Tajemnica, Indianie, mityczna anakonda. To najbardziej latynoska z rzek. Chce ją zobaczyć każdy podróżnik!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Można by napisać, że Orinoko to buzująca „krew Ameryki Południowej”. Pulsująca jednakowo energicznie, co latynoska mentalność. Meandrując pomiędzy kontrastującymi ze sobą krajobrazami, odzwierciedla niejako złożoność tego kontynentu. Jego wielopoziomowość. Jego inność. Orinoko to chyba najbardziej latynoska z rzek.
Woda chlupocze na długości 2730 km. Dla porównania nasza Wisła wpływa do Bałtyku po przepłynięciu nieco ponad tysiąca. Pod względem długości Orinoko jest 19. rzeką świata. Ktoś powie: „nic imponującego”. I faktycznie. Pod względem długości Orinoko wcale nie ma wiele do zaoferowania.
Nie jest też tak szeroka jak jej bogatsza sąsiadka, słynna Amazonka: rzeka, która na odcinku bliższym Atlantykowi potrafi płynąć rozlewiskiem o szerokości nawet 150 km (!). Amazonka jest zatem rzeką, z której brzegu nie widać drugiego, przeciwległego. W przypadku Orinoko nie ma tego problemu. Drugi brzeg będzie widać zawsze. Bo w przypadku Orinoko wcale nie o wielkość i giganterię chodzi. Swą sławę zawdzięcza raczej niezwykłemu krajobrazowi, przez który przepływa.
Czytaj także:
Chcesz zobaczyć Argentynę bez komercyjnej otoczki? Uwaga! Może być niebezpiecznie!
To on sprawia, że rzekę zobaczyć chce praktycznie każdy podróżnik. Orinoko wypływa z zachodnich stoków grzbietu Sierra Parima. I płynie w kierunku najpiękniejszej na południowoamerykańskim lądzie delty.
Wpierw przez niedostępną dla turystów dżunglę wenezuelskiego stanu Amazonas. Stając się źródłem życia dla mieszkających tam Indian Yanomami. Z niej łowią ryby. W niej się myją. To ona stanowi dla nich jedyne okno na świat, przez które, zresztą wyglądają nader rzadko. To ona jest niemym świadkiem ich tajemnic, okultystycznych inicjacji szamańskich, dla niektórych wręcz boskim wcieleniem.
Nieco dalej na północ rzeka wpływa na zmilitaryzowane tereny oddziałów wenezuelskiej armii. Orinoko zręcznie omija stacjonujące u jej brzegów woskowe bazy, o których z oficjalnej prasy wenezuelskiej nie dowiemy się ani słowa. Czasem jedna z jej licznych odnóg popłynie pod jedną z okolicznych kopalni srebra. Ukrytych pod dachem wiecznie zielonego lasu deszczowego.
Do niedawna Orinoko stanowiła także naturalną granicę dla dwóch światów: najniebezpieczniejszego wówczas kraju na kontynencie (za jaki powszechnie uważano Kolumbię) oraz prawdziwej idylli (za jaką to uważano Wenezuelę przed zdobyciem władzy przed komunistów). To jednak do niedawna.
Dziś jest dokładnie na odwrót. To Wenezuelczycy uciekają z kraju. Jak? Czółnami, łodziami, czasem wpław. Wszystko pod osłoną nocy. Byle nie trafić na wojskowy patrol. Orinoko jest więc także granicą. Nie tylko polityczną. Ale również granicą wytrzymałości.
Czytaj także:
Szukasz wymarzonych wakacji? Inspiracją może być… kazanie!
Wreszcie zaś: Orinoko to rzeka tajemnic. Pełna radosnych delfinów, które w filozofii lokalnych społeczności oznaczają pecha, zło i… wcielenie tych wszystkich nieszczęśników, którzy samotnie kąpali się w rzece (jedno z indiańskich porzekadeł przestrzega kobiety przed samotną kąpielą w jej wodach, gdyż mogą podzielić los nieszczęśliwych przodków, którym dziś nie pozostało już nic innego, jak tylko snuć się w ciemnych odmętach bystrej Orinoko). To rzeka, którą niektóre plemiona wolą omijać nocą. Wierzą, że w nocy władzę nad rzeką zaczynają sprawować duchy Orinoko. Wolą nie wchodzić im w drogę
Orinoko to także rzeka mitycznej anakondy. Groźnych kajmanów. Lubiących pływać gromadnie piranii. To rzeka wylegujących się na brzegach psów wodnych. I całej masy zwierząt, których wymienianie tutaj w tej chwili zajęłoby masę czasu.
Czytaj także:
To najrzadziej oglądany szczyt świata! Zobacz tę nieśmiałą i rozkapryszoną ślicznotkę!
To wreszcie rzeka samych Indiach. Zarówno tych żyjących w dzikich ostępach Amazonas: Indian Piaroa, Yekuana, czy wspomnianych już Yanomami, ale i tych żyjących w części północnej. Gdzie to w pobliżu delty spotkamy malownicze osady Indian Warao. Tych samych, którzy nazywani się „ludźmi z łodzi”. Takie spotkania nad dziewiętnastą rzeką świata najdłużej pozostają w pamięci.
Czytaj także:
Komu w drogę, temu smartfon. Aplikacje podróżnicze