Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Od tak wykształconego człowieka spodziewałem się bogatszego języka, inteligentnego humoru, twórczych metafor. Zastałem płytkie obrazy i raczej żenujący żart” – o książce „Kamień węgielny” pisze Dawid Gospodarek.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Długo zapowiadana autobiografia Krzysztofa Charamsy nie wnosi nic nowego. Sam odczuwam nawet zawód. Od tak wykształconego człowieka spodziewałem się bogatszego języka, inteligentnego humoru, twórczych metafor. Zastałem płytkie obrazy i raczej żenujący żart. Zero teologii i sporo cynizmu, który akurat wydaje mi się zrozumiały, w myśl powiedzenia: „Mistyk wystygł, wynik – cynik”.
Kapłaństwo
Krzysztof Charamsa mówi, że dopiero teraz – po coming oucie i mimo nałożonej suspensy, czuje się prawdziwie kapłanem. Jednak Biblia i Kościół kapłaństwo wiążą ze składaniem ofiary, a kapłaństwo Nowego Przymierza istnieje właśnie dla Eucharystii. O niej, jej przeżywaniu, wpływie na rozwój duchowości Autora, niestety niczego się nie dowiemy.
Czytaj także:
Jak być prawdziwym mężczyzną i księdzem? Bp Ryś odpowiada
Może poza lakonicznym stwierdzeniem, że on jak i wielu księży „lepiej odprawiali msze, lepiej rozumieli cudze cierpienie i koleje życia, głosili lepsze, mniej oderwane od rzeczywistości kazania”, kiedy „zaczęli doświadczać miłości i nawiązywać intymne relacje z ukochaną osobą, nieważne, czy mężczyzną czy kobietą”.
Wyśmiewa tradycyjne rytuały, szaty liturgiczne. Prezentuje siebie jako zwolennika posoborowych reform, marzącego o mszy „mniej pompatycznej”, któremu przeszkadza nawet postawa klęcząca.
Wymowny jest wyrażony przez Charamsę żal nad przyjacielem-księdzem, który „nie potrafił cieszyć się nawet tymi chwilami wolności, kiedy zostawaliśmy sami. Nie cieszył go moment śmiertelnego grzechu. Ani trochę. Kościół nigdy nie przestawał panować nad jego umysłem”.
Kościół i księża
Obraz księży, jaki wyłania się z książki byłego prałata, jest również bardzo smutny: „Ta grupa najczęściej zachowuje się jak stado zakompleksionych i głęboko nieszczęśliwych mężczyzn, którzy kompensują naturalny pociąg seksualny, niezależnie od tego, czy homo, czy hetero, poprzez karierę, pieniądze i zaciekłe dążenie do władzy nad innymi”.
Według Autora, ok. 50 proc. księży to geje, przy czym ci z nich, którzy nie ukrywają się za homofobią, potrafią być świetnymi i męskimi duszpasterzami.
Czytaj także:
Celibat, tożsamość, pieniądze. Szczera rozmowa o kryzysie kapłaństwa
Z pogardą wypowiada się o tradycjonalistach i członkach Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X.
Dziś Kościół jest dla niego organizacją wyznaniową, „która w normalnym świecie powinna być ścigana przez prawo międzynarodowe”, ponieważ wprowadza irracjonalne zakazy, wzbudza lęki, sieje terror, a jej funkcjonariusze to potwory.
Książkę cechuje sekscentryczność: „Prawda Kościoła całkowicie koncentruje się na seksie. Dysproporcja mojej autobiografii wynika z dysproporcji w biografii Kościoła”.
Kościół naszkicowany przez Charamsę jest karykaturą. Kompletnie pomija wszystko, co stanowi istotę Kościoła – Jezusa, zbawienie, sakramenty, wspólnotę. Zdaję sobie sprawę, że poczucie bycia skrzywdzonym przez kościelne struktury może skutecznie przysłonić realne oblicze Kościoła, jednak dojrzała religijność pomaga odpowiednio poukładać i osobiste emocje, i hierarchię ważności (np. I przykazanie ważniejsze od VII, dogmat niż opinia teologiczna, kapłaństwo niż księża).
