separateurCreated with Sketch.

Gdybym tylko schudła, byłabym szczęśliwsza!

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

W tak wielu aspektach zadowalamy się marudzeniem. Życzeniowym myśleniem. A co robimy, żeby coś w naszym życiu naprawdę zmienić?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Koniec roku. Bilans zysków i strat. I zaraz te doroczne postanowienia. Rzucę palenie, zacznę się uczyć angielskiego, wreszcie rozejrzę się za nową pracą… A ile z tego, co planowaliśmy, czego życzyliśmy sobie przed rokiem, stało się rzeczywistością? Ile razy powiedzieliśmy sobie: tak, to jest to, zawsze o tym marzyłem! Tego chciałam! Że niezbyt często? Że w zasadzie sporo tych spraw przełożymy na kolejny rok? Powiedzmy sobie szczerze: boimy się spełnienia marzeń!

Przy okazji łamania się opłatkiem, przy kieliszku sylwestrowego szampana życzymy sobie ich spełnienia, nawet tych najskrytszych. A potem? Kiedy podpływa łódka okazji wynajdujemy setki powodów, dla których do niej nie wsiadamy. Bo choć atmosfera w pracy wykańcza i szefowa potrafi zadzwonić o 23:00, że trzeba wnieść poprawki do prezentacji, która ma być pokazana klientowi o 8:30, to łatwiej przybrać pozę umęczonego pracownika – “gdybym tylko miała bardziej ogarniętą kierowniczkę, już dawno bym awansowała”.

Bo choć przyjaciółka namawia na wspólny wypad raz w tygodniu na siłownię albo spacer, to zawsze naprawdę nie ma czasu, jeszcze robota do skończenia, dom do ogarnięcia, a w ogóle to jak ja będę przy niej wyglądać, ona taka w formie a mnie się nic nie chce.

I znów kończę wieczór przed telewizorem rozmyślając, że “gdybym tylko schudła, byłabym szczęśliwsza”. Bo choć marzy mi się wyprawa w nieznane, kiedy dzwoni telefon i znajomy mówi, że właśnie zwolniło się miejsce na tani przelot na drugi koniec świata, tylko brać wolne i lecieć, w głowie od razu słyszę: “na pewno mnie z pracy nie puszczą, a jak puszczą, to ktoś mnie wygryzie, a w ogóle to ja przecież źle znoszę zmianę czasu, poza tym tam jest teraz najwyższa temperatura”. Ale pod koniec roku znów mamroczę “gdybym tylko mogła wyjechać stąd na dłużej, na pewno życie by mi się odmieniło na lepsze”.

W tak wielu aspektach zadowalamy się marudzeniem. Życzeniowym myśleniem. Gdybym tylko lepiej znał angielski, gdybym tylko miała okazję, żeby powiedzieć szefowi, co myślę o takim traktowaniu podwładnych, gdybym tylko lepiej zarabiał, gdybym tylko ważyła 5 kilo mniej…

No dobrze. A co robisz w tym kierunku? A może tak naprawdę te wyrażane na głos pragnienia wcale nie są tak istotne! Może to tylko zasłona dymna?

Może, gdyby się spełniły, okazałoby się, że świetna znajomość angielskiego wcale nie spowoduje, że od razu wyjadę do tej świetnie płatnej pracy w obcym kraju, bo tak naprawdę dobrze mi pośród swoich. Że wygarnięcie szefowej, co myślę o jej zarządzaniu zasobami ludzkimi spowoduje, że będę musiała szukać pracy, a wcale nie chcę jej zmieniać. Że wyższe zarobki wcale nie przekładają się na wzrost jakości mojego życia, bo już w ogóle nie ma czasu na to, żeby te ciężko zarobione złotówki wydawać. Że rozmiar 36 wcale nie powoduje wzrostu mojej samooceny, na dodatek jestem wiecznie zła (bo głodna) i znudzona jak mops powtórkami na siłowni, a męskich spojrzeń pełnych zachwytu jak nie było, tak nie ma… Gdybym tylko…

Czemu tak się dzieje? Jak mówi znane powiedzenie, każdy chce zmiany, tylko zmieniać nie chce się nikt. A spełnione marzenie to zmiana mojego życia. A może trzeba inaczej? Zamiast pod koniec roku wymyślać, jakich to ja gór po 1 stycznia nie przestawię (a po ich przestawieniu to dopiero jaki to będę szczęśliwy!), obejrzeć się przez moment za siebie i stwierdzić bez żadnej kokieterii: tak, to mi się udało, to mnie zbudowało a z tego wyciągam lekcję i następnym razem zrobię inaczej.

A marzenia, te prawdziwe, mam takie i takie. Mam wrażenie, że wtedy konsekwentnie, bez lęku i niejako mimochodem, dążymy ku ich spełnieniu. Bez utyskiwania, że gdyby tylko, to ho! ho! ho!

Wszak świat jest takim, jakim go widzimy i opisujemy. A jeśli i Ciebie dopada “gdybologia” przełomu roku, pamiętaj, proszę, o tym jegomościu, który codziennie bladym świtem jedzie autobusem do pracy i rozmyśla: “Dzieci lenie i obiboki, żona jędza, mieszkanie za ciasne, praca do bani, pensja za mała, szef się czepia…”. A nad nim Anioł Stróż skrzętnie notuje i mówi do siebie: “Hmm… Dziwne marzenia. Ale cóż, spełnimy…”

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.