“Służenie jest super męskie, bo to zdolność do ofiary z siebie. Trzeba mieć rzeczywiście władzę. Nad sobą. Kontrolować siebie. A to jest o wiele bardziej męskie, niż mieć władzę nad wszystkimi dookoła” – mówi w rozmowie z Małgorzatą Bilską.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Małgorzata Bilska: W Kościele działa coraz więcej grup mężczyzn świeckich, które powstają w reakcji na kryzys męskości. Są podobne inicjatywy dla księży?
Bp Grzegorz Ryś: Jest np. wspólnota kapłanów Ruchu Światło-Życie, która się nazywa „Wspólnota Chrystusa Sługi”. Teoretycznie wspólnotą, w której ksiądz funkcjonuje, powinno być jego własne prezbiterium. Z tym różnie bywa, czasami te więzi są lepsze, czasami gorsze. Wspólnota, która jest każdemu księdzu zadana najpierw, to wspólnota plebanii, na której żyje. Jeśli w parafii jest ksiądz sam jeden, wtedy bardzo się liczy sąsiedztwo. Druga rzecz jest taka, że niekoniecznie najlepszą grupą odniesienia i wzrostu dla księdza jest tylko i wyłącznie towarzystwo księży. Myślę, że ważniejsze jest, żeby kapłan należał do konkretnej wspólnoty wiary, wtedy ta wspólnota go wzmacnia. Przesądem jest, że księża i świeccy muszą formować się zawsze osobno. Niedobrze jest, jeśli ksiądz nigdzie nie należy. Wtedy jest problem.
Czy w czasie formacji w seminarium pojawia się temat: Jak być prawdziwym mężczyzną i księdzem?
Seminarium nie jest panaceum na wszystko. Kiedy byłem rektorem seminarium krakowskiego zdarzało mi się radzić kandydatowi do kapłaństwa, żeby odszedł na chwilę, jeśli ma do kapłaństwa dojść. Bo mu brakuje tego, czego tu wypracować się nie da.
Problem męskości jest najpierw problemem rodzinnym. Bardzo istotne, jaki wzorzec mężczyzny młody człowiek wynosi z domu. Wielu kandydatów przychodzi z rodzin rozbitych, nie mając obrazu ojca przed oczami. I ten problem będzie się raczej powiększał, niż pomniejszał, choćby z racji rosnącej zarobkowej emigracji. Procent eurosieroctwa jest na niektórych terenach ogromny. Także na takich, z których tradycyjnie spodziewamy się największej ilości powołań.
Wielu księży nie ma dobrej relacji z ojcem, z matką tak. Ksiądz ma być obrazem Syna i Boga Ojca. Co z tym zrobić?
Katolicka Agencja Informacyjna opublikowała za Głównym Urzędem Statystycznym dane: w 2015 roku 40 proc. małżeństw zostało zawartych tylko w Urzędzie Stanu Cywilnego, 25 proc. dzieci przyszło na świat poza formalnymi związkami małżeńskimi. Przez ćwierć wieku mamy wzrost od 4 proc. do 25 proc. Gdyby zadać pytanie przeciętnemu księdzu, jaka jest sytuacja małżeństwa i rodziny w Polsce, to on myśli bardziej idealistycznie. Wydaje się nam kapłanom, że większość małżeństw jest sakramentalna. Tymczasem więcej niż połowa dzieci będzie się niedługo wychowywać w związkach niesakramentalnych. Trudno je prowadzić do wtajemniczenia chrześcijańskiego. To są zupełnie nowe sytuacje. Powstaje pytanie o wiarę, ale i o mężczyznę. Czy potrafi być odpowiedzialny? Na czym jego odpowiedzialność polega?
Są statystyki mniej znane. W 2016 roku w jednej z największych polskich diecezji odeszło około 20 księży, ze stażem poniżej 5 lat.
Dzisiaj w seminariach jest dużo większa świadomość potrzeby pracy z psychologiem niż kiedyś. Nauka trwa 6-7 lat. Jeśli ktoś jest niedojrzały, w rozmaitych obszarach, to zapewne przełożeni i biskup nie dopuszczą go do święceń. Ile problemów można jednak przepracować? Z drugiej strony święceń nie przyjmuje „idealny mężczyzna”. Takich nie ma. Każdy się ze sobą zmaga.
