Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pod koniec kwietnia 1945 roku jednostki armii radzieckiej zajęły niewielką wioskę Ravensbrück w Brandenburgii. Żołnierze natknęli się na kilka tysięcy skrajnie wyczerpanych i chorych więźniarek tamtejszego obozu dla kobiet. Wśród zdemolowanych zabudowań leżał gdzieś niewielki, nadpalony kawałek materiału, na którym ktoś szarymi nićmi zaczął haftować ikonę, na której Matka Boża trzymała w rękach ukrzyżowanego, małego Jezusa. Nikt jednak nie zwrócił na nią uwagi.
Ikonę odtworzono wiele lat po wojnie na podstawie zapisków i rysunków matki Marii Skobcowej. Nie doczekała ona wyzwolenia obozu i zginęła w komorze gazowej podczas ostatnich w czasie wojny świąt Wielkanocnych. W 2008 roku na desce napisał ją o. Alipij Miedwiediew, zakonnik greckokatolicki. Dzisiaj czczą ją zarówno prawosławni, jak i katolicy. Ikona przypomina stylem te, w których Bogurodzica przytula policzek do głowy małego Chrystusa, ale równocześnie czule obejmuje krzyż obydwiema rękami.
Jelizawieta Jurjewna Pilenko, późniejsza matka Maria, była typową przedstawicielką rosyjskiej arystokracji. Czas dzieliła pomiędzy wyjazdami do Petersburga i pobytem w posiadłości rodziców nad Morzem Czarnym. Podjęła studia filozoficzne na Uniwersytecie Petersburskim, będącym kuźnią życia intelektualnego ówczesnej Rosji. W wieku 19 lat wyszła za mąż za dużo starszego mężczyznę z kręgu petersburskich artystów. Poznała środowisko poetów, wśród których znajdowały się postacie takiego kalibru jak Osip Mandelsztam i Anna Achmatowa.
Małżeństwo doczekało się szybko córki, jednak równie prędko się rozpadło. Jelizawieta rzuciła się w wir życia cyganerii. Wydała pierwszy, dobrze oceniony przez krytykę tomik wierszy. W czasie I wojny światowej zaangażowała się w życie polityczne, wiążąc się z rywalizującymi z bolszewikami nurtem eserowców.
Była ochrzczona, jednak w jej rodzinie nie przywiązywano nigdy wagi do głębokiego przeżywania religii, traktując prawosławie jako barwny folklor. Od młodości jednak fascynowała ją postać Chrystusa, odważnego rewolucjonisty przeciwstawiającego się skostniałemu otoczeniu. Jak większość rosyjskiej inteligencji w tym czasie, nie praktykowała jednak zupełnie wiary, licząc, że nadchodząca rewolucja zbuduje nowy, wspaniały świat.
Rzeczywistość po 1917 roku zweryfikowała marzenia Jelizawiety. Bolszewicy zwalczający rywali politycznych postawili ją przed sądem. Wraz z drugim mężem, Daniłem Skobcowem i trójką dzieci udało się jej zbiec z Rosji szlakiem dobrze znanym porewolucyjnym imigrantom: przez Stambuł i Belgrad do Paryża.
Pierwsze lata pobytu na paryskim bruku były jednak dla Skobcowów bardzo ciężkie: wiodący przez lata życie intelektualistów nie potrafili wykonywać żadnej pracy, która w obcym kraju zapewnić mogła utrzymanie. Bywało, że żywili się w jadłodajniach dla bezdomnych. W końcu Jelizawieta zaczęła szyć szmaciane lalki, a Daniło został szoferem. Gdy choć trochę poprawiała się ich sytuacja bytowa, zmarła ich najmłodsza córka Anastazja. Ten ciąg wydarzeń zbliżył naszą bohaterkę do wiary – zaczęła regularnie uczęszczać do paryskiej cerkwi i przyjmować sakramenty.
Zmiana w życiu Jelizawiety była tak duża, że za zgodą swojego ojca duchowego i męża postanowiła rozpocząć życie zakonne. Wbrew rozpowszechnionej w prawosławiu tradycji nie wstąpiła jednak do monasteru znajdującego się w odludnym miejscu. Złożyła śluby mnisze w małej kaplicy przy Prawosławnym Instytucie świętego Sergiusza w Paryżu, obierając za patronkę świętą Marię Egipcjankę.
Mała wspólnota żeńska, którą założyła, obok modlitwy położyła nacisk na działalność charytatywną, prowadząc schronisko i jadłodajnię dla bezdomnych i bezrobotnych. Mniszki większość produktów kupowały same na paryskich targach, a sama Maria często spóźniała się przez to na nabożeństwa. Jej schronisko pomagało każdemu, nie pytając o narodowość, religię i kolor skóry.
Podczas okupacji niemieckiej od razu zaangażowała się w pomoc Żydom. To właśnie wtedy wypowiedzieć miała słynne zdanie: „Jeżeli chrześcijanie byliby rzeczywiście chrześcijanami, od pierwszego dnia okupacji nosiliby gwiazdy Dawida!”.
Współpracowała z ruchem oporu. W 1943 roku gestapo przeprowadziło rewizję w schronisku i małym monasterze, a matkę Marię wywieziono do Ravensbrück, gdzie otrzymała numer obozowy 19 263. W murach kacetu organizowała wspólne modlitwy, w których modlili się wszyscy chrześcijanie, niezależnie od wyznania.
Znała na pamięć prawie cały Nowy Testament i często cytowała współwięźniarkom całe jego księgi. Ocalałe więźniarki wspominały, że pomimo iż była coraz słabszego zdrowia, promieniowała radością i życzliwością. Na przełomie marca i kwietnia 1945 roku Niemcy, czując zbliżającą się klęskę, postanowili ewakuować część kobiet do ciężkiej pracy, a resztę zgładzić. Selekcjonujący więźniarki strażnik początkowo chciał darować życie Marii, ale ta, widząc, że zginie sporo jej towarzyszek, nie zgodziła się na ewakuację i poszła do komory gazowej.
Pamięć o matce Marii przetrwała. Otrzymała tytuł Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata, a także, co było wydarzeniem bezprecedensowym w czasach radzieckich, nakręcono o niej w ZSRR film fabularny. O jej kanonizację do wielu patriarchatów prawosławnych zwrócili się we wspólnym liście chrześcijanie różnych Kościołów i wyznawcy judaizmu. Prośbę tę ostatecznie spełniono w Ekumenicznym Patriarchacie Konstantynopola, który ogłosił matkę Marię świętą, w 2004 roku.
Obok niedokończonej ikony z Ravensbrück jej życie stało się drugą ikoną, jaśniejącą blaskiem wśród czasów pogardy i nienawiści.