separateurCreated with Sketch.

Czy Polska potrzebuje imigrantów?

Ukraińcy przekraczają granicę z Polską
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Rozmowa z Gagikiem Grigoryanem z Fundacji „Ocalenie”, która rocznie pomaga tysiącom obcokrajowców odnaleźć się w polskiej rzeczywistości.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wśród podopiecznych Fundacji „Ocalenie” znajdują się uchodźcy z Ukrainy, z Gruzji, z krajów arabskich, Wietnamu, z terenów objętych wojną, ale także imigranci ekonomiczni. Obecnie fundacja poszukuje mentorów, którzy pomagają obcokrajowcom odnaleźć się w naszych realiach. Mile widziani są również wolontariusze, którzy mogą udzielać lekcji języka polskiego. Już 100 takich nauczycieli pomaga w Warszawie i w Łomży zdobyć przyjezdnym tak kluczową umiejętność, by mogli wieść w Polsce godne i szczęśliwe życie.

Gagik Grigoryan sam był jeszcze kilka lat temu w podobnej sytuacji. Z pochodzenia Gruzin, studiował dziennikarstwo na Ukrainie, a teraz w Polsce pomaga swoim pobratymcom i innym obcokrajowcom odnaleźć się w tutejszej rzeczywistości. Odpowiada też za kontakty fundacji z mediami.

Polacy i Gruzini – czym się różnią?

Dominika Kaźmierczyk: Jakie zauważyłeś różnice pomiędzy Gruzinami i Polakami, które utrudniają porozumienie?

Gagik Grigoryan: My jesteśmy bardziej otwarci, od razu przechodzimy na ty, nie ma u nas nawet formy „pan, pani”. Jesteśmy szczerzy. Szybciej się zaprzyjaźniamy i nie owijamy w bawełnę, bardziej mówimy to, co myślimy, niż Polacy. Zauważyłem, że wy często odpowiadacie pytaniem na pytanie. Na przykład, kiedy Gruzin pyta: „Chcesz iść dzisiaj do kina?”, czeka na odpowiedź „tak” lub „nie”. Na co Polak zwykle odpowiada: „A ty chcesz?”. Próbuje w jakiś sposób zrzucić odpowiedzialność za podjęcie wspólnej decyzji na drugą osobę.

My, Gruzini, mamy też większy temperament, jesteśmy głośniejsi, co skutkuje często brakiem zrozumienia w urzędach. Dlatego urzędnicy mają czasem pretensję, że jesteśmy agresywni, kłócimy się.

Z tego, co wiem, organizowane są specjalne szkolenia z wrażliwości na inne kultury dla urzędników. Czy wy także je organizujecie?

Tak, te szkolenia są organizowane, ale problem wciąż istnieje. To kropla w morzu potrzeb.

Gruzini przyjechali do Polski jako uchodźcy po 2008 roku.

Wtedy sytuacja była niepewna, nie wiedzieliśmy, jak to się dalej potoczy po ataku Rosji na Gruzję, jak zareaguje Europa. Obecnie w kraju jest bezpiecznie, choć prawa człowieka nie są do końca respektowane. Jest problem z sytuacją gospodarczą, mamy wysokie bezrobocie. Niestety, rząd jest beznadziejny, skorumpowany i nie zależy mu na dobru obywateli.

Ale w Polsce można spotkać plakaty zachęcające do wyjazdu do Batumi.

Gruzja jest teraz bezpiecznym krajem. Choć, nawiasem mówiąc, turystyka kwitnie również w krajach niebezpiecznych. Turcja, Egipt, Birma to państwa, w których z pewnością jest mniej bezpiecznie, a cieszą się dużym zainteresowaniem turystów.

Teraz w Polsce mieszka kilka tysięcy Gruzinów. Lech Kaczyński w 2008 roku zapraszał ich, ale na miejscu okazało się, że nie jest wcale tak różowo. Trzeba było miesiącami czekać na azyl, nie było żadnego programu pomagającego odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

read_also art1="13838" /]

Mentorzy w Fundacji „Ocalenie”

Mentor to osoba, która ma pomóc odnaleźć się w systemie biurokratycznym, prawnym, zawodowym danego państwa. Często najważniejsze w porozumieniu się z innymi okazują się jednak różnice kulturowe. Dlatego najlepiej, żeby mentor pochodził z tego samego kraju, co osoby, którymi się opiekuje. I miał kontakt ze społecznością danej narodowości w Polsce.

Kiedy wyjechałam na studiach na stypendium do Hiszpanii, też mieliśmy mentorów. Pomagali nam znaleźć mieszkanie, założyć konto w banku.

Jeżeli ktoś ma jakiś problem, to jesteśmy w biurze przy Kruczej w Warszawie, żeby mu pomóc. Jeśli potrzebuje tłumacza, to też służymy pomocą. Asystujemy mu również w szpitalu, u lekarza. Ale potem musi radzić sobie sam, oczywiście w miarę możliwości. Więc to jest zupełnie inna sytuacja niż ta, o której ty mówisz. My staramy się, żeby nasz podopieczny był samodzielny, unikamy prowadzenia go za rączkę.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.