Kongregacja Doktryny Wiary
Krzysztof Charamsa marzył, by pracować w najważniejszej dykasterii Kościoła. Po 12 latach w jej strukturach nie szczędzi przykrych epitetów: „mrowisko faryzeuszy”, „zakłamana korporacja”, „sypialniana policja” czy „piekło na ziemi”. Można zawieść się nielicznymi opisami kuluarowych wydarzeń i samej instytucji. Klimat w kongregacji porównuje do KGB: niszczenie innych, kariera po trupach, plotki, donosy. Nie napisał, czy sam brał w tych mechanizmach udział, czy się temu w jakikolwiek sposób sprzeciwiał.
W jego odbiorze kongregacja, jak cały Kościół, skupiona jest na seksualności, a przede wszystkim tryska z niej homofobia.
Charamsa twierdzi, że jest tam „antypapieskie lobby”, nienawiść do Franciszka, uważanego za „nieodpowiedzialnego progresistę”. Sam Franciszek ukazany jest jako niespójny i niekonsekwentny.
Teologia
Po teologu spodziewałem się przykładów zmagania z katolicką doktryną, szczególnie kwestiami, z którymi się nie zgadza. Zwłaszcza, że chciał być prekursorem „hermeneutyki ciągłości” w kwestii LGBT. Przez lata pracy nic konstruktywnego w tej sprawie nie zrobił. Wskazuje na rzekomą niespójność wykładni Magisterium z dorobkiem współczesnych nauk. Uważa, że „Kościołowi pozostał jeden jedyny argument – grzech napiętnowany w biblijnej Sodomie”.
Czytaj także:
O homoseksualizmie wśród księży – spokojnie i rzeczowo
Obnaża tym jednak albo swoją niewiedzę, albo naiwność. Nawet, gdyby w Biblii nie było ani jednego słowa dotyczącego homoseksualności, cały system biblijnej antropologii stawia ją w miejscu, które obecnie tak, a nie inaczej odczytuje Kościół. Przestrzeń na ciekawe i twórcze dyskusje jest właśnie w antropologii, a nie w queerowaniu wersetów.
Autor dostrzegał w Kościele spójny system doktrynalny, dziwi więc, że trzeciorzędne wątki związane z VI przykazaniem są w stanie mu go rozwalić.
Bunt
Bunt nigdy nie będzie kamieniem węgielnym, na którym może powstać jakieś dobro. Świetnie ukazuje to książka Y. Congara OP „Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele”.
Niestety forma, w której Krzysztof Charamsa postanowił się buntować nie sprzyja poważnemu traktowaniu jego postulatów ani nie pozwala na konstruktywną dyskusję. Nie mamy do czynienia z rzeczową analizą, tylko z emocjami i intuicjami. Zamiast sprowokowania twórczych debat, spalił mosty ogniem wyzwisk skierowanych w stronę ludzi Kościoła. Rozumiem poczucie krzywdy, ale od dojrzałego mężczyzny oczekiwałbym roztropniejszego zachowania.
Strona kościelna powinna jednak pokornie rozeznać, czy rzeczywiście Bóg nie wskazuje przez wydarzenie Charamsy na swego rodzaju struktury zła obecne w Kościele. Czy w opisanych przez niego mechanizmach nie ma ani trochę prawdy?
Czy nie jest skandaliczne, że Kościół nie potępia torturowania i zabijania osób homoseksualnych np. w Iranie lub w Czeczenii oraz nie wstawia się za nimi? Czy Kościół w żaden sposób nie przyczynia się do homofobii środowiska, przez którą wiele szczególnie młodych osób homoseksualnych popełnia samobójstwa? Co Kościół robi, by to zmienić?
Papież Franciszek powiedział, że chrześcijanie powinni prosić osoby homoseksualne o wybaczenie. Może to jest dobry czas na katolicki rachunek sumienia z grzechów przeciwko osobom LGBT?
Krzysztof Charamsa, „Kamień węgielny. Mój bunt przeciw hipokryzji Kościoła”, Wydawnictwo Krytyka Polityczna, Warszawa 2017.