„Jan Paweł II nigdy nie ukrywał się przed ludźmi czy też przed swoim narodem” – mówi osobisty fotograf świętego papieża w rozmowie przeprowadzonej specjalnie dla Aletei.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wojciech Łapiński: Kiedy zamknie Pan oczy i pomyśli o Janie Pawle II, to dziś, z perspektywy czasu, jakie zrobione mu zdjęcie Pan widzi?
Arturo Mari: Nie mam takiego jednego konkretnego obrazu. Natomiast wieczorami zdarza się, że czuję bliskość, obecność Jana Pawła II. Zdarzyło mi się, że przyśnił mi się Ojciec Święty. Nie widziałem go, tylko słyszałem głos.
Czytaj także:
O tym, jak sutanna Jana Pawła II zrobiła się całkiem czarna. Opowiada Arturo Mari
Chciałbym zapytać Pana o coś, co na własny użytek nazwałem: najważniejsze zdjęcie Jana Pawła II, którego nie zrobiłem. Czyli była okazja, jakaś ważna okoliczność, a Pan świadomie odłożył aparat na bok.
Przede wszystkim nigdy nie było tak, żeby mi czegoś zabraniano w mojej pracy. Nie było sytuacji, w której miałem robić zdjęcia, a jednak ich nie zrobiłem. Nigdy się też nie zdarzyło, a wynikało to z szacunku dla Ojca Świętego, żebym zrobił coś, czego nie powinienem był zrobić. Zawsze jest jakaś granica, której nie powinno się przekraczać, podyktowana szacunkiem dla osoby.
Gdy Jan Paweł II był już mocno cierpiący, pojawił się spór, dyskusja: jak bardzo, jak często i z jakiej odległości pokazywać schorowanego papieża. Jakie stanowisko wtedy Pan zajmował?
Musimy pamiętać, że osoba Ojca Świętego, on sam, nigdy nie chował się, nie ukrywał się przed ludźmi czy też przed swoim narodem. Dla telewizji, dla prasy nigdy nie wydano żadnego zakazu. Ja natomiast robiłem zdjęcia tak, żeby pokazać Ojca Świętego w jak najlepszej pozycji. Z respektu dla niego, a jednocześnie dla ludzi, żeby mieli jak najlepszy obraz. Ale nikt mi nie mówił, jak mam robić zdjęcia, z jakiego kąta, z jakiej odległości. O tym wszystkim sam decydowałem.
Jak papież radził sobie z lampami błyskowymi?
Ojciec Święty niejednokrotnie znalazł się w pozycji, w której dostał serię fleszy prosto w oczy, co jest bardzo trudne do zniesienia i nieprzyjemne, ale nigdy się nie skarżył.
Czy zdarzyło się Panu znaleźć po drugiej stronie aparatu? Pamiętam takie zdjęcie, które było wykonane na Wigrach.
Jest kilka zdjęć, na których jestem z Ojcem Świętym. To są bardzo prywatne zdjęcia, które były robione przez kolegów albo ks. Stanisława Dziwisza. Często robione były zwykłym, nieprofesjonalnym aparatem.
Pisał Pan również artykuły do gazety do „L’Osservatore Romano”.
Tak. Jako dziennikarz miałem obowiązek pisać. Moje zadanie było podwójne, byłem profesjonalnym dziennikarzem i fotografem.
Pracował Pan nieprzerwanie przez prawie 27 lat. Czas na odpoczynek to kilka dni w roku. W jaki sposób je Pan spędzał?
Te wolne dni wynikały z tego, że Ojciec Święty udawał się na osobiste rekolekcje, które każdy kapłan ma obowiązek odbyć co roku. W tym czasie odwiedzałem mojego syna, który przebywał w Meksyku. I teraz proszę posłuchać: dwa dni, żeby tam się dostać, jeden dzień z synem, dwa dni na powrót, jeden dla przyjaciół i powrót do pracy…
Ale nigdy nie żałowałem, że mam tak mało wolnego…
Czytaj także:
13 maja 1981: zamach na Jana Pawła II wydarzył się w miejscu niezwykle symbolicznym