Od kilku lat moją ulubioną modlitwą, a tak po prawdzie to jedyną, która jako tako mi wychodzi, są akty strzeliste. „Boże mój, żebym tylko zdążyła!”; „Jezu drogi, niech śpi jak najdłużej”, „Dzięki Ci, Panie, za ciepłą kawę i prysznic”, „Och, uwielbiam Cię za 24-godzinną dobę, choć nie ukrywam, że mogłaby trwać drugie tyle”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przechadzam się po swoim nowym życiu jak kura na wolnym wybiegu (tak, czuję się wolna bardziej niż kiedykolwiek przedtem!) i gadam pod nosem nie do siebie. I wiem, że Ktoś tam na górze kibicuje moim rozedrganym emocjom, żebym wreszcie uwierzyła, że to, co (w moim odczuciu) mi się rozsypało i krąży wokół mnie niczym w próżni, tak naprawdę jest całością, sensem i pięknem. Że to taki mój egzystencjalny kalejdoskop.
Teoria na kiedyś tam
Stoję tu, gdzie stoję, czyli jako żona z kilkuletnim stażem i matka trójki maluchów. Dlatego od czasu do czasu pozwalam sobie na belferskie prychanie przy moich młodocianych przyjaciołach (mają wyjątkową tolerancję na moje głupie żarciki), jeszcze nietkniętych złotem na serdecznym palcu i niewypieczonych rodzicielstwem, tych co żyją na razie dla siebie, dysponują nieprzyzwoicie dużym zasobem wolnego czasu i możliwością toczenia długich i bezowocnych dyskusji na Facebooku.
No i ja tak sobie przy nich prycham, niczym klacz na krakowskim rynku, że cieszcie się, cieszcie, bo nie znacie dnia ani godziny, a to, co skrzętnie poukładaliście w swoim singielskim CV, zobaczycie – zmieni kiedyś nieoczekiwanie kąt nachylenia i prędkość spadania. Bo jak wsiądziecie do rakiety o nazwie „Rodzina” to życiowy, duchowy, emocjonalny i fizyczny kosmos stanie się bardzo dosłowny. Warto tę teorię schować sobie do kieszeni, na kiedyś tam. Wówczas praktyka przyjdzie w parze z mniejszym szokiem.
Religijna bajka
Bardzo lubię wspominać moje studenckie życie, bo mam nieodparte wrażenie, że byłam w jakiejś religijnej baśni. Tamten czas to rytuał codziennej porannej refleksji, kilku ścieżek na uczelnię, na których można było zahaczyć o adorację, spowiedź i chwilę świętego spokoju.
W torebce zawsze znalazło się miejsce na kieszonkowe wydanie Biblii, nietknięte dziecięcym musem jabłkowym lub piaskownicą wysypaną z buta. To był bardzo, bardzo m ó j czas, dzielony przez tyle, ile ja chciałam i na ile ja miałam sił. Mówię wam: bajka! I mówię wam, byłam przekonana, że w tej rakiecie, do której w końcu ochoczo wskoczyłam, nie dosięgnie mnie stan nieważkości. Że czas jednak nie okaże się pojęciem względnym, a o przyciąganie do siebie samej, do męża, do dzieci i wreszcie do Boga nie trzeba będzie tak bardzo walczyć.
Litania do mamusi
W mój duchowy świat wtargnął huragan „matka”. Rano nie otwieram oczu z psalmem na ustach, bo pierwszą myśl kieruję do dzieci: czy żyją, czy już wstały, a jeśli wstały, to gdzie się rozpełzły, co zrobić im na śniadanie i dlaczego płaczą?
Kiedy odzyskam przytomność umysłu dzięki kawie, to zaczynam wchodzić w tryb rejestrowania najmniejszych kwileń i grymasów twarzy. Kto ma dziecko, ten wie, że to stan umysłu. Nie ma opcji „wyłącz”. Całymi dniami wysłuchuję litanii: Mamusiu, siusiu! Mamusiu, jeść! Mamusiu, pobaw się ze mną! Mamusiu, nie! Mamusiu, tak! Mamusiu, daj! Mamusiu, chodź! Mamusiu, mamusiu, mamusiu! W takich momentach myślę ze szczególną empatią o Maryi i zaczynam rozumieć, dlaczego czasami musimy odczekać swoje, po wypowiedzeniu setnej prośby w ciągu dnia. Święta cierpliwość matki!
Jednak w tym szaleństwie znalazłam swoją metodę na modlitwę. Prawdopodobnie twoja codzienność jest uderzająco podobna do mojej, więc istnieje cień szansy, że skorzystasz z tych kilku pomysłów.
Czytaj także:
5 sposobów na pielęgnowanie wiary w codziennym życiu
Pomysł 1
Módl się życiem. To metoda wielu świętych. Cenię ją sobie zwłaszcza teraz, kiedy cisza i dłuższa chwila samotności to towar luksusowy. Moje codzienne obowiązki oddaję jako ofiarę w konkretnej intencji. Ale nie zbiorczo, bo wówczas trudno mi je przeżywać jako doświadczenie duchowe, lecz każdy czyn z osobna. Usypianie dziecka, przygotowywanie śniadania, spacer, zabawę, gaszenie histerii, wszystko to, co w jakimś sensie wymaga ode mnie wysiłku i zaparcia się siebie.
Pomysł 2
Jedna dziesiątka różańca. Różaniec to dla mnie niełatwa modlitwa. Ale dziesiątkę w ciągu dnia, pomiędzy wyparzaniem kubka a blendowaniem kaszy, potrafię unieść. Żeby o niej pamiętać, noszę na palcu różaniec w formie pierścionka.
Pomysł 3
YouTube. Znalazłam piękne wykonanie Koronki do Bożego miłosierdzia. Co ważne, moje maluchy w pełni ją akceptują, nie irytują się, nie zagłuszają. W kuchni mam głośniki, które mogę podpiąć do urządzenia mobilnego, więc zaraz po Fasolkach i muzyce klasycznej dla geniuszy (serio, jest taka na Spotify!;)) włączam Koronkę i słucham, podśpiewuję, a często po prostu żyję w jej dźwiękach, w międzyczasie czytając dzieciom książkę.
Pomysł 4
Modlitwa dziecka. Moja trzylatka potrafi zrobić znak krzyża, wypowiedzieć modlitwę do anioła i zwieńczyć to wyznaniem: Jezu, ufam Tobie. Korzystam! Często to moja jedyna modlitwa w ciągu dnia, która najczęściej bardzo pobudza moje serce. Bo kiedy tak patrzę na entuzjazm mojej córy, jej radość i całkowite skupienie na wymawianych słowach, w kółko, po 10 razy, to myślę sobie, że chciałabym tak jak ona.
Rakieta “Rodzina”, to podróż w jedną stronę, której nie zamieniłabym na żadną inną bajkę!
Czytaj także:
Mamy małych dzieci są skazane na duchową banicję?