separateurCreated with Sketch.

Nie mają klasztoru, utrzymują się „z Opatrzności”. Dominikanie eksperymentują w Kielcach

Ojciec Maciej przygotowuje kawę, fot. Kamil Szumotalski

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Wojtas - 29.11.16
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Rozdali tysiąc zaproszeń, na rekolekcje przyszło kilkanaście osób, a na propozycję zaangażowania się w duszpasterstwo akademickie odpowiedziała jedna…

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Panowie! Ale kim wy właściwie jesteście? Nie do końca trzeźwy mężczyzna zaczepia na ulicy zakonników w białych habitach. W Kielcach dotąd takich nie było. „Jesteśmy dominikanami” – odpowiadają. Mężczyzna posmutniał. „No to przegrałem zakład. Myślałem, że to paulini”…

67 metrów kwadratowych braterstwa

38-letni o. Maciej Chanaka ma w zwyczaju modlić się do Matki Bożej i prosić ją o różne rzeczy. „Kiedyś poprosiłem o przygodę. Pamiętam ten moment. Mówisz i masz” – wspomina.

Prowincjał dominikanów przekazał swoim współbraciom zaproszenie do Kielc. Biskup wprawdzie nie miał im do zaoferowania kościoła czy parafii, ale zapraszał, by przyjechać do pracy wśród studentów. Współpracą z dominikanami był również zainteresowany tamtejszy szef Centrum Duszpasterskiego Wesoła 54. „To był impuls, żeby spróbować. Odpisałem więc prowincjałowi: Jeśli chodzi o Kielce, jestem gotowy”.

„Tylko nikt nie mówił, że najtrudniejsze są pożegnania…” – o. Maciej po 7 latach zostawił krakowski klasztor z 800-letnią tradycją oraz duszpasterstwo młodzieży.  Akademickie działa tam od pół wieku. W Kielcach, gdzie uczy się około 20 tysięcy studentów, duszpasterstwo akademickie dopiero się rozwija, a dominikanie mają w tym pomóc.

O. Jakub Nesterowicz, 45-latek ze Szczecina, do Kielc trafił po tym, jak opowiedział prowincjałowi o swoim pragnieniu ewangelizacji i o tym, co przeżył w Brazylii we wspólnocie Przymierze Miłosierdzia. Przez rok jako kapłan posługiwał w fawelach, różnych miejscach dotkniętych biedą i wśród uzależnionych.

Mieszkanie ojców Dominikanów w Kielcach

Dwaj kieleccy dominikanie wcześniej nie znali się zbyt dobrze. Studiowali w innym czasie, jedynie kiedyś byli razem na 10-dniowej wyprawie. To wszystko. Teraz na 67 metrach kwadratowych wynajętego mieszkania w bloku mają okazję praktykować braterstwo. W wielu wymiarach. Od wspólnego planowania, w co konkretnie się angażują duszpastersko, przez modlitwę, przygotowywanie katechez, liturgii i spotkań, po ustalenia dotyczące codziennych spraw, np. kto wynosi śmieci i kiedy sprząta.

Wytrącanie z utartych schematów

„Nasza sytuacja postawiła nas blisko ludzi. Musimy wyjść z mieszkania, choćby po zakupy. Ludzie widzą biały habit, czasem zagadują, o coś proszą” – opowiada o. Jakub, którego znają już okoliczni biedacy a on zna ich imiona.

fot. Kamil Szumotalski

fot. Kamil Szumotalski

Jego współbrat mówi, że po latach w Krakowie doświadcza pewnego rodzaju oczyszczenia. „Tu nie czyta się ogłoszeń z ambony i nie czeka się na ludzi, tylko się po nich wychodzi. Na początku trzeba przełamać wstyd, że nie jestem akwizytorem. Ale zarazem nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, tak jak tutaj, żeby ktoś na ulicy tak po prostu poprosił o spowiedź” – opowiada o. Maciej.

Dwaj dominikanie w październiku poprowadzili w kieleckim Centrum Duszpasterskim rekolekcje „na dobry początek”. Osobiście zapraszali na nie studentów, chodząc po akademikach i na kieleckie uczelnie. Reakcje były różne. Niektórzy mówili: „przydałoby mi się”, „dawno nie byłem w kościele”. Ktoś stwierdził, że „to jakiś czeski film”. A jeszcze inny: „proszę księdza, ja nawet w Wielkim Poście nie chodzę na rekolekcje, a w październiku mam przyjść?”.

„Byli zdziwieni, że ktoś do nich przychodzi, ale zarazem zaciekawieni. Kim jesteśmy? O co nam chodzi?” – relacjonuje o. Jakub. Rozdali tysiąc zaproszeń, na rekolekcje przyszło kilkanaście osób, a na propozycję zaangażowania się w duszpasterstwo akademickie odpowiedziała jedna. „Bardzo się nią cieszymy, bo kojarzy nam się z Ewangelią o jednej odnalezionej owcy” – mówi o. Maciej.

