Do tragicznego zdarzenia doszło wczoraj, 24 stycznia, w ochronce dla dzieci w Cochabambie.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W prowadzonej przez Siostry Służebniczki Dębickie ochronce dla dzieci pracowały dwie polskie wolontariuszki: Helena Kmieć i Anita Szuwald. Obie były członkiniami Wolontariatu Misyjnego Salvator i obie przybyły do Boliwii 9 stycznia br. Ich posługę misyjną można było śledzić na prowadzonym przez nie fanpage’u “Boliwia: Misja możliwa”.
Dziewczyny do wyjazdu przygotowywały się przez dłuższy czas. Organizowały zbiórki pieniędzy, brały udział w kiermaszach świątecznych, podczas których rozprowadzały ręcznie zrobione pierniki, aniołki i kartki świąteczne – wszystko po to, by móc wyjechać do Ameryki Południowej i pomagać siostrom w ich posłudze.
“Helenkę poznałam w 2012 roku. Zaczęłyśmy razem przygodę z wolontariatem. Pojechałyśmy na pierwszą placówkę na Węgry” – opowiada nam jej koleżanka z WMS-u, Magdalena Kaczor. Helena była także w Zambii i w Rumunii. “Prawie co roku jeździła gdzieś na misje” – podkreśla wolontariuszka.
Według relacji Kaczor, była ona niezwykle zdolną osobą, choć cichą i pokorną z charakteru. Pochodząca z Libiąża wolontariuszka studiowała inżynierię chemiczną w języku angielskim w Gliwicach, miała za sobą także ukończone liceum w Wielkiej Brytanii. Oprócz tego uczyła się w szkole muzycznej śpiewu operowego.
“Choć znałam ją 5 lat, to ciągle dowiadywałam się nowych rzeczy o niej. Czasem ciężko było mi uwierzyć, że to wszystko może zmieścić się w jednym życiorysie” – mówi nam Magdalena.
“Choć w wielu kwestiach miała pod górkę, to zawsze robiła mnóstwo rzeczy. Ciagle powtarzała: wyśpię się po śmierci. Ostatnio pracowała jako stewardessa, a po pracy zamiast odpoczywać wolała przebywać z ludźmi, udzielając się w WMS-ie, duszpasterstwie akademickim czy chórze” – wyliczała koleżanka zamordowanej Polki.
Misja Heleny została dramatycznie przerwana 24 stycznia, czyli nieco ponad dwa tygodnie po przylocie do Boliwii. Z nieustalonych przyczyn do ochronki wtargnął mężczyzna, który ugodził nożem Helenę. Mimo prób ratowania życia wolontariuszka zmarła na miejscu. Wyjaśnieniem sprawy zajmuje się boliwijska policja. Dziewczyna miała niespełna 26 lat.
“Mam wrażenie, że jej śmierć jest przypieczętowaniem tego, jak żyła. A żyła pięknie, bardzo Bożo, z oddaniem dla ludzi” – mówi ze wzruszeniem Magdalena. I dodaje: “Mówiła często, że to byłaby jej wymarzona śmierć, żeby umrzeć w służbie Bogu”.
Publikujemy fragment oświadczenia, jakie pojawiło się na profilu Wolontariatu Misyjnego Salvator, przyłączając się do próśb o modlitwę:
Wszelkie słowa są w tym momencie niewystarczające. Pozostaje nam zawierzenie tego wszystkiego Panu Bogu. Bardzo prosimy Was o modlitwę za Helenkę, Jej pogrążoną w bólu Rodzinę, Chłopaka i Bliskich, a także za całą naszą Wspólnotę WMS. Niech dobry Bóg będzie dla Helenki nagrodą, a dla nas pocieszeniem. Życie naszej Przyjaciółki było, jest i będzie inspiracją do świadczenia o Bogu i oddawaniu Mu się bez reszty. Helenka pozostanie dla nas niedoścignionym wzorem radosnej, pokornej, bezgranicznej służby Jezusowi i ludziom. Dzięki Niej wiemy, że prawdziwie święci ludzie żyją bardzo blisko nas.
Równie gorąco prosimy o modlitwę za Anitkę, której cierpienie jest teraz trudne do wyobrażenia. Ufajmy w Boże miłosierdzie i jego uzdrawiającą moc. Całą miłość i życzliwość wobec Anity i Heleny zamieńmy teraz w gorliwą modlitwę.