Wydaje się, że nie można naśladować brata Alberta, nie naśladując jego ubóstwa. Jednak jak to zrobić ze smartfonem w ręku i laptopem w plecaku?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Rok 2017 został ustanowiony rokiem Brata Alberta. Zastanawiałem się, w jaki sposób można współcześnie naśladować jego styl życia. Czego świecki człowiek w XXI wieku może nauczyć się od kogoś tak radykalnego, jak brat Albert? Czy mam zamieszkać w schronisku dla bezdomnych? Ustawić się w kolejce po zupę? Z pomocą przyszedł mi minimalizm – wydaje mi się, że minimalizm jako styl życia może pomóc nam współczesnym naśladować brata Alberta.
Brat Albert miał dość burzliwe życie. Wcześnie osierocony, nie w pełni sprawny na skutek amputacji nogi po bitwie w powstaniu styczniowym, hospitalizowany w szpitalu psychiatrycznym w Kulparkowie, a do tego malarz i nieomal jezuita. Stanisław Witkiewicz tak go określał: „on wiecznie czegoś szuka”. Te poszukiwania znalazły swoje spełnienie, gdy rezygnując z dotychczasowego życia, zamieszkał w ogrzewalni dla osób bezdomnych na krakowskim Kazimierzu. Biedę wybrał – za św. Franciszkiem – jako swoją panią i wstąpił do III zakonu franciszkańskiego.
Brat Albert – „ani domu, ani miejsca, ani żadnej rzeczy”
Gdy pewnego dnia właściciel Zakopanego, hrabia Zamoyski, wdrapał się z Albertem na wysoką górę i pokazując zakopiańskie posiadłości, powiedział mu: „bierz, ile chcesz”, on na to odpowiedział, opisując swoje ubóstwo: „ani domu, ani miejsca, ani żadnej rzeczy”. Jego ubóstwo było radykalne, nie znosiło kompromisów. Jednak to właśnie ono dawało mu wolność. Wydaje się, że nie można naśladować brata Alberta, nie naśladując jego ubóstwa. Jednak jak to zrobić ze smartfonem w ręku i laptopem w plecaku? Jak można naśladować radykalizm brata Alberta dzisiaj, gdy opływamy w dobra?
Minimalizm – ubóstwo w XXI wieku
Z pomocą przychodzi nam (nie pierwszy raz w historii) świecka idea – minimalizm. To sztuka życia, która opiera się na tym, że ćwiczymy przede wszystkim dystans do tego, co posiadamy. Jednak czynimy to nie w formie skomplikowanych mentalnych ćwiczeń, ale bardzo prosto – pozbywając się niepotrzebnych rzeczy. Zacząć można od razu – najlepiej od otwarcia szafy.
Często ubóstwo jest postrzegane bardzo romantycznie i utożsamiane z historią brata Alberta, św. Franciszka czy Matki Teresy. Wówczas ubóstwo jest takie niezwykłe, wzbogacone wyobrażeniem średniowiecznego Asyżu, slumsów Kalkuty czy heroiczności brata Alberta.
Zaletą minimalizmu jest właśnie to, że daje proste i konkretne wskazówki. Otwórz szafę. Przejrzyj swoje rzeczy. Niepotrzebne przekaż ubogim. Zostaw tylko te, które są ci niezbędnie potrzebne i których często używasz. Następnie pójdź do kuchni i zrób to samo ze sprzętami, których nie potrzebujesz.
Minimalizm uczy nowego spojrzenia na swoje mieszkanie, aby następnie wyrzucić lub oddać te rzeczy, które są niepotrzebne. Fumio Sasaki posiada tylko kilka koszul, spodni i skarpet – w sumie posiada w mieszkaniu 150 wszystkich przedmiotów (ta liczba wydaje się duża, dopóki nie zaczniemy liczyć tego, co mamy). Minimalizm opiera się na przekonaniu, że to, co posiadamy, ma wpływ na nasze życie wewnętrzne. Pozbywając się rzeczy, porządkujemy również własną duszę.
Od czego zacząć?
