Verdiego. Opowiada ona o końcu świata i sądzie ostatecznym.
Wizje sądu ostatecznego
Sąd ostateczny przez wieki był też popularnym tematem malarskim. Znany jest fresk Michała Anioła z kaplicy Sykstyńskiej, wielu kojarzy również ten pędzla Giotta z kaplicy Scrovegnich w Padwie. Warto wiedzieć, że obaj inspirowali się wizją sądu, którą odnajdujemy na ikonach chrześcijańskiego wschodu.
Komentarz, jaki najczęściej towarzyszy dziełom, sprowadza się do uznania, że mamy przed sobą proste narzędzie katechetyczne służące do trzymania ludzi w ryzach strachu przed karą za grzechy. Teologiczno-plastyczna pedagogia kija i marchewki, gdzie za kij robi wizja ognistego piekła, a w roli marchewki występują niebiańskie rozkosze. Sugestywny obraz ma przypominać o grozie czekającego nas wszystkich sądu i skutecznie zniechęcać do popełniania najdrobniejszych nawet grzechów.
Tylko czy treść i cel chrześcijańskiej narracji o końcu rzeczywiście są właśnie takie? Czy Dies irae, Giotto, Buonarotti i ikony mają nas straszyć? Czy są tylko i wyłącznie opowieścią o surowym rozliczeniu, od którego nikt się nie wymiga i wobec którego nikt nie może czuć się bezpiecznym? Przyjrzyjmy się kilku elementom ikony sądu i spróbujmy odkryć ich prawdziwy sens.
Sąd taki sam dla wszystkich
Najpierw sam Sędzia. Na ikonach nieodmiennie jest nim Chrystus. Jego bogo-człowieczeństwo to nadzieja, że staniemy wobec kogoś, kto dobrze zna i rozumie nasze ludzkie słabości i biedę. To Sędzia, który jest zdolny nam współczuć, bo sam ma doświadczenie człowieczej kruchości.
Teraz sąd. Poniżej postaci Chrystusa przedstawione jest właściwe miejsce sądu, który ma się dokonać – Etimasia, czyli Tron Przygotowania. To tron lub stół, na którym leży Ewangelia. Za nim stoi krzyż. U stóp tronu czekają Adam i Ewa przypominając, że sąd będzie taki sam dla wszystkich. Dla każdego będzie polegał dokładnie na tym samym. Na czym? Do etimasii zbliżają się z obu stron najróżniejsi ludzie. To jest właśnie sąd. Zbliżanie się do krzyża i Ewangelii. Ci, którzy mogą zbliżyć się do nich bez lęku, będą zbawieni. Tych, którym krzyż i Ewangelia są straszliwie obce, potępia własny strach. Spod stóp Chrystusa wypływa rzeka ognia. Dla tych, którzy płoną miłością krzyża i Ewangelii, nie stanowi ona przeszkody. Pozostałych znosi w stronę piekła, które zgotowali sobie sami. Jak? Nie kochając.
Przechodzimy do tych, którzy podlegają sądowi. Są nadzy. Ta nagość z jednej strony oznacza ogołocenie ze wszystkiego, w czym moglibyśmy upatrywać swojej obrony. Z drugiej jednak jest znakiem nadziei i odnowienia. Oto człowiek staje przed Bogiem absolutnie nagi – wolny i prawdziwy. Już nie musi i nie jest w stanie niczego udawać, niczym się zasłaniać. Wolny od wszelkich zewnętrznych uwarunkowań, które ograniczały go w ziemskim życiu. Staje w prawdzie i sam poznaje wreszcie całą prawdę o sobie. Przed Bogiem może stanąć nagi, jak nagi był w dniu stworzenia, bo oto zaczyna się Nowe Stworzenie. Nagi, jak nagi przyszedł na świat, bo oto zaczyna się Nowe Życie.
Wielka nadzieja
To odkrywanie prawdy symbolizuje waga, na której ważone są decyzje i czyny ludzkie. Nie jest to jednak zimna duchowa ekonomia. Obok wagi stoją anioł i diabeł. To klasyczny obraz psychomachii, czyli duchowej walki. Anioł trzyma w ręku włócznię, którą odpycha diabła. Człowiek nie jest w tej walce sam. Bóg staje w niej po stronie człowieka i zrobi wszystko, aby go ocalić.
Wreszcie finał. Zbawienie lub potępienie. Świętych zaludniających Nowe Jeruzalem – bezpieczne, otoczone murem Miasto – możemy rozpoznać, wskazać konkretne postaci znane z historii chrześcijaństwa. Potępieni to tylko zarysy ludzkich postaci. Z jednej strony wyraża to prawdę o tym, że pełnię człowieczeństwa zyskujemy tylko w Bogu, a bez niego tracimy ją bezpowrotnie. Z drugiej przypomina, że o ile Kościół wypracował procedurę niewątpliwego orzekania o czyimś zbawieniu (beatyfikacja, kanonizacja), o tyle nie ma analogicznej procedury stwierdzania, że ktoś z pewnością zasłużył na wieczne potępienie.
Ikona sądu to nie jest opowieścią o wielkiej grozie. Nie jest też opowieścią o tym, że możemy być optymistami co do swojego zbawienia. Mówi jednak o wielkiej nadziei. Bo zbawienie jest przedmiotem chrześcijańskiej nadziei, nie optymizmu. Nadziei, którą pokładamy w Kimś, kto gniewa się na zło i grzech, ale nie na grzesznika. Nadziei, jaką pokładamy w Tym, do którego w hymnie Dies irae zwracamy się słowami:
Racz pamiętać, Jezu drogi,
żeś wziął dla mnie żywot srogi,
nie gub mnie w dzień straszny trwogi.
Długoś szukał mnie znużony,
zbawił krzyżem umęczony,
niech ten trud nie będzie płony.