Takie sytuacje wytrącają ich ze schematów i utartych ścieżek, co wcale nie jest proste. Łatwiej byłoby powielać sprawdzone pomysły. Ale to nie działa w Kielcach, gdzie dominikanie są nieznani, a mało kto ma jakieś skojarzenia z duszpasterstwem akademickim. Uczą się więc doceniać osobiste spotkania. „Największą radością są spotykani ludzie i to, że mogę im towarzyszyć oraz doświadczać jak Bóg działa w ich życiu” – zapewnia o. Jakub.

Natomiast o. Maciej zdradza, że mają już swój kielecki zwyczaj. Od studentów i spotkanych ludzi zbierają na kartkach intencje do modlitwy. „Codziennie staramy się je wymieniać przy wspólnej modlitwie”. Przy ikonie, gdzie się modlą, faktycznie leży stosik kartek, a na nich krzyż.

Lokalne kaznodziejstwo wędrowne

Kieleccy dominikanie mówią, że uprawiają „lokalne kaznodziejstwo wędrowne”. Bywają zapraszani, aby głosić kazania, konferencje, rekolekcje oraz do pomocy w spowiadaniu. Stałe punkty w ich posłudze to niedzielna msza święta o godz. 18.30 w kościele przy Centrum Duszpasterskim na Wesołej oraz spotkania biblijne we wtorki.

Od października działa też grupa charytatywna. Studenci wraz z dominikanami co tydzień chodzą do domu dziecka i świetlicy. Odrabiają lekcje z wychowankami placówki, rozmawiają z nastolatkami, bawią się z dziećmi.

O. Maciej wspomina jedno z pierwszych spotkań z dwojgiem gimnazjalistów. Tego dnia coś narozrabiali. Odrabiał z nimi lekcje, a na koniec dziewczyna pyta: A ksiądz może mnie wyspowiadać? Po spowiedzi dalej drąży: A będzie Komunia? Tego dnia do o. Macieja ustawiła się mała kolejka, wyspowiadały się jeszcze trzy osoby.

Po każdej wspólnej wizycie w domu dziecka jest czas na rozmowy ze studentami. A ci coraz odważniej zadają pytania dotyczące wiary: Co by Ojciec odpowiedział, gdyby te dzieci zapytały o swoją sytuację? Dlaczego są w domu dziecka? Skoro Bóg jest taki dobry, to dlaczego im się to przydarzyło?

Z czego bracia się utrzymują? Czytaj na następnej stronie.

Nie myślcie o pieniądzach. To pokusa

Wiele osób pyta kieleckich dominikanów, czy zostaną w tym mieście na dłużej, czy założą klasztor itp. „Nie wiemy – mówią. – Dajemy sobie czas, by znaleźć odpowiedź, do czego Pan Bóg nas zaprasza. Póki co cieszy nas samo duszpasterzowanie”.

A na razie ich klasztorem jest wynajęte mieszkanie w bloku. Jego właściciele z początku byli zdziwieni, że to nie studenci, ale zakonnicy, chcą u nich zamieszkać. „Z czego wy się utrzymujecie?” – pytali. „Z Opatrzności” – usłyszeli w odpowiedzi. „Powiedzieliśmy prawdę. Oni westchnęli tylko, ale zaryzykowali” – opowiada o. Maciej.

A jego współbrat przyznaje się, że zanim przyjechali do Kielc martwił się, skąd wezmą pieniądze, nie mając żadnych stałych dochodów. Nasz łódzki przeor na to: „Nie myślcie o pieniądzach. To pokusa. Zostawcie to. Myślcie o tym, co będziecie robić, ale nie o pieniądzach”.

Teraz jak z rękawa sypią przykładami dobroci, jakiej doświadczyli od mieszkańców Kielc, którzy choć mało ich jeszcze znają, dzielą się nimi wszystkim. Czasem jest to 5 litrów zupy ogórkowej albo gratisowy obiad w barze. Innym razem ofiara pieniężna „na zasiedlenie”, a czasem stypendium mszalne.

Co więc robią?

„Nie robimy tu żadnych fajerwerków. Jest Słowo Boże, które staramy się głosić; jest dzieło miłosierdzia, które może w porównaniu do różnych dzieł charytatywnych jest mikroskopijne, ale jednak docieramy do konkretnych osób. Nie jesteśmy specjalistami. Doświadczamy w swoim życiu obecności Boga i tym się dzielimy. Może komuś to potrzebne? Może chodzi o to, by być bardziej do dyspozycji ludzi; by czuli, że mogą w każdej chwili przyjść, szukać u nas pomocy i prosić o sakramenty?”

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.