Jesteśmy karłami, którzy stoją na ramionach olbrzymów, dlatego widzimy więcej i dalej. Jubileusz 800-lecia to dobry moment, by sobie o tym przypomnieć – mówi o . Cyprian Klahs OP.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Anna Wojtas: Gratuluję 800. urodzin! Czy dla Zakonu Kaznodziejskiego to czas na zakonną emeryturę, czy może w tym wieku ma się jeszcze plany, perspektywy, marzenia?
Cyprian Klahs OP*: Mamy 800 lat, ale w tym zakonie jest ciągła wymiana pokoleń i odnowa, więc nie ma mowy o emeryturze. Z nami jest, jak z Kościołem w starożytnym tekście “Pasterz” Hermasa. Kościół jest tam przedstawiony jako kobieta – jednocześnie młoda i stara, ale wciąż odnawiająca się. Nasz zakon jest szacowny wiekiem (choć nie tak stary, jak np. benedyktyni). Głębokie korzenie, długa historia to nasze bogactwo, ale nie jesteśmy po to, żeby celebrować historię, swoje zasługi i winy z tego czasu. Jesteśmy po to, żeby wypełniać swoją misję cały czas, z gorliwością i pierwotną energią.
Mówi Ojciec o misji. Przeczytałam, że według św. Dominika waszą misją jest głosić Słowo Boże całym sobą. Ujmujecie to również w pięknej łacińskiej dewizie.
Contemplare et contemplata aliis tradere.
To ponoć było pragnienie św. Dominika. Co to znaczy głosić “całym sobą”?
Częściej używamy formuły “Głosić wszędzie, wszystkim, na wszelkie możliwe sposoby” i to ona jest mocno wpisana w nasze życie. To nie jest specjalnie dominikańskie, ale Jezusowe i ewangeliczne, że głosimy całym sobą, nie tylko słowem. W naszych Konstytucjach jest sformułowanie, że jesteśmy “całkowicie przeznaczeni do głoszenia Słowa”. Rozumiem to po chrześcijańsku: ewangeliczne słowo staje się ciałem i stąd też wywodzi się nasza tradycja – mocno pielęgnowana w początkach Zakonu, a i teraz zazwyczaj przynosi dobre efekty – że głosimy po dwóch.
Dwóch braci to minimalna wspólnota, ale od razu weryfikuje: jak ci dwaj potrafią ze sobą rozmawiać, jak odnoszą się do siebie, jak siebie nawzajem traktują. Nawet tak mała wspólnota przemawia. Nie tylko słowem, ale przez sam fakt. To mieści się w tym głoszeniu “całym sobą”. Chodzi oczywiście nie tylko o to, co człowiek jest w stanie “wyprodukować” z siebie jako kazanie, konferencje czy rekolekcje, ale o sposób życia, sposób traktowania ludzi, sposób myślenia, bycia w Kościele i życia Kościołem. Rzeczywiście całym sobą: od “a” do “z”, ciałem i duszą.
Czy nadal żywe jest w was pytanie św. Dominika: “Co będzie z grzesznikami”? Jak je dziś odbieracie, realizujecie? Czy ono wciąż was nurtuje?
To pytanie to charyzmat Dominikowej wrażliwości na grzeszników. Staramy się go realizować. Cechuje nas duża otwartość i przekonanie, że nie jesteśmy posłani tylko do “tych dobrych”, ale ważne jest szukanie. Dominik wiązał je od samego początku z założeniem, żeby iść na krańce świata. Być może dla niego miało to bardziej znaczenie geograficzne, ale szybko w tradycji Zakonu przerodziło się w bardziej duchowe rozumienie – iść do tych, którzy są gdzieś na obrzeżach. W początkach Zakonu były takie zalecenia, żeby bracia, którzy są gdzieś posłani, nie zatrzymywali się po drodze tylko w karczmach, które mają dobrą renomę, ale też w takich, które renomę mają kiepską, czyli tam, gdzie mogą spotkać ludzi, którzy potrzebują usłyszeć Słowo, zobaczyć znak. Być może, kogoś coś poruszy i będzie to szansa na nawrócenie.
