Nieustannie coś tracimy. Dzieciństwo, młodzieńcze złudzenia, przyjaciół, pracę, radość, urodę, pieniądze. Ale życie nie jest przecież jednym wielkim odejmowaniem.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kiedy tracimy – dojrzewamy. Kiedy nas boli – pytamy: Dlaczego ja? Czy to musiało się stać? Cierpimy strasznie i czasami nawet niesprawiedliwie. Ale może właśnie wtedy dostajemy szansę, by się zatrzymać. Żyć bardziej uważnie. W tym sensie nie jest to czas przegrany.
Nieustannie coś tracimy. Dzieciństwo, młodzieńcze złudzenia, przyjaciół, pracę, radość, urodę, pieniądze. To, z czym musimy się pożegnać, pozostawia po sobie jakiś ślad. Od nas zależy, czy będzie on pusty czy sensowny.
Boli? Wspaniale – musi boleć
Nikt nie lubi czuć się oszukaną, pokrzywdzoną, rozżaloną, zawiedzioną. Ale czasami tak właśnie jest. Coś się nieodwołalnie skończyło, więc cierpimy. Płaczemy. Krzyczymy. Lamentujemy z bezradności. Rzucamy gniewnie przedmiotami. Izolujemy się albo piszemy dziesiątki SMS-ów. Dzwonimy, gadamy, żalimy się.
Uczucia są intensywne. Zalewają nas i destabilizują. I bardzo dobrze! Nie ma się czego bać. To naturalna i normalna reakcja. Sięganie natychmiast po środki uspakajające czy przeciwdepresyjne jest nadużyciem. Nie jesteśmy chore, tylko cierpiące. To, czego potrzebujemy to podarować sobie czas „żałoby”, czas opłakiwania, czas „osierocenia”.
Czytaj także:
Utrata dziecka i kryzys małżeński. Czy potem może być lepiej?
Cierpienie oznacza, że nie oszukujesz samej siebie
Niby łatwiej pogodzić się z trudną sytuacją, jeżeli mówimy sobie: On w sumie mi się nie podobał. Albo: ta praca była wymarzona, ale kiedy mnie zdegradowali, to mam wreszcie święty spokój.
Racjonalizacja pomaga doraźnie uśmierzyć ból, ale nie usuwa przyczyny. Tłumione emocje powracają w dolegliwościach psychosomatycznych, lękowych albo nerwicowych.
Zafałszowane przeżywanie pustki zazwyczaj powoduje kolejne straty. Poczucie zranienia, choć ukryte, pozostaje w nas na długie lata.
Stratę trzeba przeboleć, ale też przemyśleć
To za mało, kiedy krzywda ulała się tylko we łzach i skargach, a zabrakło namysłu, refleksji, dystansu. Dlaczego tak się stało? Czasem jest tak, że w jakiś sposób zasłużyłyśmy sobie, że tak się stało. Warto to zobaczyć. Dowiedzieć się o sobie czegoś na przyszłość.
I wcale nie chodzi o to, żeby uruchomić poczucie krzywdy czy winy. Przecież straty to również nasza intymna edukacja. Niekiedy tracimy grunt pod nogami po to, by zrobić krok na bardziej stabilny ląd. Kiedy tracimy, dużo się o sobie i innych uczymy. Jak, oczywiście, chcemy się uczyć.
Świadomie przeżyta strata jest tarczą obronną
Strata, z której nie wyciągamy żadnych refleksji na przyszłość chwieje naszym obrazem siebie. Niszczy poczucie bezpieczeństwa. Umniejsza ambicje i plany. Zniekształca postrzeganie świata. Tworzy wyolbrzymione poczucie klęski, że właściwie to nigdy nic mi się nie udaje. Dlatego warto zatrzymać się przy tej pozornej pustce. Może uda się z niej dowiedzieć czegoś więcej o świecie i sobie.
Czytaj także:
Możesz zmienić swoje życie. 10 powodów, dla których warto przestać się bać
Odczytaj znaczenie straty
Utracenie jest motorem psychologicznego rozwoju. Kiedy tracimy – dojrzewamy. Kiedy nas boli – pytamy: Dlaczego ja? Czy to musiało się stać? Cierpimy strasznie i czasami nawet niesprawiedliwie. Ale może właśnie wtedy dostajemy szansę, by się zatrzymać. Żyć bardziej uważnie. W tym sensie nie jest to czas przegrany.
To, co przepadło zrobiło miejsce na coś innego w naszym życiu i teraz ta odsłonięta przestrzeń domaga się naszej uwagi.
Nie jestem już tą kobietą co wcześniej
Ale to wcale nie musi być przerażające odkrycie. Jesteś inna. Zgoda. I co z tego wynika? Czujesz się oszukana, ale masz większą znajomość siebie i innych. Zaniedbałaś przyjaźń – teraz doceniasz to, co kruche.
Straciłaś kogoś lub coś, ale nie straciłaś siebie.
Można czuć się ofiarą sytuacji, ale chyba lepiej zastanowić się, co mogę w sobie zmienić. Zamiast pielęgnować gniew, może spróbuję wybaczyć. I łatwiej mi będzie pójść dalej.
Nie muszę się obwiniać bez końca. Po prostu chciałam dobrze, ale mi nie wyszło. W tamtym momencie, nie potrafiłam się obronić przed tym krachem. Chciałam dobrze, ale nie potrafiłam. Nie poradziłam sobie, ale teraz bardziej siebie rozumiem, a to pozwoli mi lepiej o siebie zadbać.
Wystarczy zmienić język, którym mówisz do samej siebie. Z wrogiego, oskarżającego, na wspierający i przyjacielski. Wtedy trauma nie będzie osłabiać, a wzmacniać.
Czytaj także:
Miłość po okresie wdowieństwa. Historia pewnej kobiety
Czasem dobrze jest stracić
Strata „nie psuje nam życia”, bardziej wyrywa z codzienności. Z bezrefleksyjności. Przywołuje do odpowiedzi. Kogoś już nie ma. Coś się zmienia. Umysł otwiera się, poszukuje nowych informacji, uruchamia ciekawość i trenuje wyobraźnię, szuka rozwiązań i pomysłów. Porządkujemy gruzy i składamy na nowo świat. Kto wie, może okazać się nawet piękniejszy. Odzyskujemy poczucie kontroli. Poprawia się poczucie skuteczności, a w rezultacie pewność siebie i nastrój.
Gruba kreska nie istnieje – to, co utracone żyje w nas
Kolekcja strat to nie jest nasze prywatne muzeum kapitulacji. Bardziej świadectwo, że mamy swoją przeszłość. Unikalną. I w tym sensie, nie byle jaką. Pełną ważnych ludzi i znaczących zdarzeń, których utrata wiązała się z cierpieniem.
Dobrze przeżyta strata najpierw osłabia, w potem uruchamia duchowe wzrastanie.
Jest jak przeszkoda, która wyskakuje nam na drogę. Przeszkadza w ślepym pędzie, zatrzymuje. Ból utraty porządkuje wartości. Wspiera w szukaniu tego, co ważne. Zachęca do duchowego i religijnego rozwoju.
Na szczęście, nasze zadowolenie z życia jest o wiele bardziej skomplikowane, niż prosty podział na sukcesy i porażki. Niekiedy siłę daje nie to, co osiągamy, ale to, co zostało nam bezpowrotnie odebrane.