Dobro to żadna abstrakcja. To robienie tego, co robimy, tylko robienie tego… dobrze. Bez ociągania, kombinowania, narzekania. Bez ścigania się z innymi.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pamiętasz ze szkoły historię o ludziach przykutych kajdanami na dnie jaskini? Za ich plecami pali się wielkie ognisko, a pomiędzy nimi a ogniem inni ludzie noszą różne przedmioty rzucające cienie na ścianę. To dlatego uwięzieni nie mogą znać prawdy o świecie: widzą jedynie cienie rzeczywistości.
Oto mit o jaskini opowiadany w “Państwie” Platona przez Sokratesa, który dalej tłumaczy, że gdyby jednego z więźniów uwolnić i pokazać drogę do wyjścia, to – choć na początku oślepiłoby go światło – stopniowo jego wzrok przystosowywałby się do tego widoku, a on pojąłby, że dopiero teraz widzi prawdziwy świat – świat idei, jak chce Platon.
Na szczycie hierarchii owych idei umieszcza trzy – prawdę, piękno i tę najważniejszą: dobro. Cała nasza zachodnia kultura opiera się na tej triadzie. Ba! Znane jest powiedzenie Alfreda N. Whiteheada, że europejska filozofia to ledwie przypisy do Platona. Teologia zaś uczy, że Wielka Triada to po prostu inne imiona Boga.
I rzeczywiście platońska triada jest wszechobecna. Z pięknem i prawdą wydaje się być najprościej. W sposób naturalny ciągnie nas ku pięknu. Umiemy zachwycić się majestatem gór, głębią jeziora, dźwiękiem muzyki, barwą ptasiego upierzenia, finezją słowa, blaskiem oczu…
Doceniamy prawdę – czyichś intencji, spójności opinii i zachowania… Jednak, choć wydaje się najbardziej abstrakcyjną z idei, najbardziej przemawia do nas dobro.
Nie tylko mamy dla niego przyrodzony szacunek, ale też umiemy je nazwać i wskazać, nawet jeśli na co dzień z opowiadaniem się po jego stronie jesteśmy nieco na bakier. Dobro nas onieśmiela i przyciąga. Ale czy rzeczywiście jest czymś abstrakcyjnym i nieuchwytnym? Bynajmniej.
Dobro staje się określone i namacalne, kiedy wciela się w czyn człowieka. I od razu zejdźmy do parteru: to wcale nie musi być założenie fundacji zbierającej miliony ani porzucenie dotychczasowego życia, żeby w ostatniej koszuli iść pracować dla innych.
Zwykła, prosta, bezinteresowna pomoc, podarowanie kawałka siebie, żeby komuś innemu było lepiej i prościej – to jest ten konkret. Tam, gdzie jesteśmy. Dobro to żadna abstrakcja. To robienie tego, co robimy, tylko robienie tego… dobrze. Bez ociągania, kombinowania, narzekania. Bez ścigania się. Bo bycie lepszym od innych to tylko chwilowe “zwycięstwo” i satysfakcja, więc czy nie lepiej być po prostu dobrym?
W jednym ze swoich kazań ks. prof. Michał Heller, kosmolog, filozof i teolog, zastanawiał się nad kosmicznym wymiarem dobra, rozważając słynne pytanie Leibniza: dlaczego istnieje raczej coś niż nic? Jedna z odpowiedzi jest rozbrajająco prosta: istnieje raczej coś niż nic, bo to, że istnieje, jest dobre. Czyli dobro jest zasadą istnienia. Nie jest czymś względnym. Nie zależy od mojego widzimisię.
Ma to poważne konsekwencje. Profesor wyjaśnia: “A więc każdy nasz dobry czyn sprawia, że istnienie Wszechświata jest bardziej usprawiedliwione. Wszechświat bardziej jest, bo mocą naszego dobra stał się bardziej dobry. Nawet najdrobniejszy dobry czyn ma wymiary kosmiczne”.
Na początku nowego roku, zamykając książkę Hellera “10.30 u Maksymiliana”, myślę sobie: kreślimy na drzwiach znaki C+M+B. Zapraszamy Trzech Króli, by weszli do naszych domów, by wraz z nimi przyszło błogosławieństwo. Christus mansionem benedicat. Tak bardzo przecież chcemy, choć czasem boimy się przyznać, żeby nasze życie było dobre, prawdziwe i piękne. Wystarczy więc zaprosić owych “trzech królów” – prawdę, dobro i piękno – zaprosić, czyli oblec ich w konkret. Konsekwencje będą kosmiczne.