Na różne sposoby jest to obecne również dzisiaj. Nie gorszymy się grzesznikami. Chociaż nie wiem, czy to jest specyficznie nasze, czy może to jest coś, co stało się powszechne w Kościele, przynajmniej w założeniu. Nie jesteśmy od tego, żeby osądzać czy potępiać, tylko żeby – i to był zamysł Dominika – starać się grzeszników ocalać. Modlitwą, słowem, obecnością. Tym, że grzesznikami się nie gardzi, ale się ich szuka.
To jest ten powód, dla którego do waszych duszpasterstw garną tłumy?
Duszpasterstwa akademickie to dość polska specyfika, świadomie odkryta i budowana po odnowieniu Zakonu, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. We Francji jest nie do pomyślenia, by duszpasterstwa akademickie były prowadzone przez zakon, to domena diecezjalna. U nas jest inaczej. Wynika to z otwartości, ale przede wszystkim dominikańskiej tradycji: jesteśmy przy uniwersytetach. Dominik świadomie, w odróżnieniu od starszych od nas mniszych zakonów, chciał, aby klasztory dominikańskie powstawały w miastach uniwersyteckich, bo wysoko cenił rozum i namysł nad wiarą.
Wiara musi mieć przełożenie na dyskurs, na zrozumienie, na argumenty, dlatego pierwszych braci rozesłał do miast, gdzie były uniwersytety. Nasz pierwszy, najważniejszy klasztor był w Paryżu, gdzie był jeden z najbardziej liczących się uniwersytetów w Europie.
To cały czas jest podkreślane w naszym charyzmacie. Mamy mocno pielęgnować studium, także nasze osobiste, po to, żeby służyło głoszeniu, docieraniu do tych, którzy potrzebują wiarę przekładać na rozum. W średniowieczu trwała dyskusja, czy prawda wiary i prawda filozofii to są te same prawdy. Wciąż jest to bardzo aktualne, bo ludzie w różnych dziedzinach życia kształcą się i rozwijają, a w życiu duchowym często zatrzymują się na etapie I komunii świętej. Wyrastają potem z takiej wiary, jak z ubranka pierwszokomunijnego. Obecność w środowiskach akademickich ma służyć m.in. temu, żeby do takiego rozdarcia nie dochodziło, żeby ci, którzy zdobywają wykształcenie wyższe, mieli szansę, możliwość i dostęp do równoległego wzrastania w wierze i wykształcenia religijnego
Jest jeszcze coś równie specyficznego dla Polskiej Prowincji Dominikanów? Wkrótce ona również będzie miała 800 lat, powstała u samych początków Zakonu.
Początek naszej prowincji to rok 1225, ale już w 1222 roku, a więc 6 lat od powstania Zakonu, powstał klasztor w Krakowie. Naszą specyfiką jest zaangażowanie duszpasterskie. W niektórych prowincjach o wiele mocniejszy akcent położony jest na życie intelektualne, pracę naukową, refleksję, uniwersyteckie projekty, publikacje i wydawnictwa naukowe. W Polsce też, ale nie jest to najmocniejszą stroną. Staramy się działać w tej dziedzinie, nasi profesorowie podejmują inicjatywy, rozwija się projekt Dominikańskiej Szkoły Wiary, ale znacznie mocniejsza jest u nas posługa duszpasterska, w tym duszpasterstwo akademickie, duszpasterstwo młodzieży, ale też postakademików, czyli tzw. duszpasterstwa 3/4, tych, którzy ukończyli już studia. W Polsce specyficzne też są Dominikańskie Ośrodki Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych. Niektórym kojarzy się to z inkwizycją, ale nie w tym rzecz. Chodzi o staranie, żeby odróżniać i rozpoznać niebezpieczeństwa zagrażające zniewoleniu duchowemu czy psychicznemu.
