Zmywam około 20 tysięcy naczyń dziennie. Lekko licząc. Nasza piątka dzieci produkuje prawdziwy Mount Everest sztućców, talerzy i kubków.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zazwyczaj wszystkie platery są brudne. Gdy zapalam światło w kuchni, przenika mnie dreszcz na widok zastawionych blatów. Nie, nie cały czas spędzam na zmywaniu brudnych naczyń – czasami także odkładam na miejsce czyste. Zachęca mnie do tego córeczka. Z wypiekami na buzi i piskiem podniecenia wyjmuje z szafki wszystkie garnki po kolei i rzuca na podłogę.
Chciałbym, by dzieci pomagały w zmywaniu, ale mam obsesję na punkcie czystości (stąd dreszcze), więc nawet kiedy się bardzo starają, nie są w stanie spełnić moich wyśrubowanych standardów. Jeśli należycie do ludzi po kryjomu przekładających naczynia w zmywarce po tym, jak ktoś inny ją załadował, wiecie o czym mówię. A skoro mowa o zmywarkach – naprawdę chciałbym taką mieć. Kiedy wprowadziliśmy się do naszego domu, żona przekonała mnie, że nie musimy wydawać pieniędzy na to urządzenie. Gorzko żałuję dnia, w którym się z nią zgodziłem.
Nie chodzi o to, że żona mnie wykorzystuje. Ma w domu znacznie więcej pracy niż ja. Składa około miliona zaplamionych trawą i usmarowanych jedzeniem ubranek dziennie. Zmienia pieluchy, jeździ po zakupy, odkurza, karmi maleństwo i gotuje. Ktoś jeszcze się dziwi, że do kościoła zdążamy w połowie kazania? Albo że nie mamy czasu na codzienną modlitwę ani duchową refleksję?
Czytaj także:
Zabierać dziecko na mszę? A może lepiej zostawić je w domu?
Często czuję się, jakbym zawiódł Boga. Czasem cały dzień mija mi bez jednej myśli o Nim. Jestem pewien, że wszyscy znamy te historie o braku czasu i poczuciu przytłoczenia. Żeby dać radę, nie dosypiamy i przedawkowujemy kofeinę.
Żyjemy w przekonaniu, że brak czasu jest współczesnym wynalazkiem, ale to nieprawda.
Św. Teresa z Avila zauważyła to pięć wieków temu, mówiąc – w moim przypadku bardzo adekwatnie – „Boga odnajdziesz między garnkami w kuchni”. Zakonnica, która teoretycznie miała na modlitwę całe dnie, a jednak również czuła, że nie starcza jej czasu na samotne spotkanie z Bogiem. Może i ona musiała zmywać wszystkie naczynia w klasztorze.
Jeśli jest dla nas, zabieganych, jakaś pociecha, może nią być francuskie małżeństwo Louisa i Zelie Martinów. Louis i Zelie mieli pięcioro dzieci (tak jak ja). Byli zwykłymi ludźmi, on – zegarmistrzem, a ona – koronczarką. Ciężko pracowali, żeby połączyć koniec z końcem. Louis ostrzegał Zelie: „Za dużo pracujesz, zamęczysz się”.
W październiku ubiegłego roku oboje kanonizowano. Nie zginęli bohaterską śmiercią za wiarę. Nie mieli telewizyjnego programu kaznodziejskiego, nie prowadzili bloga o duchowości ani nawet nie pracowali w kościele (choć sądzę, że oboje dużo zmywali). Ich córka, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, jest dobrze znana, ale co najmniej jedną z pozostałych sióstr uważano za dziecko trudne. Pewien jestem, że nawet przyszli święci mogą być utrapieniem jako pełne życia dzieci.
Czytaj także:
10 zwyczajów, które pozwolą ci oszczędzić czas
Więc jak Louis i Zelie tego dokonali? Jak wychowali dużą rodzinę, pracując zawodowo, i jeszcze znaleźli czas, żeby nauczyć dzieci modlitwy i chodzenia do kościoła? Trzeba wiedzieć, że świętość to małe rzeczy robione z dużą wiarą. Wieczorna modlitwa z dziećmi może wydawać się taką błahostką. Wszyscy są zmęczeni, dzieci kręcą się na łóżku i nie chcą mówić pacierza, i zapewne właśnie odbyła się dyskusja o myciu zębów, ale my z żoną już dawno zdecydowaliśmy, że codziennie wieczorem będziemy się modlić z dziećmi. Choć to drobiazg i banał, myślę, że Bóg lubi ten nasz mały gest.
Dotrzymanie terminu wieczornego pacierza jest dla nas ważne, choćby nie wiem co. Modlimy się z dziećmi także przy innych okazjach, na przykład przed kolacją. Przyznaję, że przed śniadaniem i lunchem zwykle panuje chaos, tak że zaniedbujemy modlitwę, ale przed kolacją robimy to zawsze.
To krótka prosta modlitwa, zabiera kilka sekund. Żadna czynność nie jest zbyt błaha, by zaprosić do niej Boga. On wie, jak bardzo jesteśmy zajęci. Przecież Jezus miał na ziemi dom, tak jak my. Pracował z ojcem w warsztacie stolarskim. Pewnie też zmywał naczynia. Nasze myśli o Jezusie zwykle nie koncentrują się wokół jego obowiązków domowych, ale te codzienne czynności były przecież w jego życiu ważne. Bóg nie zszedłby na ziemię w ludzkiej postaci, gdyby nie chciał żyć tak jak my. Nie przyszedłby na świat w rodzinie, gdyby nie uważał rodziny, nawet zapracowanej, za dobre tło dla osobistej świętości.
Każda czynność w życiu może być modlitwą. Jeśli nie mamy czasu na nic więcej poza sprawunkami, pracą i codziennymi obowiązkami, Bóg spotka nas wszędzie tam, gdzie będziemy. Byłoby wspaniale mieć chociaż pół godziny spokoju dziennie na spotkanie z Nim, ale przecież On nas nie opuszcza, kiedy życie upomina się o swoje.
Bóg wynagradza nie tylko tych, którzy oddają mu cześć w jakiś szczególny sposób albo modlą się wystarczająco długo, by zwrócić Jego uwagę. Jest w naszych sercach w każdej chwili. Widzi nasze serca, nasze pragnienie miłości i przychodzi do nas, gdziekolwiek jesteśmy.
Może kiedyś zostanę patronem zmywających. Tymczasem jednak myślę, że powinniśmy czerpać pociechę z Louisów i Zelii tego świata, bo to oni pokazują nam, że niebo wcale nie jest tak daleko. Jest ono właśnie na dnie brudnej patelni w mojej kuchni.
Czytaj także:
Modlitwa słowami to za mało? Zobacz, jak zacząć modlić się sercem