Francine Jay, propagatorka minimalizmu, radzi, aby najpierw wyjść na zewnątrz i iść na spacer. Wyciszyć się i zaczerpnąć powietrza. Często nadmiar rzeczy jest dla nas niewidoczny, dlatego warto obdarzyć swój pokój po powrocie świeżym spojrzeniem. Przegląd warto rozpocząć od większych mebli. Czy naprawdę wszystkich potrzebujemy? Następnie przechodzimy do mniejszych rzeczy i drobiazgów. Zwracamy szczególną uwagę na dekoracyjne elementy i rzeczy, których nie używamy.
Pomocna w utrzymaniu minimalistycznego stylu życia jest metoda „jeden za jeden”. Gdy przynosimy jedną rzecz – książkę, grę itp. – starą wynosimy. Gdy kupujemy czasopismo, stary numer trafia do recyklingu albo do znajomych, którzy go jeszcze nie czytali.
Praktykowaniu minimalizmu bardzo służy, gdy podłoga i powierzchnie mebli pozostają puste, aby każdy mógł w każdej chwili coś na nich postawić. Gdy domownik skończy ich używać, znów pozostawia powierzchnię pustą. Pomocne może okazać się wyniesienie wszystkich rzeczy z pokoju, a następnie połączone z refleksją umieszczanie każdej na właściwym miejscu. Łatwiej wówczas zbadać, czy dana rzecz jest nam naprawdę potrzebna.
Minimalizm szkołą ubóstwa
Jednak jaki to ma związek z duchowością brata Alberta? Nieco więcej światła na ubóstwo rzuca Mistrz Eckhart. Twierdzi on, że ubóstwo polega na tym, że się „nic nie chce, nic nie wie i niczego nie ma”.
Gdy tylko zacząłem praktykować minimalizm, zauważyłem, jak bardzo porządkują się moje pragnienia, np. te dotyczące dążenia do znaczenia i prestiżu. Przypomniały mi się wtedy słowa Jezusa, aby być wiernym w małych rzeczach. Praktykowanie minimalizmu w posiłkach oraz jedzenie prostych i zdrowych potraw bardzo poprawiło moje relacje z innymi. Jedzenie i relacje to zupełnie różne rzeczy? Sprawdźcie sami.
Minimalizm jest świetną szkołą ubóstwa. Dzięki niemu możemy dotknąć tego, o czym pisał Mistrz Eckhart – niewiedzy, braku pożądania i zwykłego używania rzeczy, a nie ich posiadania. W ten sposób ubóstwo brata Alberta jest na wyciągnięcie ręki. Licytowanie się, czy ten model telefonu i laptopa jest „wystarczająco ubogi” nie ma żadnego sensu. Dziś nawet osoby bezdomne dysponują takimi nowinkami techniki, o jakich nie śniło się dziewiętnastowiecznym arystokratom.
Minimalizm prowadzi do prawdziwego bogactwa
Jednak praktykowanie ubóstwa brata Alberta dostępne jest dla każdego z nas, gdy praktykujemy ograniczenie w posiadaniu rzeczy materialnych. Celem nie jest jednak dogmatyczne superego, mówiące: „nie wolno ci tego mieć”, „masz już tego za dużo”. Taki minimalizm nie ma sensu. Minimalizm zachęca nas do kreatywności. Zostań artystą swojej przestrzeni mieszkalnej, potraktuj jedzenie jak sztukę, czas jako twoje tworzywo.
Brat Albert cieszył się swoim ubóstwem, jego biograf pisze, że w swoim ubóstwie „czuł się jak ryba w wodzie”. O to właśnie chodzi. Minimalizm nie jest celem samym w sobie, ale dla chrześcijanina jest drogą, która prowadzi go do Boga.
Najlepszą metodą jest otwartość, „puste ręce” i pozwolenie, aby Pan Bóg tę naszą opróżnioną przez minimalizm przestrzeń wypełnił swoją obecnością. Większość osób doświadcza minimalizmu jako otwarcia na relacje, na bliskość z innymi. W miejsce rzeczy pojawiają się ludzie. To właśnie wówczas możemy zobaczyć, jak bardzo nasze minimalistyczne techniki doprowadziły nas do bogactwa. „Otrzymacie stokroć więcej braci, sióstr, matek, dzieci i pól…”. Ubóstwo, które praktykował Albert, nie jest katowaniem siebie praktykami ascetycznymi, ale prostą radością istnienia, którą najczęściej przysłaniają właśnie rzeczy. Minimalizm jest odkryciem, że królestwo Boże jest pośród nas, wystarczy zrobić mu miejsce.