W Roku Jubileuszowym 800-lecia Zakonu, czasu nawrócenia i przemiany, dowiedzieliście się czegoś nowego o samych sobie?
Wyraźniej zobaczyliśmy pewne rzeczy. Dla mnie pierwszą z nich, ale wydaje mi się, że też dla naszej prowincji i całego Zakonu, było przypomnienie sobie, że ten Zakon nie zaczął się od nas. Ta pokusa dotyka wszystkich. Konflikt pokoleń? Czy przeświadczenie, że “przedtem to było kiepsko, może nawet się starali, ale im nie wychodziło. Dopiero od nas wszystko się zaczęło”. Taki czas, jak jubileusz bardzo mocno przypomina, że tak nie jest. Często powtarza się to powiedzenie, że jesteśmy karłami, którzy stoją na ramionach olbrzymów, dlatego widzimy więcej i dalej. Jubileusz 800-lecia to moment, żeby sobie o tym przypomnieć.
Sami sobie często stawiamy zarzut, a w Polsce jest to dość mocne, że za bardzo nie znamy naszej dominikańskiej tradycji. Trochę z tego powodu, że była kasata, że nie mieliśmy ciągłości a nasza nowożytna historia jest dosyć młoda. Może właśnie teraz zaczyna się odnowienie. Konkretnym tego znakiem jest to, że w naszym wydawnictwie w serii jubileuszowej na nowo zostali wydani klasycy dominikańscy: św. Katarzyna ze Sieny, mistycy nadreńscy – dla nas to szansa, by przyjrzeć się swoim korzeniom. Przydałoby się też spojrzenie na nowo na historię Polskiej Prowincji Dominikanów na tle całego Zakonu, by bardziej poznać naszą tradycję, żeby się z niej uczyć.
Dominikanie to nie jest tylko polski Zakon. W wielu braciach, zwłaszcza ze starszego pokolenia, którzy mniej podróżowali za granicę lub do klasztorów w innych prowincjach, może budzić się poczucie wyższości, że “dominikanie to tak naprawdę my, inni to relikty”, bo przecież jesteśmy jedną z najliczniejszych, najbardziej żywotnych prowincji, mamy powołania. 800-lecie Zakonu przypomina nam, że jako polska prowincja jesteśmy cząstką, może i ważną, ale tylko cząstką czegoś większego.
Co takiego było inspirującego w św. Dominiku, dominikanach, że Ojciec poszedł właśnie tą drogą?
Powołanie to zawsze tajemnicza historia, w której Pan Bóg wykorzystuje różne momenty z życia, żeby obudziło się takie pragnienie. Ono dla mnie samego jest tajemnicą. “Przed” Zakonem czytałem o św. Tomaszu, o Dominiku, jego wrażliwości. Otwartość na świat i dialogiczne nastawienie do świata, do rzeczywistości, do ludzi, również tych, którzy inaczej patrzą i myślą – to mnie pociągnęło. A druga rzecz, która pociągnęła już w zetknięciu się z Zakonem to liturgia. Może to też jest polska specyfika, że jako dominikanie mamy udział w odnowie liturgicznej w Polsce. Dla mnie, od początku bycia w Zakonie, liturgia była urzekająca i dająca dostęp do uczestnictwa w misterium wiary.
*O. Cyprian Klahs OP – dominikanin, od września 2015 r. przełożony klasztoru oraz opiekun Sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej Królowej Tatr na Wiktorówkach k. Zakopanego. Wcześniej: redaktor naczelny oficyny wydawniczej „W drodze”, przeor poznańskich dominikanów i duszpasterz akademicki. Pracował też w dominikańskich klasztorach w Gdańsku – jako duszpasterz akademicki, Warszawie – redaktor w Katolickiej Agencji Informacyjnej i Prudniku na Opolszczyźnie – jako katecheta i duszpasterz młodzieży. Urodził się w 1969 roku na Kaszubach