Kilka tygodni temu 22-letni dziś Bartek Krakowiak wyruszył pieszo z Warszawy do Medjugorie. W tej chwili wirtualnie pielgrzymuje z nim ponad 4,5 tys. osób. Może dołączysz?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ta historia zaczyna się na warszawskim Mokotowie. Główny bohater ma na imię Bartek i wychowuje się w rodzinie z „alkoholową tradycją”. Pił pradziadek, dziadek i ojciec. Chłopiec zapamiętał dom jako miejsce nieustannych awantur a najbezpieczniej czuł się w nim… pod łóżkiem, gdzie chował się przed swoim ojcem. Odkąd pamiętał słyszał zewsząd, że jest do niczego. Ojciec nie zostawiał ma Bartku suchej nitki.
Kiedy Bartek miał 10 lat, jego rodzina miała przeprowadzić się do mieszkania po dziadkach. Przeprowadzka okazała się jednak większym przedsięwzięciem – podczas remontu matka widząc swojego męża pijącego do upadłości z pracownikami, podjęła decyzję, że odchodzi wraz z dziećmi. Zamiast na Ochocie, Bartek z rodziną zamieszkał u babci pod Warszawą. Niestety, lepiej nie było. Mały warszawiak nie umiał się zupełnie odnaleźć – w wieku 14 lat doskonale wiedział, co to alkohol, narkotyki i jak ukraść pieniądze na nie. Dziecko ulicy.
Czytaj także:
Nawrócony Łotr. Rola w misterium zmieniła życie Jana
Upadek pierwszy
Sygnały opamiętania? Być może pierwszy przyszedł wtedy, gdy upojony do granic spadł z jakiegoś dachu i uderzył głową o kant cegły. 2 promile alkoholu we krwi. Kilka minut życia – tyle dali ratownicy. A jednak przeżył.
Czy zrobiło to na nim wrażenie? Wtedy nie. Przecież był stałym bywalcem komisariatu policji, za to absolutnie nie szkoły. Dostał kuratora, ale najwidoczniej był twardszym od niego zawodnikiem, bo w końcu trafił do poprawczaka. Bartek miał 15 lat. I znalazł się w piekle: walka o jedzenie, ubranie. Nic dziwnego, że uciekł. „Na gigancie” przetrwał 3 miesiące – trochę u znajomych, trochę w piwnicach. Ale go złapali. Izolatka. Dwa tygodnie. W ramach „urozmaicenia” bicie w nocy pałką po nogach.
Upadek drugi
Po drugiej ucieczce trafia do ośrodka terapii uzależnień. Tam przechodzi terapię. Dziś podkreśla, że wreszcie tam dowiedział się czegoś o sobie i nabrał empatii wobec innych ludzi z problemami. Przychodzi osiemnastka. Pora wracać do domu. Niestety, także do dawnego środowiska. Jest jeszcze gorzej niż wcześniej. Poznaje dziewczynę. Ciąża. Znów na wysokości zadania staje mama. Wspiera jak może niedojrzałych przyszłych rodziców.
Czytaj także:
Problemem nie jest alkohol, tylko ból. Piłem, bo cierpiałem
Upadek trzeci
W 6. miesiącu ciąży dziewczyna Bartka roni. „Widziałem mojego syna leżącego w kawałkach na podłodze, po chwili przyszła pielęgniarka, zmiotła Igora na szufelkę i po sprawie. Gdy niosłem go w trumnie na rękach, pierwszy raz zacząłem rozmawiać z Bogiem; „rozmawiać” to za dużo powiedziane – darłem na Niego ryja: czemu zabrał mi kogoś, kogo kochałem?!” A przecież Bartek mówił wówczas o sobie: niewierzący…
Odezwał się, a On wysłuchał
I wtedy zaczęły dziać się cuda. Bartek zrobił rachunek z całego życia, poszedł do spowiedzi. Do tej pory Bóg istniał da niego tylko w powiedzeniu „Bój się Boga!”, teraz pojechał na rekolekcje, gdzie ludzie tańczyli, śpiewali i grali na gitarach!
Pierwsze wrażenie? Wariaci. Jakaś sekta. Po pewnym czasie sam czuł się jak wariat, że w tym nie uczestniczył. Doświadcza spoczynku w Duchu Świętym, bierze udział w mszach o uwolnienie, postanawia, że chce iść za Jezusem, być Jego apostołem i zmieniać świat na lepsze…
Nieustanne nawracanie
Nawrócenie nie jest amuletem chroniącym przed złem. Doświadczył też tego Bartek. Na różne sposoby. M.in. wchodząc w związek, przez który znów oddalił się od Boga. Mniej więcej rok temu znów zaczął walczyć. Wracać. Przejawem tego powrotu stała się podróż do Maryi.
Kilka tygodni temu 22-letni dziś Bartek Krakowiak wyruszył pieszo z Warszawy do Medjugorie. Jego posty, codzienne zapiski z tej ekstremalnej pielgrzymki, początkowo ukazujące się w grupie „On – Włączeni”, wzbudziły tak wielkie zainteresowanie, że fejsbukowi czytelnicy zaczęli namawiać go do założenia bloga.
Bartek początkowo się wzbraniał, zastanawiając, czy aby nie będzie to karmić jego pychy, ale zdecydował się w końcu na ten krok.
„Z buta do Maryi” to niezła literatura przygodowa, ale przede wszystkim niezwykłe świadectwo kompletnego zaufania Bogu i ludzkiej życzliwości – Bartek spał i pod namiotem, i u dobrych ludzi, jest karmiony, pojony, serdecznie podejmowany przez nieznajomych.
Czytaj także:
Piesze pielgrzymki. Polski fenomen
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że historia Bartka to swoista droga krzyżowa, po której następuje przecież zmartwychwstanie a potem droga do wniebowstąpienia. Bartek przechodzi ją tu, na ziemi, tuż obok nas.
Sam się przekonaj – w tej chwili z Bartkiem Krakowiakiem wirtualnie pielgrzymuje ponad 4,5 tys. osób. Może dołączysz? https://www.facebook.com/zbutadomaryi/