Jego pracę doceniło nawet jury nagrody Emmy – otrzymał ją dwukrotnie. Znalazł się także na okładce Time’a. Dziś są jego urodziny.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Na początku lat pięćdziesiątych rynek mediów w USA zdominowała telewizja. O największą oglądalność walczyło wiele mocnych osobowości. W bezkompromisowej walce o widza zwyciężył katolicki arcybiskup Fulton J. Sheen. Co więcej, kilkakrotnie to zwycięstwo powtórzył.
Było ono o tyle zaskakujące, że Stany Zjednoczone są krajem raczej protestanckim. Mimo to program abp. Sheena „Life is Worth Living” („Warto żyć”) cieszył się wciąż rosnącą popularnością. Składało się na nią wiele elementów: ujmujący sposób bycia prowadzącego, jego wyrazista, świetnie prezentująca się w świetle kamer twarz, elegancja – audycje prowadził zawsze w sutannie, piusce i biskupiej kapie (pelerynie), inteligentne poczucie humoru oraz dobre przygotowanie merytoryczne.
Czytaj także:
Żeby zostać księdzem, uciekł z domu. Dziś jest kardynałem, opiekunem bezdomnych i bezrobotnych
Jego piękny, dobrze ustawiony głos zjednywał mu także szerokie grono słuchaczy radiowych. Zresztą właśnie od tego medium zaczęła się jego kariera, a dokładnie od nocnej audycji „The Catholic Hour” („Godzina katolicka”) prowadzonej w latach 1930–1952.
Celebryta i nowator
Współcześnie jesteśmy przyzwyczajeni do obecności księży w mediach różnego rodzaju. W tamtej epoce to, czego podjął się abp Sheen było nowatorskie i okazało się ewangelizacyjnym strzałem w samo centrum tarczy. Wielu ludzi zawdzięczało jego audycjom nawrócenie, wielu odkrywało powołanie do życia konsekrowanego. Jego pracę doceniło nawet świeckie jury nagrody Emmy – otrzymał ją dwukrotnie. Znalazł się także na okładce Time’a.
Jednak jego proces beatyfikacyjny, toczący się od dłuższego czasu, nie bazuje jedynie na powodzeniu hierarchy w przekaźnikach różnego rodzaju (w prasie też pisywał, nie zapominając o prowadzeniu różnego rodzaju wykładów i seminariów czy napisaniu kilkudziesięciu książek). Otóż pomimo tego szumu wokół własnej osoby potrafił pozostać człowiekiem prostym i wiernym Bogu. Jak sam pisał, nie jest to w takiej sytuacji proste.
Początki
Urodził się 8 maja 1895 r. w El Paso, w wielodzietnej rodzinie. Kształcił się najpierw w Peorii (Illinois), tam otrzymał święcenia, a dalsza jego ścieżka edukacyjna wiodła przez Waszyngton, prestiżowy Uniwersytet w Louvain w Belgii, gdzie otrzymał nagrodę rektora za najlepszą pracę z filozofii, wreszcie Rzym i drobny akcent dominikański w postaci studiów doktoranckich z teologii na Angelicum.
Próba
Po powrocie do USA został przewodniczącym amerykańskiego oddziału Stowarzyszenia Propagandy Wiary (współcześnie powiedzielibyśmy raczej o ewangelizacji). Był nim w latach 1950–1966 i właśnie piastowanie tego stanowiska sprawiło, że wszedł w konflikt z kard. Spellmanem. Ten drugi otrzymał w 1957 r. od rządu olbrzymią ilość mleka w proszku, które przekazał wspomnianemu stowarzyszeniu, by rozdysponowano je wśród biednych.
Donacja była warta miliony i po pewnym czasie kardynał uznał, że jednak stowarzyszenie powinno mu za to mleko zapłacić z funduszy, które Fulton Sheen gromadził na misje za pośrednictwem swoich audycji.
Jednak przewodniczący stowarzyszenia odmówił, ignorując to, że jego przeciwnik był jego przełożonym oraz miał potężne wpływy wśród polityków i w kurii rzymskiej. Powiedział, że pieniądze te były zbierane z przeznaczeniem na działalność misyjną Kościoła i na nią zostaną wydane (pomijając to, że mleko przecież diecezja dostała od rządu za darmo).
Czas na marginesie
Rozpętało się piekło. Program Sheena zdjęto z anteny telewizyjnej (wrócił dopiero po śmierci kard. Spellmana w 1967 r.), odsunięto go od kaznodziejstwa w diecezji, a także przeniesiono go do innej – Rochester. Sprawa oparła się o papieża Piusa XII, ten jednak stanął po stronie Sheena, mimo to hierarcha przestał być szefem stowarzyszenia. Został zmarginalizowany i posmakował wiele goryczy.
O jego klasie, a przede wszystkim poziomie duchowym świadczy to, że publicznie nigdy nie wypowiadał się negatywnie o kard. Spellmanie. W swojej autobiografii „Treasure in Clay”, pisanej już po śmierci kardynała, sprawa ta została zamknięta w krótkim zdaniu: „Był to czas, kiedy doświadczyłem wielu prób zarówno w samym Kościele, jak i poza nim”. O samym kardynale abp. Sheen pisze pozytywnie.
Powrót
W 1967 r. wrócił do telewizji z nowym programem. Wcześniej brał czynny udział w II Soborze Watykańskim, dużo publikował drukiem, został także doceniony przez amerykański episkopat. Papież Paweł VI mianował go w 1969 r. arcybiskupem tytularnym Newport, wcześniej zaś zaprosił do udziału w Papieskiej Komisji ds. Niewierzących.
Lojalny syn Kościoła
Ostatnim mocnym akcentem potwierdzającym wartość jego działań było spotkanie z Janem Pawłem II w październiku 1979 r. Papież był wtedy z pielgrzymką w USA. Spotkali się w Nowym Jorku – Jan Paweł II objął arcybiskupa i powiedział: „Dobrze pisałeś i mówiłeś o Panu Jezusie Chrystusie. Jesteś lojalnym synem Kościoła”. Słowa te głęboko poruszyły tego, kogo dotyczyły.
Czytaj także:
Bp Jacek Kiciński: Nie chcę być biskupem zza biurka. Chcę pachnieć owczarnią
Zmarł dwa miesiące później, po długiej chorobie. Mimo upływu lat wciąż pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci Kościoła katolickiego w USA, a jego audycje nadal są emitowane w katolickich mediach. Można je odnaleźć także na You Tube’ie, choć tu trzeba uważać, by przez przypadek nie włączyć utworu Justine’a Biebera. Jak widać, wciąż konkuruje z najpopularniejszymi.