Ten rok tak wiele we mnie zmienił! Mam wrażenie, że poznałam moje dzieci na nowo, na nowo otworzyły mi się na nie oczy i serce.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Mamy trójkę dzieci. To taki dziwny stan – niby jesteśmy odważni, bo to krok dalej niż obowiązkowa (choć i tak już coraz rzadziej) dwójka, niby oficjalnie już rodzina wielodzietna, ale jednak nie taka poważna, jeszcze nie „patologia”… Nie wzbudzamy szoku, ale jesteśmy zauważalni i tolerowani. Życzliwi gratulują, ale część już sugeruje, że teraz to „naprawdę musicie uważać”.
Dla mojego męża (środkowego z trójki dzieci) rodzina 2+3 była zupełnie oczywistą i naturalną opcją. Mi bliżej było do powtórzenia schematu z własnego domu, a więc bezpiecznej i jeszcze do ogarnięcia dwójki.
Właśnie tak, parka, najlepiej chłopiec i dziewczynka, z niewielką różnicą wieku – oto plan optymalny, myślałam. Trójeczka to może mały, ale jednak tłum. A teraz, parafrazując reklamę słodkich cukierków, gdy sama jestem matką trójki… Nie wyobrażam sobie lepszego układu naszej rodziny (nie wiem, jak to jest z czwórką ;). Ale nie będzie to tekst o tym, jak balujemy za pieniądze z 500+ albo gdzie honorowana jest karta dużej rodziny. Wróćmy do początku.
Po pierwsze: czekanie
Pierwsze dziecko to totalna rewolucja. Wychodząc ze szpitala jesteś w szoku, że pozwolono Ci wyjść z tą kruszyną (do której nikt nie dołączył instrukcji obsługi) bez żadnego nadzoru czy pomocy. Pół roku mija szybko, ale to ciągły stres: czy maluch wystarczająco dużo je, śpi, bawi się, czy to czerwone to wirusówka, potówki czy alergia. Bacznie śledzisz osiągnięcia danego miesiąca i kalendarz szczepień. Nie możesz się doczekać, kiedy bobas zacznie przesypiać noce, jeść zupki, siedzieć, chodzić, mówić, a także niecierpliwe wyczekujesz pierwszego (i kolejnego) wyjścia bez dziecka, powrotu do figury sprzed ciąży, beztroski, wolnego czasu tylko dla siebie i nieprzerwanego snu.
Po drugie: zdziwienie
Drugie to już rutyna, ale masz tyle roboty z domagającym się uwagi starszym, że nawet tego nie zauważasz. Rzeczywistość nie przestaje Cię zadziwiać – odkąd masz niemowlaka i starszaka, nie możesz uwierzyć, jak mogłaś twierdzić, że z jednym bobasem jest aż tyle roboty.
Zarazem jednak, niewiarygodnie mało zmienia się po drugim porodzie i zaskakująco prawdziwe jest stwierdzenie, że do pierwszego dziecka rodzina musi się dostosować, ale to drugie dziecko musi dostosować się do rodziny. Z niemałym szokiem nagle orientujesz się, że Twoje drugie dziecko ma już 2 lata (i ani jednego wywołanego zdjęcia) i wcale nie jest już takie małe. Źródłem kolejnego nieustannego zadziwienie jest również spostrzeganie kolejnych dowodów na to, jak bardzo różni się dwoje dzieci tych samych rodziców.
Po trzecie: celebrowanie
Przy trzecim dziecku masz już doświadczenie, wiedzę, a także wyrobioną intuicję. To wszystko daje Ci coś, co jest wielką siłą – wewnętrzny spokój.
Dzięki temu, przejście przez pierwszy rok trzeciego potomka jest dużo prostsze i daje poczucie bardziej świadomego przeżywania macierzyństwa. Już wiesz, że nawet najdziksze dziecko w końcu zacznie przesypiać noce, wiesz też, że zanim się nie obejrzysz przestanie „wisieć” na Tobie i pobiegnie na rower.
Dlatego bycie z maluchem, wdychanie tego niesamowitego zapachu malutkiego dziecka, tulenie go, obserwowanie rozwoju i rozczulanie się bezzębnym uśmiechem przeżywasz ze zdwojoną siłą. Czujesz, że ten czas jest tak ulotny, więc Twoje macierzyństwo staje się celebrowaniem chwili.
Dwoje starszych, choć czasem kłóci się i bije, potrafi przez długie godziny bawić się razem, a trzecie jak mała kaczuszka raczkuje za nimi. Paradoksalnie jest lżej w tej ekipie, bo maluch jest bardziej absorbujący, gdy brak mu rozrywki w postaci obserwowania starszego rodzeństwa.
Ja dodatkowo za cudowny dar uważam możliwość urlopu macierzyńskiego, który umożliwił mi wypisanie starszych córek z przedszkola i spędzenie z nimi w domu czasu, który przecież gdyby nie trzecie dziecko, nigdy by nie zafunkcjonował. A ten rok tak wiele we mnie zmienił! Mam wrażenie, że poznałam moje dzieci na nowo, na nowo otworzyły mi się na nie oczy i serce.
Z przyjściem na świat kolejnego dziecka, wiążę dużą zmianę mojego myślenia. Tak jakby jedno, dwoje dzieci dawały mi jeszcze poczucie, że gdy już trochę podrosną, wróci tzw. „normalne życie” sprzed stania się matką. Trzeci poród odbiera te złudzenia i dobrym tego obrazem jest fakt, że przy przechodzeniu przez ulicę masz mniej rąk niż dzieci. To jest trochę rzucenie się na głęboką wodę czy może bardziej rzucenie się w ramiona macierzyństwa, a te okazują się być całkiem przyjemne, ciepłe i miękkie, jak to u mamy.
Niedawno usłyszałam stwierdzenie, że każde dziecko oprócz samego siebie, wnosi swoim pojawieniem się jakiś specjalny dar, wyjątkowe błogosławieństwo dla rodziny. Na poparcie tej tezy przytoczono przykład odnowienia miłości w nieco wypalonym, wieloletnim małżeństwie tak, że małżonkowie jak sami o sobie mówili „starzy, a oszaleli”, przyrównując ten czas do pierwszego zakochania.
Dla mnie tym darem, który przyniosła trzecia córka jest wypadnięcie z rytmu utartej ścieżki zawodowej i spojrzenie na nią w świeży, nieschematyczny sposób, co zaowocowało urlopem wychowawczym, a także współpracą z Aleteią. A przede wszystkim ogromnym błogosławieństwem jest wyciagnięcie dzieci z „systemu” i danie im i sobie możliwości nieskrępowanego czasu razem. Bez wątpienia każde dziecko zmienia rzeczywistość i wnosi coś do rodziny. Czasem więc warto się odważyć i o tym przekonać.