Co trzeba zrobić, żeby nie było nienawiści i wojen? Pogłaskać, nakarmić, powiedzieć coś dobrego – takie nieduże rzeczy robić dla drugiego, żeby on też dobrzał.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Dwa dni brakło, by mogła świętować swoje 82 urodziny. Świętuje już po drugiej stronie życia. Krystyna Sienkiewicz – aktorka filmowa, teatralna, gwiazda kabaretów. Niezapomniana Krysia Traktorzystka. Panna Inga, sąsiadka radiowej rodziny Poszepszyńskich. 155 cm uroku, życzliwości i uśmiechu. Otoczona bibelotami, pięknymi strojami, haftami, kolażami, gałgankami – jak mówiła o swoich pracach.
Prezes Fundacji im. 120-lecia Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Pod koniec życia nawet nieco ubolewała, że mieszkało u niej zaledwie sześć kotów i dwa psy.
Kiedy byłam kilkuletnią dziewczynką, która już umiała czytać, w biblioteczce mojej mamy znalazłam kolorową, niezbyt grubą książkę z kaczką czy pawiem na okładce. To były Krystyny Sienkiewicz „Haftowane gałgany” (Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, 1988 rok). W środku prócz feerii kolorów haftów, koralików, patchworków (pierwszy raz zobaczyłam taki wyraz!) i motyli robionych z pończoch, drucików, paciorków, znalazłam zdjęcia wielkiego młyna nad Świdrem i wiersze Agnieszki Osieckiej. Wpadłam jak śliwka w kompot. Do tego jeszcze miniaturowego wzrostu aktorka – autorka nosiła takie samo imię jak moja mama. No tylko się zakochać. Od zawsze więc miałam do niej ogromny sentyment.
Ponad dwadzieścia lat później z bijącym szybko z podekscytowania sercem potwierdzałam telefonicznie spotkanie w pięknym domu pani Krystyny na Bielanach. Spotkałyśmy się już przed mikrofonem i oto ona mówi: musisz mnie odwiedzić. Ekstaza. Siedzę na skraju fotela, bo obok do torebki pcha się kot. Przy stopach ułożył się pies, a pani Krystyna pokazuje mi kolejne koronkowe i welwetowe kreacje. – Przymierz, kochanie.
Od zwierząt, przez koraliki, przechodzimy w rozmowie do jej cacek. Chodzimy po domu, który odsłania się jak królicza nora pokazując kolejne i kolejne skarby. – Bo przecież musisz, kochanie, zobaczyć te hafty, co ci się tak spodobały.
Drepczę za nią i zadziwiam się, jak zwinnie, choć urywanymi często wyrazami i frazami, opowiada mi raz o wojnie, raz o kabarecie, raz o kotach, raz o miłości. W pracy patrzą na mnie nieco zdziwione oczy koleżanek i kolegów. Trzydziestolatka z osiemdziesięciolatką pijące herbatę i spędzające całe popołudnie?
A jak tu nie dać się porwać takiemu spotkaniu, kiedy słyszysz, że kot to „doktorek” – musi położyć się na naszym słabym miejscu, musi być blisko człowieka. Tego uczy nas, ludzi. Pies z kolei uczy wierności. Niejeden taki pies czy kot mógłby człowieka nieźle zawstydzić. Pamiętam, jak powiedziała, że zwierzęta czasem kochać łatwiej niż człowieka. I że dzięki tej miłości do zwierząt wyrobiła w sobie swego rodzaju radar dobra bijącego od drugiego człowieka.
Najbardziej zapamiętałam z tych kilku spotkań dwie recepty pani Krystyny. Pierwsza to odpowiedź na pytanie, jak znaleźć swoje miejsce na świecie. Według pani Krystyny najlepiej być takim Światowidem – mieć oczy zwrócone do przodu i do tyłu, w lewą stronę i w prawą. Ale też bacznie patrzeć jeszcze w piątą stronę: tu, gdzie ja stoję.
A druga rada, to sposób na to, żeby ludziom żyło się lepiej. Wszystkich i wszystko ukochać – koty, psy, ptaki, kwiaty, ludzi – bo to jest uroda świata. A urody nigdy za dużo. Co trzeba zrobić, żeby nie było nienawiści i wojen? Pogłaskać, nakarmić, powiedzieć coś dobrego – takie nieduże rzeczy robić dla drugiego, żeby on też dobrzał.
I za te zdania o swoim tu i teraz, i o czułości – Pani Krystyno! – dziękuję przeogromnie.