Czyli zimowa opowieść o mojej Lusi.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Lusia teraz trochę choruje, mamy nadzieję, że to nic poważnego. Luśka jest silna i wierzymy, że będzie dobrze. Postanowiłem napisać, dlaczego lubię mojego psa.
Lusia ma już 16 lat, ale jeszcze jak to mówimy w rodzinie się „zbiera”. To oznacza, że ma przyśpieszenie, wygląda to tak, że jak zauważa np. gołębia to zabiera tylne nogi pod siebie i dopiero wtedy startuje przednimi. Oczywiście gołębia już dawno wtedy nie ma, ale kiedyś to różnie mogło być.
Lusia jest niezależna i samorządna. Teraz na starość to nawet da się przytulić, kiedyś trochę warczała. Dzieci mówią, że Lusia robi czasami „krótki ryjek”. To jest jeszcze nie warczenie, ale już szykowanie się do warczenia, wtedy z reguły cofa wargi, szczerzy kły i co najważniejsze patrzy na nas, czy podziwiamy jak nas pilnuje.
Gdy Lusia rano dostanie bułkę najpierw musi ją „wyścierwić”, czyli kładzie się na niej i tarza. Ześcierwia ją dla siebie. Często też szczeka nad bułką tak, żeby słyszały inne psy, że ją ma.
Najbardziej lubimy patrzeć jak Lusia wypoczywa. Wtedy wszyscy się też relaksują. Żona mówi: „Ja też bym tak chciała”. Najfajniejszy jest moment, gdy Lusia wzdycha. Jest to relaks w czystej postaci. To westchnienie ma w sobie cały spokój świata.
Spacer Lusi to nie spacer tylko „patrol”. Lusia patroluje okolicę i pokazuje też innym psom, że tu rządzi. Dzieci uwielbiają Lusię. Często głaszczą ją w drodze do szkoły mówiąc „O jej”. Ja wtedy patrzę, czy się nie jeży.
Z Lusią, młodszą, było parę przygód. Jak każdy prawie wiejski pies (pochodzi z Kobyłki) lubiła szczekać, gonić samochody i łapać je za oponę. Kiedyś odbiła się od opony pędzącego auta, przesiedziała wtedy cały dzień pod szafą myśląc nad tym, czy dalej tak robić. Na jakiś rok z tego zrezygnowała.
Kiedyś z Lusią mieliśmy spotkanie z łosiem. Jechałem na rowerze, miałem Lusię na smyczy, nagle drogę zastąpił nam łoś. Lusia pobiegła w prawo, jak chciałem jechać w lewo i się wywaliłem. Lusia szczekała na mnie i na łosia, ale nagle zaczęła wąchać oponę.
Z Lusią kiedyś goniliśmy złodzieja, złodziej włamał się na klatkę i ukradł zimowe buty Zosi. Obudziło mnie szczekanie Lusi, wybiegliśmy na klatkę, potem na podwórko, sunia poleciała za tym gościem, ale ten skoczył przez płot. Jak wróciła to merdała ogonem, podobało się jej.
Lusia jest córką Luloka i Szili. Lulok to pies legenda, zawsze gotowy do akcji, pilnował magla i warsztatu wujka mojej żony. Kiedyś gość wszedł ich okraść, zobaczył go Lulok, wyrwał łańcuch ze ściany, poleciał za złodziejem. Ten facet myślał, że jak przeskoczy przez siatkę to będzie wolny. O nie! Lulok przeszedł przez metalową siatkę, dopadł złodzieja na ulicy i go pogryzł. Luśka ma trochę z Luloka, ale już jej się nie chce.
Mój syn Antek, jak był mały i jechaliśmy na wakacje, powiedział, że chciałby zabrać zapach Lusi noska do słoika.
Ja z kolei najbardziej lubię pracować, gdy Lusia leży pod moim stołem i trzyma swój pyszczek na mojej stopie. Albo leży na plecach z nogami do góry, jak odwrotnie lecący dron. Mówimy wtedy, że Lusia leci. Dokąd? Nie wiemy, ale wszyscy uwielbiają na to patrzeć.
Nawet pisząc teraz tę historię patrzę na Lusię, która patrzy na mnie.
Świat dwunożnych byłby nudny gdyby nie czworonożni. Ktoś to fajnie wymyślił.