To dla niej nie było zamęczanie, tylko wielka przyjemność bycia pomocnym. Nie skarżyć się, nie narzekać, po prostu być dla innych.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wracaliśmy naszą starą hondą z wakacji, z tyłu Antoś i Zosia, Mama obok mnie. Koniec sierpnia, babie lato, już po żniwach – takie widoki zawsze nastrajały Mamę melancholijnie. Dzieci i ja tylko na to czekały, kiedy babcia powie słynne zdanie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze następowało to na wysokości Tykocina, (jadąc z okolic Suwałk, zawsze skracaliśmy sobie tamtędy drogę do Warszawy):
– Patrz, patrz, popatrz patrz, już jesień.
„Patrz, patrz, popatrz patrz” stało się hasłem każdych wakacji. Dzieci pytały, kiedy będzie „pacz, pacz, popacz pacz” Babci. Był dopiero koniec lipca, a Zosia na spacerze prowokowała Babcię:
– Pacz, pacz, popacz…?
Jednak wtedy odpowiedź była zawsze jedna:
– Nie, nie, jeszcze nie, muszą zacząć się żniwa.
Jest to nasze hasło do dziś. Jak tylko widzimy lekko żółknące liście, babie lato, od razu mówimy:
– Patrz, patrz, popatrz patrz już jesień.
„O masz!”.
Gdybym miał zrobić T-shirt dla mojej mamy to byłby na nim napis: „O masz!”.
„O masz” to był firmowy okrzyk mojej Mamy. Spadał talerzyk – „O masz!”. Zosi rozlało się mleko – „O masz!”. Lusia zerwała się ze smyczy – „O masz!”.
Pamiętam, jak moja córka Zosia poskarżyła się mojej Mamie:
– Babciu, a wiesz, że tata klnie!?
– O masz!
Mama „omaszowywała” wyniki wyborów, zmianę pogody, cieknący kran.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Wszystkie słoiki mojej Mamy
Moja mama najbardziej lubiła być babcią. Tak, to była jej ukochana rola, a najbardziej z tego lubiła jeździć z nami na wakacje i być „Umęczoną w podróży”.
– Jest mi wygodnie, wszystko jest w porządku.
Mówiła to, siedząc w naszej małej hondzie, z psem na kolanach i bagażami pod nogami, mając nad głową nogi wnuczki Zosi. W takiej sytuacji potrafiła jeszcze obierać jabłko i opowiadać dzieciom bajkę.
Mama nie robiła kłopotu, nie musiało jej być wygodnie, ważne, żeby inni mieli lepiej. Czasem mnie to denerwowało:
– Mamo, zacznij myśleć o sobie. Nie zamęczaj się.
Ale to dla niej nie było zamęczanie, tylko wielka przyjemność bycia pomocnym. Nie skarżyć się, nie narzekać, po prostu być dla innych.
Kiedy chorowała, też taka była. Nawet gdy diagnoza nie dawała nadziei, Mama cierpiała po cichu.
Lekarze mówili:
– Pana Mama jest wspaniałą pacjentką, w ogóle się nie skarży.
Przecież pacjent powinien się skarżyć! Ale nie moja Mama.
Mówiła:
– Wiesz, ja ich rozumiem, sama przecież ponad trzydzieści lat pracowałam w służbie zdrowia. Oni naprawdę mają ciężko…
Czytaj także:
Szymon Majewski: Moja mama i jej angielskie wyjście