Dla mnie dużo ważniejsze jest to, co się z księdzem dzieje po seminarium. Kandydaci do kapłaństwa są jeszcze plastyczni, otwarci na formację. Od chłopaka, który ma 25 lat i jest święcony, wymagamy, żeby był ojcem duchownym dla każdego człowieka, łącznie z tym, który mógłby być jego dziadkiem. Istotne jest, żeby ksiądz nie zapomniał o dalszej formacji. Klęska jest wtedy, kiedy on i otoczenie myśli, że seminarium go przygotowało do wszystkiego, i że z seminarium wychodzi gotowy ksiądz, który poradzi sobie w każdej sytuacji.
Brakuje w Kościele męskich wzorców. Brat Albert jest świetnym wzorem świętości. Ale męskości? Jezus? No nie wiem…
A w czym Jezus jest niemęski?
Dla mnie – ideał.
Ideał wcielony.
Człowiek doskonały. Ale jako wzór męskości ukazuje się św. Józefa.
Jezus jest fantastycznym mężczyzną. Józef zresztą też!
W tradycyjnej kulturze prawdziwy mężczyzna to trochę macho: silny, walczy, stosuje przemoc. Pan Jezus? Nigdy.
I chwała Bogu. To krytyka modelu męskości, a nie Jezusa. Jeśli Jezus miałby być jak Sylwester Stallone, to wyszłaby karykatura męskości.
Zdobywa też kobiety. Jak się tego wyrzec i nie uchodzić za zniewieściałego?
To są dwa różne pytania. Jak nie uchodzić, a jak nie być. Jezus nie był zniewieściały w żadnym promilu. Był mężczyzną stuprocentowym. W dziedzinie życia erotycznego był człowiekiem wolnym. To model dzisiejszego świata, że jeśli ktoś nie podejmuje współżycia, to jest niepełnosprawny psychicznie. Świat cały może mówić dookoła, że jestem niespełniony w swojej męskości, bo nie współżyłem z kobietą. Niech sobie tak świat myśli, nie zamierzam z tym debatować.
Deklaracja Inter insigniores mówi, że płeć Jezusa ma znaczenie. W kontekście tego, że kapłaństwo jest dla mężczyzn…
Kapłaństwo służebne.
Tak. Ale męski mężczyzna nie służy, a dominuje. Ma ambicje, dąży do władzy.
Służenie jest super męskie, bo to zdolność do ofiary z siebie. Trzeba mieć rzeczywiście władzę. Nad sobą. Kontrolować siebie. A to jest o wiele bardziej męskie, niż mieć władzę nad wszystkimi dookoła.
A jeśli młodym brak autorytetów?
Powszechnie się teraz narzeka, że młodzi nie mają autorytetów. No to trzeba dla nich być tym autorytetem, a nie narzekać, że nie mają. Autorytet nie jest czymś urzędowym. Urzędową można mieć władzę nad kimś, ale nie autorytet.
Papież podczas spotkania z polskimi biskupami na Wawelu w czasie ŚDM mówił: „Biskup, który widzi na karcie połączeń, w godzinach wieczornych, kiedy wróci, telefon od księdza, albo tego wieczoru, albo też następnego dnia, powinien zadzwonić do niego od razu. Tak, jestem zajęty, ale czy to pilne? – Nie, ale umówmy się… Niech ksiądz czuje, że ma ojca. Jeśli odbierzemy księżom ojcostwo, to nie możemy ich prosić, by byli ojcami. W ten sposób oddala się poczucie ojcostwa Boga. Dziełem Syna jest dotykanie ludzkiej biedy: duchowej i cielesnej. Bliskość. Dzieło Ojca: być ojcem, biskupem-ojcem.”
Myślę, że tu gdzieś jest odpowiedź. Jeśli ojcostwo ma być faktyczne, jak mówi papież Franciszek, trzeba się nie bać relacji. Mieć czas dla siebie nawzajem. To się wszystko do tego sprowadza. Być może…
W dwóch podręcznikach do Katolickiej Nauki Społecznej stoi, że kobieta jest z natury altruistką, mężczyzna – z natury egoistą. Na relacjach zna się ona. On ma reprezentować wspólnotę na zewnątrz. Bliskość nie jest zbyt męska?
Nie sądzę, żeby można było znaleźć jakikolwiek dokument Magisterium, który by mówił, że mężczyzna jest egoistą, a kobieta altruistką. To raczej nieco „psychologizujące” dywagacje teologów.