Nie uważacie, Panowie, że nasze słuszne tłumaczenia pod adresem żony, dotyczące np. naszego domowego bałaganiarstwa, kompletnie mijają się z celem?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Co najczęściej robi mężczyzna, kiedy żona wylewa swoje żale na temat męskiego zostawiania skarpet, gdzie popadnie, alergii na zmywanie czy uprzątnięcie zabłoconej, zwłaszcza o tej porze roku, podłogi w przedpokoju?
Tłumaczy się.
Nie uważacie, Panowie, że mija się to z celem? Każda sytuacja, w której przyczyn naszych błędów szukamy wszędzie, tylko nie w sobie, jest ślepym zaułkiem. Odkryłem to całkiem niedawno w kontekście moich małych domowych “niedopatrzeń”, które dla mojej żony są przyczyną białej gorączki.
Co zatem robić, zamiast kontrowania swoimi jak najsłuszniejszymi tłumaczeniami? Przemyślałem to tak samo logicznie, jak logiczne są moje argumenty, którymi tłumaczę bałagan wokół mnie. Co mi wyszło?
Wysłuchać, przyjąć i działać w celu poprawy. Uświadomiłem sobie, że nie mam innego wyjścia. Bo czemu mają służyć moje tłumaczenia? Naprawdę wierzę w to, że po ich wyartykułowaniu moja żona ze zrozumieniem pokiwa głową i od tej pory będzie posłusznie naprawiać wszystkie moje zaniedbania?
Przecież wiadomo, że nie tędy droga. I trudno mi sobie wyobrazić jakąkolwiek żonę, która w ten sposób przyjmie nasze tłumaczenia typu pośpiech lub jakaś niesamowicie ważna misja.
Moja małżonka, dostając słuszną i usystematyzowaną argumentację “dlaczego dziś nie mogłem opróżnić zmywarki”, jest bezsilna. A facet, jak to facet, uwielbia mieć rację. Tylko, że udowadnianie swojej racji jest bardziej narzędziem rozbijania więzi niż jej budowania.
Poczucie bezpieczeństwa w kobiecie wzbudzę wtedy, gdy powiem: “Dziękuję, kochanie, że zwracasz mi na to uwagę. Poprawię to w swoim zachowaniu”. Koniec, kropka. Moja żona wie wtedy, że może na mnie polegać i że nie rządzi mną pycha.
Część facetów znajdzie na taką postawę pewne utarte określenie, którym nieraz tak łatwo szafujemy: pantoflarstwo. Pantoflarze oczywiście się zdarzają. Są to faceci, którzy najczęściej dla świętego spokoju oddali pole wszelkich decyzji i planów swojej żonie, nie potrafią jej traktować na równi z sobą. Wolą wykonywać, co im się każe, i nie brać na siebie odpowiedzialności. I taki mężczyzna oczywiście wrzuci te brudne skarpety do kosza na pranie i pozmywa naczynia, ale jego postawa w niczym się nie zmieni i nadal będzie to egoistyczne i doraźne przeciwdziałanie czepianiu się żony.
Pokora polega na czymś zupełnie innym. Na stanięciu w prawdzie o swoim bałaganiarstwie, przyznaniu tego i konkretnym działaniu, by to zmienić dla dobra małżeńskiej relacji. Z przeświadczeniem, że słuchanie jej uwag na mój temat bez słowa tłumaczenia się jest po prostu mądrym i rozmyślnym posunięciem.
Bo kobieta w takiej sytuacji potrzebuje być wysłuchana, a nie rozłożona na łopatki naszą słuszną argumentacją. Tu trzeba schować dumę do kieszeni i po prostu słuchać, wiedząc, czemu to służy. Jest to idealna okazja do wykorzystania naszego wrodzonego odruchu chłodnej analizy sytuacji: są emocje, to trzeba je stonować, dając się wygadać, nie podsycając ich swoimi tłumaczeniami. A potem pokazać, co o tym sądzimy. W działaniu a nie w gadaniu.
Najtrudniejsze dla mnie w zrozumieniu tej prawdy było uświadomienie sobie, że argumenty nie mają tu nic do rzeczy. Bo pisząc o “słusznej argumentacji” nie przemycam tu żadnej ironii. Nasze wytłumaczenie porzuconych na środku pokoju skarpet najczęściej jest stuprocentowo logiczne, prawdziwe i jak najbardziej słuszne. Problem jednak w tym, że dla kobiety wytłumaczenie jest ważne może w 1%, pozostałe 99%, które się dla niej liczy, to nasza postawa – co zamierzamy zrobić z tą sytuacją? Pamiętajmy, że często nie chodzi tu o brudne skarpety czy naczynia, tylko o głębszy problem, który one sygnalizują.