separateurCreated with Sketch.

Po co nam czułość? Przecież w dobrym tonie jest być twardym

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Głodu emocjonalnego nie zaspokoi metalowa konstrukcja. W zbroi wojownika codzienności dobrze zostawić choćby szczeliny.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Okruchy życia. W parku widzę trzylatka biegnącego za psem dwa razy większym od siebie, a gdy go dopada przytula się mocno do kudłatego karku i krzyczy „Brunooo!”. Na ekranie widzę matkę obejmującą dorosłą córkę: „Twoja nieobecność wypełniła całe moje życie”. Po ponad 20 latach rozłąki niezwykła jest tkliwość tego momentu. „Ty zawsze wiesz, jak mnie pocieszyć” – słyszę ciepłe podziękowanie. Czułe spojrzenie, czuły dotyk, czuła wypowiedź.

Czułość. Słownik języka polskiego wyjaśnia, że to odnoszenie się do kogoś z miłością, delikatnością, tkliwie, wrażliwie, współodczuwając. Czy czułość jest nam potrzebna na co dzień? Bo przecież dzisiaj w dobrym tonie jest być twardym. Zdecydowanym. Mocnym. Wiedzieć doskonale, czego się chce i dążyć do realizacji tych planów. Do sukcesu.

Czułość w tym entourage’u zdaje się być stratą czasu, niepotrzebnym rozmemłaniem, dekoncentracją. Nawet poeta, Zbigniew Herbert, podpowiada:
„Cóż ja z tobą czułości w końcu począć mam (…)
powinnaś spać we wnętrzu dłoni na dnie oka tam
twoje miejsce niech cię nikt nie budzi”.

No bo do czego nam taka czułość? Do tego, żeby się wzruszyć, żeby popłynęła łza po policzku? Żeby (nie daj Boże!) uznano mnie za mięczaka? A może do tego, żeby przyznać się, że tak naprawdę nie „biorą mnie” awanse, perspektywa dwutygodniowego urlopu na plaży z piaskiem białym i miałkim jak proszek do prania? Ani pełne podziwu – zmieszanego z nutką zazdrości – spojrzenie sąsiadek „nooo… u pani jak zwykle w oknie błysk, a tu do świąt jeszcze tydzień”? W życiu!

Twardo przecież stąpam po ziemi. Nie wzrusza mnie ckliwa telenowela ani byle błahostka wypisana ładną czcionką nad biurkiem koleżanki z pracy. A z tą całą czułością to w ogóle jest tak, że jeśli już ją okazywać, to może niepełnosprawnemu dziecku, może szczeniakowi, może staruszce (pod warunkiem, że życzliwa, a nie gderliwa i serwująca połajanki)?

Ale – dorosłym dzieciom? Mężowi, co już trzeci miesiąc zbiera się do posprzątania garażu? Partnerce, która ciągle wypomina, że, jej zdaniem, powinieneś lepiej zarabiać? Rodzicom bez ustanku dopytującym, kiedy wreszcie ułożysz sobie życie? Przełożonemu, u którego jedyną formą pochwały jest powstrzymanie się od komentarza?

A już sobie samemu okazać czułość? Położyć rękę na sercu, powiedzieć sobie: tak, jest mi niełatwo, jestem słaba, potrzebuję utulenia… Przyznałbyś się sam przed sobą do takiego stanu? Mnie samej przychodzi to z trudem. Okazywanie czułości i jej przyjmowanie. Bywa i tak, że jesteśmy wręcz zażenowani, gdy ktoś obdarzy pełną troski i ciepła atencją.

A przecież potrzebę czułości – podobnie jak akceptacji, bezpieczeństwa, przynależności – nosimy w sobie od urodzenia i jej niezaspokojenie hamuje nasz rozwój emocjonalny. Głośny jest eksperyment Harlowów z początku lat 60. Małego koczkodana umieścili w klatce z dwoma modelami matki. Jeden był z drutu i miał umocowaną butelkę z mlekiem, drugi mleka nie miał, za to był zrobiony z miękkich szmatek. Małpiątko prawie cały czas wtulało się w szmaciankę, „utrzymując kontakt” z druciakiem tylko na krótkie chwile, kiedy dopadał je głód. Gdy maleństwo dorosło, nie było w stanie nawiązać więzi z innymi. Po co więc nam czułość? Żebyśmy mogli bez lęku okazywać sobie uczucia. Wszystkie uczucia.

Głodu emocjonalnego nie zaspokoi metalowa konstrukcja. W zbroi wojownika codzienności dobrze zostawić choćby szczeliny. Często się ich boimy, bo przez taką szczelinę łatwo dotknąć i zranić to miękkie pod spodem. Ale pancerz zespawany na amen tak naprawdę więzi, nie chroni.

Tadeusz Rolke, fotograf, przyznaje się do czułości względem świata. Cieszy się, jeżeli widz zachwyca się jego pracami tak, jak on zachwycił się zatrzymanym na zdjęciu widokiem. Według niego ten zachwyt, ten moment czułości pomaga w przekonaniu samego siebie, że warto jeszcze pożyć. Według mnie te momenty czułości czy rozczulenia to przyznanie się do owej „słabości”, która z kolei przypomina, że wcale nie jestem cyborgiem, tylko człowiekiem. Miękkim, podatnym na zranienia.

I jeszcze jedno. Małe dziecko nie ma problemu z domaganiem się czułości: głaskania, przytulenia, komplementu. Ani z jej wyrażaniem: podbiegnie spontanicznie wtulić się czy zacznie dawać buziaki. Mimochodem uczy czułej reakcji jako najbardziej naturalnej na świecie. Nie bez powodu 25 grudnia spotyka się z nami Niemowlę.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.